Les choses de la vie

zdjęcia i o zdjęciach - bez dogmatu
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
abishai
Osia mówiła - Abiszabi
Posty: 1521
Rejestracja: 07.2017
Lokalizacja: Swindon

Re: Les choses de la vie

#2241

Post autor: abishai »

aisoglaM pisze:
A ro nie, to nie ten rok :)
Małgośka, ale i tak bym się nie zdziwił, jak by się okazało że gdzieś się nasze drogi skrzyżowały.
Może nawet piwo piliśmy z tej samej beczki.

Tak najbliżej, byłaś może na koncercie Voo Voo w kamieniołomach w 95’ ? To tak blisko z Lublina, ja wtedy do Kazimierza dotarłem promem z Janowca, bo Puławy chciałem ominąć, z wiadomych względów.
zdyboo

Re: Les choses de la vie

#2242

Post autor: zdyboo »

Moja dobra koleżanka z fabryki jest z Puław. W 1995 roku już jednak we Wrocławiu mieszkała.
aisoglaM

Re: Les choses de la vie

#2243

Post autor: aisoglaM »

abishai pisze: 25 paź 2020, 21:28
aisoglaM pisze:
A ro nie, to nie ten rok :)
Małgośka, ale i tak bym się nie zdziwił, jak by się okazało że gdzieś się nasze drogi skrzyżowały.
Może nawet piwo piliśmy z tej samej beczki.

Tak najbliżej, byłaś może na koncercie Voo Voo w kamieniołomach w 95’ ? To tak blisko z Lublina, ja wtedy do Kazimierza dotarłem promem z Janowca, bo Puławy chciałem ominąć, z wiadomych względów.
Nie, nie bylam. Z wyjazdowych to najczęściej do Swidnika jezdzilam albo Lubartowa. No i Woodstock kikka razy.
Na pewno w Lublinie w Graffiti 🙂Ja chodzilam tam prawie na wszystko. Nawet na Albercie Rossenfildzie (pamietasz?) Byc moze sepilam na wino bo w sepieniu bylam dobra heheh

Dodano po 1 minucie 17 strzałach znikąd:
Pulawy w tamtym czasie to zywe trainspotting bylo ;)
nordenvind

Re: Les choses de la vie

#2244

Post autor: nordenvind »

Kiedyś wracaliśmy z Brodnicy z takiego festiwalu punk/blues/reggae.
Oczywiście nie było nas stać na powrót czymkolwiek do domu, wszystko poszło za kołnierz i na chleb z margaryną.
Zaczęliśmy drogę niefortunnie po południu. Lata 80te, nieduża miejscowość, mało prywatnych aut, no i duża ekipa.
2 dziewczyny i 4 chłopaków, czyli dziewczyny machają, a my chowamy się po krzakach i rowach.
Po wielkim wyczekiwaniu udało się jednak zatrzymać służbowego Żuka którym przejechaliśmy chyba z 30km i wysadzono nas w polu na rozstajach dróg.
Miejsce jak z tego powiedzenia, ze wrony zawracają, psy szczekają dupami o ile jakiekolwiek są.
Zbliżał się wieczór, ruch zerowy rozbiliśmy namiot 2m. Dziewczyny miały komfort przespania całej nocy, chłopaki na zmianę po połowie nocy.
O świcie kolega do kufla po piwie wydoił krowę, wypiliśmy po szklance paskudnego wiejskiego mleka i z nadzieją spojrzeliśmy na drogę.
Przez jakiś czas totalna pustka. W końcu na horyzoncie pojawiła się furmanka. W tej sytuacji trudno było wybrzydzać i po pół godzinie byliśmy
w jakiejś mieścinie przy drodze wojewódzkiej. Panny załapały się do malucha proboszcza, my trafiliśmy na chłodnię z masłem.
Dwóch kolegów jechało w ciemnej lodówce, ponieważ nie wszyscy zmieścili się do kabiny. Oczywiście agregat był wyłączony.
Spotkaliśmy się w Warszawie w umówionym miejscu. Okazało się że dziewczyny bardzo spodobały się proboszczowi,
zapraszał je nawet na plebanię. Sprytne były, ładnie się uśmiechały, coś tam obiecały i dostały o niego 100zł.
Całkiem nie mała kasa poszła na "Vino" w stolicy które miało być naszym jedynym pożywieniem tego dnia.
Kiedy dopiliśmy resztki w rowie na wschodnich rogatkach Warszawy udało nam się zatrzymać Stara z brezentową budą, dodatkowo z naszego miasta.
Mieliśmy direkt dojechać do domu. W połowie drogi kierowcy coś się odmieniło, stwierdził że musi zatrzymać się i przenocować na parkingu bo rano
ma jakąś sprawę w pobliskiej wiosce. Domyśliliśmy się szybko, że poczuł smaka na nasze dziewczyny.Obie były świeżo po liceum, my niewiele starsi.
No i zaproponował flaszeczkę dziewczynom w kabinie. Dla dobra grupy i w celu umożliwienia porannego powrotu wyzwanie podjęła A. Akurat o nią byłiśmy całkiem
spokojni. Wypiła z szoferem pół litra vódki, przegryzła ją marmoladą ze słoika, grzecznie podziękowała i wyszła z kabiny.
Ona do tej pory ma strasznie mocną głowę, w tej dyscyplinie mogłaby pokonać niejednego faceta. Natomiast druga E już po szklance wina przewracała widowiskowo oczami.
Moment kiedy E zacznie robić streeta na wielu bipkach był zawsze bardzo wyczekiwany.
Awatar użytkownika
abishai
Osia mówiła - Abiszabi
Posty: 1521
Rejestracja: 07.2017
Lokalizacja: Swindon

