Aparaty do dupy

wszystko, co chcielibyście wiedzieć o technice, ale boicie się zapytać
ODPOWIEDZ
puch24

Re: Aparaty do dupy

#61

Post autor: puch24 »

A jednak utwierdzam się w przekonaniu, że nie przepadam (i nigdy nie przepadałem) za Minoltą, którą zawsze uważałem za firmę nastawioną przede wszystkim na produkcję aparatów, przeznaczonych "do sprzedawania", a nie robionych dla użytkownika.

Dowiedziałem się, dlaczego w prospektach modeli XG-M i X-700 Minolta tak bardzo chwaliła się, że modele te mają "metered manual" (choć jeszcze nie "fully metered manual", jak w późniejszych X-500 i X300(s)).
Otóż modele wcześniejsze od XG-M i X-700: XG-2 (= XG-7), XG-9 i XG-1(n) W OGÓLE nie miały "metered manual"! Wyłączenie trybu A wyłączało też światłomierz. Całkowicie. Przy ręcznym nastawianiu czasów naświetlania robiło się to zupełnie na ślepo.
W dodatku XG-1 miała w wizjerze - w trybie A - wskazania czasu tylko pomiędzy 1/30 a 1/1000s. Dla czasów od 1/15s do 1s pojawiało się tylko ostrzeżenie o długim czasie naświetlania. :-( Dla mnie to niepoważna firma, niepoważnie traktująca swojego klienta.
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38825
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Aparaty do dupy

#62

Post autor: wpk »

E! Brawężnik! Długo będę czekał na ten artykuł o kucykach?
puch24

Re: Aparaty do dupy

#63

Post autor: puch24 »

Chłopie, dziś PIToliłem przez cały dzień. Daj se siana. Napiszę. Na razie masz o Polu Ryżowym (Minoru-ta). Jeszcze przed połączeniem z kucykami.
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38825
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Aparaty do dupy

#64

Post autor: wpk »

Eee...
PITolenie kończy się o północy z 30 kwietnia na 1 maja.
puch24

Re: Aparaty do dupy

#65

Post autor: puch24 »

W tym roku kończy się za 40 minut.
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38825
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Aparaty do dupy

#66

Post autor: wpk »

No to współczuję. ;)
puch24

Re: Aparaty do dupy

#67

Post autor: puch24 »

Ja już na szczęście skończyłem, ale, kurna, nie potrafię się za to zabrać wcześniej, zawsze mam jakieś zaległości i zawsze, co rok, robię to w ostatniej chwili. :-(

Jutro, jak będę chciał i humor miał, to coś napiszę o tej Kucyce. To naprawdę jedna z dziwaczniejszych lustrzanek, choć na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie normalnie. :-D Nikt by się nie spodziewał, co tam wsadzili do sirotka... ;-)
puch24

Re: Aparaty do dupy

#68

Post autor: puch24 »

Konica AR

Firma Konishiroku znana jest przede wszystkim z produkcji błon fotograficznych pod marką Konica (a wcześniej – Sakura), choć sama nazwa Konica to Konishiroku Camera. Firma powstała w 1860 roku i od początku miała związek z wyrobami fotograficznymi. Lustrzanki zaczęli produkować w 1960 roku, ale poza nimi produkowali też aparaty dalmierzowe, kompakty AF, a ostatecznie kompakty cyfrowe. I choć nigdy nie była wielkim producentem sprzętu fotograficznego, pozostając zawsze w cieniu japońskiej „wielkiej piątki”, ma na koncie kilka istotnych osiągnięć: jedną z pierwszych na świecie lustrzanek z całkowicie automatycznym naświetlaniem (Autoreflex w 1965/66 r.), pierwszy „kompakt” 35 mm z AF (C35 AF w 1977), i pierwszą lustrzankę z wbudowanym silnikiem do przesuwu błony (FS-1, 1978/79). Mimo tego, że aparaty te nigdy nie biły rekordów pod względem bogactwa funkcji i wyposażenia, ani też rekordów sprzedaży, miały opinię dobrze i solidnie zbudowanych. Także obiektywy Hexanon itp. cieszyły się bardzo dobrą opinią.

W latach 1990-tych Konica produkowała głównie kompakty, w tym niektóre bardzo udane, jak np. Konica A4 czy Konica Big Mini, a także mające kultowy już status modele Hexar AF z niewymiennym obiektywem 2/35 oraz Hexar RF z dalmierzem i mocowaniem obiektywów Leica M.

W erę cyfrową Konica weszła kompaktami, w zasadzie nie wyróżniającymi się niczym szczególnym. W 2003 roku ogłoszono dość zaskakujące połączenie z firmą Minolta i stworzenie marki Konica Minolta.

