- ktoryms tirze widze przemyt, 4,5,6, tak w piatym
- zgadl pan, reszta jedzie dalej:)
Bretiks
- no_gravity_Carlos
- Posty: 4393
- Rejestracja: 06.2019
Re: Bretiks
Nie zna też życia ten kto nie miał do czynienia z kambodżańskimi celnikami na Mekongu.
- vid3
- Posty: 8568
- Rejestracja: 07.2017
- Lokalizacja: Miasto robotnicze
- Kontakt:
Re: Bretiks
Z celnikami mam chłodną historię z początku lat 90 z ostatków Czechosłowacji.
Moja mama pracowała na tzw. eksporcie czyli dwuletnim wyjeździe, gdzie różne polskie firmy budowały obiekty w innych krajach byłych już wtedy demoludów. Polacy bardzo dobrze zarabiali w porównaniu do Czechów, a że zaopatrzenie w czeskich sklepach było znacznie lepsze niż w Polskich, to kupowali czego u nas się nie dało lub u nas było znacząco droższe. Były co prawda limity tego co można wywieźć i wypełniało się taki druczek co się wywozi i w jakich ilościach tzw. oclenkę. Oczywiście nigdy ilości na papierze nie przekraczały dozwolonych, aby na granicy nie płacić cła. Czescy celnicy jednak rzadko kiedy robili rewizję. Zabierali oclenki, podbijali paszporty i więcej ich nie interesowało. Raz pod koniec wakacji wracaliśmy całą rodziną Jelczem wywrotką z niską skrzynią. Wracaliśmy tak w dwa Jelcze, w jednym byli ludkowie co też do Wrocławia jechali, koledzy z pracy mojej mamy w drugim nasza rodzina. Kabina i paka wypchana dobrem wszelakim, grubo ponad limity na oclenkach.
Dojeżdżamy na granicę, nasz Jelcz był drugi w tym pierwszym regularny kocioł. Rewizja w kabinie, rewizja na pace. Dwie kupki towaru. To co w limicie i to co poza nim. Ta druga kupka znacznie większa. Kolesie zapłacili kilka tysi koron pokuty każdy. Cześć towaru musieli zostawić. My zesrani, bo u nas układ dóbr podobny. Celnik podszedł do nas, zabrał oclenki, zabrał paszporty i poszedł do budki. Po dłuższej chwili wraca, oddaje paszporty, mówi nashledanou i macha koledze, żeby uniósł szlaban. Ulga nieziemska, bo polscy celnicy nigdy nie robili na powrocie problemów.
Po jakimś czasie dopiero wyszło, że tamci kolesie podpadli na budowie, ale nie bardzo było ich jak udupić, to jak jechali do Polski, poszła cyna na granicę, żeby ich dobrze sprawdzić. Najbardziej wkurwiony był z tego wszystkiego tamten kierowca Jelcza, bo on akurat nie podpadł, ale oberwał przy okazji.
Moja mama pracowała na tzw. eksporcie czyli dwuletnim wyjeździe, gdzie różne polskie firmy budowały obiekty w innych krajach byłych już wtedy demoludów. Polacy bardzo dobrze zarabiali w porównaniu do Czechów, a że zaopatrzenie w czeskich sklepach było znacznie lepsze niż w Polskich, to kupowali czego u nas się nie dało lub u nas było znacząco droższe. Były co prawda limity tego co można wywieźć i wypełniało się taki druczek co się wywozi i w jakich ilościach tzw. oclenkę. Oczywiście nigdy ilości na papierze nie przekraczały dozwolonych, aby na granicy nie płacić cła. Czescy celnicy jednak rzadko kiedy robili rewizję. Zabierali oclenki, podbijali paszporty i więcej ich nie interesowało. Raz pod koniec wakacji wracaliśmy całą rodziną Jelczem wywrotką z niską skrzynią. Wracaliśmy tak w dwa Jelcze, w jednym byli ludkowie co też do Wrocławia jechali, koledzy z pracy mojej mamy w drugim nasza rodzina. Kabina i paka wypchana dobrem wszelakim, grubo ponad limity na oclenkach.
Dojeżdżamy na granicę, nasz Jelcz był drugi w tym pierwszym regularny kocioł. Rewizja w kabinie, rewizja na pace. Dwie kupki towaru. To co w limicie i to co poza nim. Ta druga kupka znacznie większa. Kolesie zapłacili kilka tysi koron pokuty każdy. Cześć towaru musieli zostawić. My zesrani, bo u nas układ dóbr podobny. Celnik podszedł do nas, zabrał oclenki, zabrał paszporty i poszedł do budki. Po dłuższej chwili wraca, oddaje paszporty, mówi nashledanou i macha koledze, żeby uniósł szlaban. Ulga nieziemska, bo polscy celnicy nigdy nie robili na powrocie problemów.
Po jakimś czasie dopiero wyszło, że tamci kolesie podpadli na budowie, ale nie bardzo było ich jak udupić, to jak jechali do Polski, poszła cyna na granicę, żeby ich dobrze sprawdzić. Najbardziej wkurwiony był z tego wszystkiego tamten kierowca Jelcza, bo on akurat nie podpadł, ale oberwał przy okazji.
- vid3
- Posty: 8568
- Rejestracja: 07.2017
- Lokalizacja: Miasto robotnicze
- Kontakt:
- abishai
- Osia mówiła - Abiszabi
- Posty: 1521
- Rejestracja: 07.2017
- Lokalizacja: Swindon
Re: Bretiks
No widzisz Wojtku, kiedyś tam chciałeś siłownie czy inne tam, sztangi kupować żeby przypakować, no to teraz możeszwpk pisze:To najcięższy album, jaki zdarzyło mi się kiedykolwiek oglądać.
Tak, pewnie to główna wina tej opłaty, tylko że, w cenie przesyłki było ubezpieczenie zawartości do tej kwoty i mimo upartego wklepania w „deklaracje” mniejszej wartości, nie zmieniało to niczego. Dopiero gdybym wybrał większą wartość przesyłki, doliczało dodatkowe opłaty za większą kwotę ubezpieczenia. Więc te £50 doklepało z automatu zdaje się. Jak już pisałem do Wojtka, nawet jak bym w tej paczce wysłał mu butelke ze wspaniałym powietrzem ze Swindon, to i tak by cło mu pewnie naliczylo.cz4rnuch pisze:Nie wiem czy ta wartość, którą podał Damian nie jest kluczowa. 50 funtów już raczej nie podchodzi pod towary o małej wartości..
- rbit9n
- Ribitibi
- Posty: 9430
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: Kolonia pod Rzeszowem - Za Torem
Re: Bretiks
życie jest no Belonvid3 pisze:życie to .... (edit).
nie, nie tobie ja służę, ja służę bzdurze!