Re: Les choses de la vie

#2245

Post autor: abishai »

W Lublinie w Graffiti byłem na pewno na Voo Voo, nie wiem czy ten koncert Illusion to też się tam nie odbywał, ale jeżeli bywałaś na Woodstockach to jakie lata?
aisoglaM

Re: Les choses de la vie

#2246

Post autor: aisoglaM »

abishai pisze: 25 paź 2020, 22:05 W Lublinie w Graffiti byłem na pewno na Voo Voo, nie wiem czy ten koncert Illusion to też się tam nie odbywał, ale jeżeli bywałaś na Woodstockach to jakie lata?
Wszystkie w Zarach 😍

Dodano po 1 minucie 50 strzałach znikąd:
nordenvind pisze: 25 paź 2020, 21:57 Kiedyś wracaliśmy z Brodnicy z takiego festiwalu punk/blues/reggae.
Oczywiście nie było nas stać na powrót czymkolwiek do domu, wszystko poszło za kołnierz i na chleb z margaryną.
Zaczęliśmy drogę niefortunnie po południu. Lata 80te, nieduża miejscowość, mało prywatnych aut, no i duża ekipa.
2 dziewczyny i 4 chłopaków, czyli dziewczyny machają, a my chowamy się po krzakach i rowach.
Po wielkim wyczekiwaniu udało się jednak zatrzymać służbowego Żuka którym przejechaliśmy chyba z 30km i wysadzono nas w polu na rozstajach dróg.
Miejsce jak z tego powiedzenia, ze wrony zawracają, psy szczekają dupami o ile jakiekolwiek są.
Zbliżał się wieczór, ruch zerowy rozbiliśmy namiot 2m. Dziewczyny miały komfort przespania całej nocy, chłopaki na zmianę po połowie nocy.
O świcie kolega do kufla po piwie wydoił krowę, wypiliśmy po szklance paskudnego wiejskiego mleka i z nadzieją spojrzeliśmy na drogę.
Przez jakiś czas totalna pustka. W końcu na horyzoncie pojawiła się furmanka. W tej sytuacji trudno było wybrzydzać i po pół godzinie byliśmy
w jakiejś mieścinie przy drodze wojewódzkiej. Panny załapały się do malucha proboszcza, my trafiliśmy na chłodnię z masłem.
Dwóch kolegów jechało w ciemnej lodówce, ponieważ nie wszyscy zmieścili się do kabiny. Oczywiście agregat był wyłączony.
Spotkaliśmy się w Warszawie w umówionym miejscu. Okazało się że dziewczyny bardzo spodobały się proboszczowi,
zapraszał je nawet na plebanię. Sprytne były, ładnie się uśmiechały, coś tam obiecały i dostały o niego 100zł.
Całkiem nie mała kasa poszła na "Vino" w stolicy które miało być naszym jedynym pożywieniem tego dnia.
Kiedy dopiliśmy resztki w rowie na wschodnich rogatkach Warszawy udało nam się zatrzymać Stara z brezentową budą, dodatkowo z naszego miasta.
Mieliśmy direkt dojechać do domu. W połowie drogi kierowcy coś się odmieniło, stwierdził że musi zatrzymać się i przenocować na parkingu bo rano