Konica produkowała lustrzanki w latach 1960-1987. Pierwsze lustrzanki miały bagnetowe mocowanie obiektywów Konica F (zupełnie inne niż Nikon F), o średnicy 40 mm i odległości rejestrowej 40,5 mm.

Nowsze połączenie bagnetowe, Konica AR, zostało wprowadzone w 1965 roku i utrzymane do końca produkcji lustrzanek Konica w 1987 r., choć w 1967 roku wprowadzono modyfikację, pozwalającą na pomiar światła przez obiektyw przy otwartej przysłonie. Charakterystyczną cechą tego mocowania jest dość duża średnica (47 mm) oraz bardzo niewielka odległość płaszczyzny bagnetu od płaszczyzny ogniskowej (zwana u nas kiedyś odległością roboczą, a obecnie, z angielskiego, odległością rejestrową) – zaledwie 40,5 mm (dla porównania, M42 i Pentax K mają 45,5 mm, a Nikon – 46,5). Konsekwencje tego rozwiązania są rozmaite: po pierwsze, krótkie lustro może powodować winietowanie w wizjerze przy użyciu długich obiektywów, a jeśli chodzi o wymienność obiektywów – obiektywów Konica AR można używać tylko w bezlusterkowcach albo aparatach dalmierzowych, natomiast do Koniki AR można przez adaptery założyć wiele innych obiektywów, bo jest na to miejsce (choć wątpię, by ktoś teraz namiętnie używał lustrzanych aparatów Konica).

Konstruktorzy przewidzieli automatyczne sterowanie przysłoną z korpusu aparatu, a więc automatykę przysłony przy zadanym czasie naświetlania, ale szybko bagnet zmodyfikowano, dodając możliwość przekazu informacji o maksymalnym otworze względnym obiektywu. Dzięki temu możliwe było dość precyzyjne wskazywanie wartości przysłony w wizjerze.
Po tej modyfikacji bagnet już nie zmienił się aż do ostatecznego zakończenia produkcji lustrzanek Konica w 1987 roku.

Poważną wadą tego bagnetu jest brak symulatora przysłony, tzn. obiektyw nie przekazuje do korpusu aparatu informacji o wartości przysłony nastawionej pierścieniem na obiektywie. Utrudnia to pracę w trybie ręcznej regulacji naświetlania – nie można ustawić naświetlania, patrząc w celownik, konieczne jest odjęcie aparatu od oka i nastawienie na pierścieniu przysłon wartości odczytanej w celowniku. Nie jest także możliwie naświetlanie w trybie automatyki czasu naświetlania z preselekcją przysłony, bo do tego symulator przysłony jest niezbędny. Rezygnując z niego (a później także z próby modyfikacji bagnetu), konstruktorzy Koniki zamknęli sobie możliwość zbudowania aparatu fotograficznego z taką automatyką. I to prawdopodobnie ostatecznie przyczyniło się do zaniku lustrzanek Konica, bo zachowując stary bagnet nie można było zbudować lustrzanki multi-mode. Nic też nie wskazuje na to, by Konica pracowała nad lustrzanką AF.

Aparaty Konica z serii Autoreflex z lat 70-tych były aparatami mechanicznymi, z mechanicznie sterowaną i wyzwalaną migawką, i z mechanicznym sterowaniem przysłoną, mimo wyposażenia aparatów w automatykę przysłony. Dzięki temu, aparaty działały także przy braku zasilania, choć oczywiście nie działały wówczas pomiar światła i automatyka.

Model Autoreflex TC pamiętam z Pewexu na przełomie lat 70-tych i 80-tych, gdzie kurzył się przez kilka lat, nie kupiony przez nikogo. Jest to aparat z mechaniczną migawką, dającą czasy od 1/8 s do 1/1000 s i B, X przy 1/60. Wskazania światłomierza są mechaniczne, igłą, mechaniczny jest też samowyzwalacz o regulowanym opóźnieniu. Brak jakiejkolwiek automatyki współpracy z lampą błyskową.

W 1979 roku pojawił się zupełnie nowy i dość rewolucyjny aparat, Konica FS-1, rewolucyjny zarówno u Koniki jak i w ogóle wśród aparatów fotograficznych. Była to bowiem pierwsza lustrzanka małoobrazkowa z wbudowanym silnikiem przesuwającym błonę i naciągającym migawkę, a zatem i pozbawiona dźwigni naciągu ręcznego. Jeśli chodzi o aparaty Konica, jedynymi elementami, które nie zmieniły się, był ten sam bagnet AR oraz automatyka przysłony przy zadanym czasie naświetlania. Poza tym, aparat był całkowicie odmienny od poprzedników.

