Poproszę. Mogę się odwdzięczyć Boni - mam genialne Ganbare - Warsztaty umierania i najnowsze Auroville, jak masz ochotę.zdyboo pisze: ↑05 paź 2020, 20:01 MałGotka przeczytaj "Bractwo Bang Bang" o ile jeszcze tego nie zrobiłaś. Tam jest niejako od wewnątrz opisana historia Kevina Cartera, fotografii z dzieckiem i sępem, i tym jak sobie z całą historią (nie) poradził autor tego zdjęcia. Jak masz Kindle to mogę Ci nawet pożyczyć plik.
Wiem, że smutno skończył Kevin. Dużo błota się na niego wylało ale w sumie też rozdmuchał temat głodu w Afryce.
Dodano po 1 minucie 30 strzałach znikąd:
Racja. Ale lubię sobie gdybać w tą i tamtą. Zapomniałam, że tu prawie same męskie towarzystwo i rozmowa zejdzie na BABY :D:D:D
Dodano po 2 minutach 14 strzałach znikąd:
Poleć coś - bo ja głownie polskich znam tylko.
Dodano po 2 minutach 9 strzałach znikąd:
Woycciechu - ze specjalna dedykacją proszę bardzo oto filipinki . DObre bo polskie
Dodano po 38 strzałach znikąd:
Dzięki. Zapiszę sobie.nordenvind pisze: ↑05 paź 2020, 20:59 Warto pszeczytać sobie również zbiór esejów Susan Sontag "O fotografii" notabene partnerki Leibovitz.
Pięknie i klarownie piszę tam o "zawłaszczaniu"...
Dodano po 1 minucie 5 strzałach znikąd:
nordenvind pisze: ↑05 paź 2020, 22:58 miałem kiedyś 1bedroom ściana w ścianę obok filipińskiej dyskoteki, przez okno z sypialni mógłbym nawet zostać na part time w sobotnie wieczory selekcjonerem
niestety tego dnia miałem bardziej przyziemne zajęcie, musiałem nadrobić zaległości z tygodnia w tłuczeniu karaluchów w kuchni
filipino katoliczki, dobrze zajmują się domem i przychówkiem
I dobrze tłuką karaluchy. Może i zupę z nich przyrządzą
Dodano po 35 strzałach znikąd:
Było iść na masaż z happy endemcz4rnuch pisze: ↑06 paź 2020, 08:54Do lasu z drewnem pojechałem, ale muszę przyznać, że momenty były. Gdy sobie kiedyś spokojnie czekałem przy sławojce jednego z najznamienitszych na całym Palałanie klubów karaoke na odcedzenie ziemniaczków podeszły do mnie dwie panie, jedna rzuciła mi się na szyję (a przynajmniej tak to zapamiętałem) a druga złapała mnie za krocze i wyszeptała do uszka "soooo big". Co prawda chwila uniesienia nie trwała zbyt długo, bo akurat zwolniło się miejsce (no i trochę spanikowałem) a ze względu na to, że jestem ponadprzeciętnie inteligentny już kilka minut później, przy stoliku, domyśliłem się, że te panie mogły być tam służbowo i pewnie bardzo hojnie rozdawały tego typu komplementy. Tak czy inaczej zapamiętam to jako moją najbardziej upojną noc na Filipinach.