ma jakąś sprawę w pobliskiej wiosce. Domyśliliśmy się szybko, że poczuł smaka na nasze dziewczyny.Obie były świeżo po liceum, my niewiele starsi.
No i zaproponował flaszeczkę dziewczynom w kabinie. Dla dobra grupy i w celu umożliwienia porannego powrotu wyzwanie podjęła A. Akurat o nią byłiśmy całkiem
spokojni. Wypiła z szoferem pół litra vódki, przegryzła ją marmoladą ze słoika, grzecznie podziękowała i wyszła z kabiny.
Ona do tej pory ma strasznie mocną głowę, w tej dyscyplinie mogłaby pokonać niejednego faceta. Natomiast druga E już po szklance wina przewracała widowiskowo oczami.
Moment kiedy E zacznie robić streeta na wielu bipkach był zawsze bardzo wyczekiwany.
Co jak co ale pamiec masz swietna 😂🙂 super przygody Nordzi. Wabik na dziewczyny machaja, chlopaki w krzakach zawsze byl najlepszy. Zawod kierowcow bezcenny 🙂🙂
zdyboo

Re: Les choses de la vie

#2247

Post autor: zdyboo »

A propos takich spotkań, co to nie mają prawa się wydarzyć, a jednak zdarzają się.
Moja alma mater ma cztery duże akademiki przy ul. Wittigowa. Kampus jest znany pod nazwą Wittigiowo. Jedną z cyklicznych imprez była "Noc grilli". Cały teren zastawiony grillami, jakieś koncerty, jakieś zawody, w stylu ile okrążeń wokół Wittigowa dasz radę przebiec, jeżeli po każdym będziesz pił piwo. Choć podobno była i bardziej hardkorowa wersja, gdzie wbiegało się po schodach na 11 piętro akademika i co piętro była lufa czystej. Podobno nikt nigdy nie dał rady ukończyć tego.
W każdym razie, jak studiowałem to na polibudzie było wtedy 25 tys. studentów. Oczywiście nie wszyscy bawili się na nocy grilli, ale kilka tysięcy osób było na pewno.
Umawiam się z moim irlandzkim przyjacielem, z którym do jednej klasy podstawówki chodziliśmy, potem do jednej klasy technikum i dopiero na studiach się nasza edukacja rozdzieliła. On poszedł na górnictwo, a ja na elektronikę. On się miał bawić z ludźmi ze swojego roku, ja ze swojego. Znaleźć się w takim tłumie, po ciemku, niepodobna, ale może jakoś uda się zdzwonić.
Wbijam na Wittigowo, znajduję kumpli z grillem i kto rozstawił grilla obok? Irlandzki przyjaciel ze swoimi kumplami.
nordenvind

Re: Les choses de la vie

#2248

Post autor: nordenvind »

aisoglaM pisze: 25 paź 2020, 22:10
Co jak co ale pamiec masz swietna 😂🙂 super przygody Nordzi. Wabik na dziewczyny machaja, chlopaki w krzakach zawsze byl najlepszy. Zawod kierowcow bezcenny 🙂🙂
Takie historie nie zdarzały się na co dzień, czasami jest i okazja powspominać je z byłymi uczestnikami więc utrwaliły się