Przede wszystkim, w odróżnieniu od mechanicznych modeli wcześniejszych, ten jest całkowicie zelektronizowany – nie tylko naciąg błony i migawki, ale także sterowanie migawką, wyzwalanie migawki, sterowanie przysłoną, wskazania w wizjerze diodami LED, elektroniczny jest samowyzwalacz z diodą LED, nawet zdalne wyzwalanie migawki też odbywa się elektrycznym kabelkiem (ze specjalną wtyczką). Elektronika objęła też współpracę z lampą błyskową, która po osiągnięciu gotowości do błysku sygnalizuje to w wizjerze, przestawia czas naświetlania na 1/100 s, i automatycznie ustawia jedną z dwóch liczb przysłony, wybraną na lampie.

Tak silne zelektronizowanie aparatu miało, niestety, negatywne strony – elektronika Koniki FS-1 okazała się bardzo delikatna i podatna na uszkodzenia, często też spowodowane niewłaściwym zasilaniem, np. akumulatorami Ni-Cd zamiast baterii alkalicznych – ich niższe napięcie przy możliwości podawania bardzo dużego prądu często okazywały się zgubne. Bardzo awaryjna elektronika aparatu przeszła dwie modyfikacje, i wersja ostatnia jest podobno już całkiem dobra i odporna na uszkodzenia.

Także elektronicznie sterowany napęd przysłony miał swoją negatywną stronę – siła, jaką wywierał na dźwignię przysłony w obiektywie była znacznie niższa, niż we wcześniejszych modelach, sterowanych mechanicznie. Nie stanowiło to problemu w przypadku oryginalnych obiektywów Koniki, ale w niektórych obiektywach niefirmowych, zwłaszcza Tamron Adaptall 2, opór stawiany przez dźwignię przysłony w obiektywie był znacznie większy, i stanowił za duże obciążenie dla elektronicznie sterowanego mechanizmu napędu przysłony w aparacie. Przy intensywnym korzystaniu z takich obiektywów prowadziło to do awarii mechanizmu przysłony w aparacie.

Dla osób nastawionych bardziej konserwatywnie przygotowano model FC-1, w gruncie rzeczy tak samo wyposażony, ale pozbawiony wbudowanego silnika przesuwu błony i naciągu migawki. Czynności te wykonuje się konwencjonalnie, tradycyjną dźwignią. Pod innymi względami aparat jest niemal identyczny z modelem FS-1. Dla osób lubiących niekiedy użyć silnika do przesuwu błony przewidziano dołączany motor, niestety, raczej powolny (1,5 klatki/s).

Oba te aparaty (FS-1 i FC-1) mają w wizjerze „drabinkę” diod LED, wskazujących wartość przysłony – albo wybraną automatycznie w trybie AE, albo zalecaną dla nastawionego czasu naświetlania w trybie ręcznego ustawiania przysłony. Niestety, ze względu na brak symulatora przysłony w połączeniu bagnetowym, aparaty nie mają „full metered manual”, tzn. w wizjerze nie jest wskazywana wartość przysłony nastawionej na obiektywie ani też różnica pomiędzy wartością pożądaną a nastawioną. Po zmierzeniu światła w wizjerze trzeba aparat oderwać od oka i nastawić odczytaną wartość na pierścieniu przysłon.

Ciekawostką modelu FC-1 jest sposób ładowania błony (przypuszczam, że FS-1 ma to rozwiązane podobnie). Zmorą wszystkich aparatów z automatyką naświetlania było odmierzanie bardzo długich czasów naświetlania przy „strzelaniu” pierwszych ślepych klatek po założeniu błony, zanim licznik doszedł do 1. Przy zasłoniętym obiektywie niektóre aparaty z automatyką czasu naświetlania potrafiły odmierzyć nawet kilkadziesiąt sekund, jeśli się o tym zapomniało i nie wyłączyło automatyki. Dlatego niektórzy producenci w końcu sprzęgli liczniki z migawką tak, by przed osiągnięciem kadru 1 aparat zawsze odmierzał jakiś krótki czas naświetlania. W Konice, co prawda, w najgorszym razie „groziła” 1 sekunda (bo aparat ma priorytet czasów), ale mimo to producent postanowił temu zapobiec. Zanim licznik osiągnie kadr 1, mechanizmy przesuwu błony i naciągu migawki są od siebie odłączone! Ruch dźwigni naciągu tylko przesuwa błonę, a nie naciąga migawki! Po założeniu błony trzeba po prostu kilkakrotnie przesunąć dźwignię aż do chwili, gdy pojawi się opór. I tyle. Nie ma niepotrzebnego pstrykania. Proste.

Na bazie modelu FC-1 zbudowano niemal identycznie wyglądający, ale bardzo kontrowersyjny model FP-1, który uważam za jedną z najdziwaczniejszych lustrzanek, jakie zostały wyprodukowane. Był to jedyny aparat Konica wyposażony w automatykę programową. Jednocześnie został pozbawiony wszelkich innych sposobów ustawiania naświetlania – nie ma ani trybu ręcznego (a właściwie ma, ale bardzo okrojony), nie ma też tradycyjnej dla aparatów Konica automatyki przysłony. Automatyka programowa włącza się po ustawieniu pierścienia przysłon w pozycji EE/AE. Jest to jednak bardzo dziwna automatyka, będąca de facto specyficzną automatyką czasu naświetlania z bardzo dyskusyjną automatyczną preselekcją przysłony.
Przysłona nie jest regulowana płynnie, lecz skokowo, i zależnie od wyniku pomiaru światła może przyjmować tylko trzy wartości: 2,8, 5,6, albo 11. Zakres możliwych czasów naświetlania jest niewielki i wynosi od 1/30 do 1/1000 s.

ObrazekKonica FP-1 Program Curve by Maciej, on Flickr

W najciemniejszych możliwych warunkach (EV8) czas naświetlania wynosi 1/30 s, a przysłona – 2,8. W miarę zwiększania jasności oświetlenia, przy stałej przysłonie 2,8 skraca się czas naświetlania aż do wartości 1/200 s (prawie EV11), przy której następuje przymknięcie przysłony do 5,6, ale i wydłużenie czasu naświetlania do 1/60 s. Przy dalszym wzroście jasności następuje przy stałej przysłonie 5,6 skracanie czasu naświetlania aż osiągnie 1/400 s (prawie EV14), gdy następuje przymknięcie przysłony do 11, i wydłużenie czasu naświetlania do 1/125 s. Dalszy wzrost jasności powoduje skracanie czasu naświetlania aż osiągnie on 1/1000 s, przy stałej przysłonie 11 (EV17).

Jest to bardzo kontrowersyjne i dziwaczne rozwiązanie, które powoduje, m. in., że nie jest wykorzystywana jasność obiektywów jaśniejszych niż 2,8 – nawet jeśli obiektyw ma maksymalny otwór np. 1,7 czy 1,8, służy to wyłącznie ułatwieniu celowania i ustawiania ostrości, bo nie zwiększa możliwości robienia zdjęć przy słabszym oświetleniu. Nie są również wykorzystywane wartości przysłon 16 i 22, które mogłyby przydać się przy bardzo jasnym oświetleniu albo pomóc zwiększyć głębię ostrości.

Jedyną możliwością wpływania na ekspozycję ręcznie jest przestawienie pierścienia przysłon na obiektywie z pozycji EE/AE na jedną z wartości; czas naświetlania przestawia się wtedy automatycznie na czas synchronizacji 1/100 s.

Aparat ma w wizjerze tylko dwie diody LED – brak informacji o parametrach naświetlania.

Dla osób lubiących automatyczny przesuw błony jest możliwość podłączenia silnika.

Ostatnim aparatem z tej serii był model FT-1, będący w gruncie rzeczy ulepszeniem modelu FS-1 i o podobnych parametrach i wyposażeniu.

Ostatnią lustrzanką marki Konica była TC-X, produkowana dla Koniki przez Cosinę w latach 1985-87. Jest to aparat z mechaniczną migawką, dającą czasy od 1/8 s do 1/1000 s i B, X przy 1/60. Funkcjonalnie jest bardzo zbliżona do sporo starszego modelu Autoreflex TC. Wskazania światłomierza, podobnie jak w modelu Autoreflex TC, są mechaniczne, igłą, mechaniczny jest też samowyzwalacz o regulowanym opóźnieniu. Brak jakiejkolwiek automatyki współpracy z lampą błyskową. Pod tymi względami jest to więc powrót o 10 lat wstecz. Ciekawostką jest natomiast możliwość nastawiania czułości błony poprzez kod DX – po raz pierwszy w lustrzance. Ciekawostką jest też zasilanie światłomierza – jedną baterią AA albo AAA, zależnie od wersji aparatu! No i była to też prawdopodobnie jedna z pierwszych lustrzanek z korpusem wykonanym całkowicie z tworzywa sztucznego.

Niektóre szczegółowe informacje zaczerpnąłem z niemieckiej strony, poświęconej lustrzankom Konica: http://www.buhla.de
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38825
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Aparaty do dupy

#69

Post autor: wpk »

Nie do wiary...
Ten "program" kojarzy mi się z jakąś galwaniczno-mechaniczną "automatyką" kompaktów Agfy z lat 50. ;)
puch24

Re: Aparaty do dupy

#70

Post autor: puch24 »

Prawda?
Zdumiewające, że zmyślni skądinąd konstruktorzy Koniki, którzy mieli na koncie kilka naprawdę dobrych pomysłów, zaprojektowali coś tak totalnie bezsensownego! Masz obiektyw 1,7 czy 1,8, właściwie nie wiadomo po co, bo tak, jakbyś miał 2,8. I najdłuższy czas 1/30. Jak w dość prostym kompakcie. Więc po co lustrzanka?
ODPOWIEDZ