Raz jeszcze było zabawnie, w trójkę kumpli jechaliśmy na Festiwal Teatrów Ulicznych do Jeleniej Góry.
Z Wrocławia postanowiliśmy jechać stopem. nawet nie pamiętam dlaczego, pociąg uciekł, czy coś...
Czekaliśmy na rogatkach w polu kukurydzy uprzyjemniając sobie czas Marysią.
Z własnej hodowli prawie pół/legal w tamtych czasach. Marysia nawet nie była specjalnie "notowana" w MO :)
Jakimś cudem zatrzymaliśmy oczywiście Żuka. Kierowca wytrzymał z nami i naszymi dialogami może pół godziny i wyrzucił na zbity pysk
aisoglaM

Re: Les choses de la vie

#2249

Post autor: aisoglaM »

Hehe.. takie spotkania sprawią, że masz ciary. Totalnie nieprzewidywalne i w zasadzie niemozliwe. A jednak. To ja tak mialam z moja kolezanka wspomniana wczesniej. Po studiacb urwal mam sie kontakt. Ona wyjechala do UK. Ja zostalam w Lublinie. Po 10 latach pojechalam do Londynu do znajomych. LONDYN kurde! I na impreze kto przyszedl Anka. Szok. Niedowierzanie. Plakanie itp. A potem dochodzenie i jakies dziwne aberacje, ze sie spotkalysmy w tym czasie, w tym miejscu. Przypadek? No jak to nie nazwac to po prostu wow.

Dodano po 5 minutach 40 strzałach znikąd:
nordenvind pisze: 25 paź 2020, 22:26
aisoglaM pisze: 25 paź 2020, 22:10
Co jak co ale pamiec masz swietna 😂🙂 super przygody Nordzi. Wabik na dziewczyny machaja, chlopaki w krzakach zawsze byl najlepszy. Zawod kierowcow bezcenny 🙂🙂
Takie historie nie zdarzały się na co dzień, czasami jest i okazja powspominać je z byłymi uczestnikami więc utrwaliły się

Raz jeszcze było zabawnie, w trójkę kumpli jechaliśmy na Festiwal Teatrów Ulicznych do Jeleniej Góry.
Z Wrocławia postanowiliśmy jechać stopem. nawet nie pamiętam dlaczego, pociąg uciekł, czy coś...
Czekaliśmy na rogatkach w polu kukurydzy uprzyjemniając sobie czas Marysią.
Z własnej hodowli prawie pół/legal w tamtych czasach. Marysia nawet nie była specjalnie "notowana" w MO :)
Jakimś cudem zatrzymaliśmy oczywiście Żuka. Kierowca wytrzymał z nami i naszymi dialogami może pół godziny i wyrzucił na zbity pysk
Hahahaa
To ja mialam taka historie, ze zabral nas bardzo uprzejmy Pan tirowiec. Z Warszawy do Zielonej Gory ..akurat na Woodstock jechalysmy. Przemily czlowiek. Nakarmil, napoil kubusiami i tak jedziemy i jedxiemy. My w glanach przecież ..dlugich..juz 24 godzina jak z domu wyszlysmy. Zaczelysmy sie troche krecic .. pan mowi dziewczynki zdrzemnjjcie sie troche , buty zdejmijcie..nie no prosz pana nie trzeba . Jest ok..zdejmijcie, zdejmijcie..no to zdjelysmy.... miny tego pana jak otwieral okno nie zapomne do konca zycia ... nic nie powiedxial ..ale mial wypisane wzzystko... i przez cala noc to okno juz otwarte było hehe
nordenvind

Re: Les choses de la vie

#2250

Post autor: nordenvind »

Mój najlepszy kumpel jest z tamtych czasów. Lączą nas ponadto te same zabawy w kotka i myszkę z wojskiem, nawet w tym samym roku, tej samej jednostce,
tyle, ze na innych poborach. Koleżanka z mocną głową prawie co roku przyjeżdża tutaj z USA. Ta od słabej głowy była moją dziewczyną, teraz jest żoną
byłego chłopaka mojej żony hehe
ODPOWIEDZ