Z archiwum Owaina: Piraci zza kwazarów czyli klątwa Czarnej Dziury

o kulturze i sztuce innej niż fotograficzna
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38804
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Z archiwum Owaina: Piraci zza kwazarów czyli klątwa Czarnej Dziury

#11

Post autor: wpk »

Pomidor.
Awatar użytkownika
Owain
Nasz Czelnik
Posty: 14707
Rejestracja: 11.2016

Re: Z archiwum Owaina: Piraci zza kwazarów czyli klątwa Czarnej Dziury

#12

Post autor: Owain »

Powstał jeszcze epilog z okazji urodzenia się dziecka Coobiemu - Andy'emu ;)

Leonowi

W owym czasie wyszło rozporządzenie Imperatora Andrusa Eldriusa, żeby przeprowadzić spis ludności1 w całej Galaktyce. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Bimbrii był Kanediusz2 . Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy na swą planetę. Udał się także Andy z Repszevii, do Mgławicy Pyr’aa, na planetę Possen, ponieważ pochodził z domu i rodu Wielkiego Gotha, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Marią, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Marii czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w kapsule, gdyż nie było dla nich miejsca w kantynie.

***

Dwie postacie mozolnie przemierzały wydmy pustyni północnego kontynentu Possen. W bladym świetle Silvana3 można było dostrzec baloniaste hełmy. Z pewnością nie można było dostrzec rajtuzów4 na rękach i szelek na nogach.
- Na pewno mamy leźć w tam, gdzie świeci ta gwiazda, Void?
- Na pewno Betrayal, nie desperuj. Przecież anioł, zanim odleciał, powiedział: „Odszukajcie Dziecię, Gwiazda wskaże wam drogę”.
- Zanim odleciał, powiedział też: „Jak otworzycie jeszcze butelczynę, pokażę wam Oczy Ważki5”. Ale całe szczęście zaraz potem odleciał na dobre.
- Bo nie trzeba było pić przepalanki, przeklętego trunku. Ale rano odleciał normalnie, mówię ci, to anioł był.
- Anioły nie latają statkami w kształcie żelazka. I z pewnością nie każą do siebie mówić: Bobek Feta.
- Przestań już, Betrayal. Musimy opchnąć dary. Wiesz przecież, że nasze obrazki6 nie sprzedają się dobrze.
- Wiem, Void. Oh dear, oh dear.

***

Przymusowe lądowisko U.S.S. De Belleme znajdowało się niespełna milę od kantyny Beth-Leyem. Andy krzątał się, doglądając obozowiska, medyczne droidy krzątały się przy Marii, która zniosła poród dość dobrze. W kapsule, naprędce zaaranżowanej na kojec, spoczywało Dziecię. Noc – jak na pustynię Possen przystało – była piękna. Na nieboskłonie migotały gwiazdy, w oddali, nad górami, tliła się zielonkawa zorza. Kadłub De Bellema (niegdyś postrachu Galaktyki, dziś statku cywilnego), migotał radośnie lampkami. Co dziwne, przyciągnięte aurą tego niezwykłego zdarzenia, pojawiać się zaczęły przyjazne zwierzęta. Było zatem stado jednorożców, radośnie grzebiących w piasku kopytkami, był wesoło parskający chrapami Minotaur, nieopodal wesoło baraszkowały w piasku młode czerwie. Z miejscowych jaskiń nadleciały nietoperze wirując w pięknych piruetach, no mówię Wam, zebrał się istny bestiariusz. Zmęczony Andy przysiadł obok Marii i czule ją objął. Widząc to, wzruszenie ogarnęło wszystkich zgromadzonych. Frankenstein czule objął Draculę, Grishnak czule objął Ugluka, Alien czule objął Predatora, a Kaczyński czule objął Hoffmana.
I nawet skrzydlate, zielonkawe i oślizłe monstrum, które przycupnęło za kamieniem próbowało nadać swej twarzy natchniony wyraz, co nie jest łatwe, gdy zamiast ust ma się niezliczone macki.
Taki oto widok ukazał się wędrowcom w baloniastych hełmach.
- Ale szopka – mruknął pod nosem Void, ale dziarsko zbliżył się do szczęśliwych rodziców.
I wówczas, sam nie rozumiejąc dlaczego, zapytał wskazując na Dziecię:
- Jezusek?
- Nie, czemu. Leon! – uśmiechnął się Andy. Ale po chwili, sam nie rozumiejąc dlaczego, rzekł do wędrowców:
- Kadzidło i mirrę możecie sobie zatrzymać, ale złoto by się przydało.
Wędrowcy – jak zwykle – wyglądali na zmieszanych i nieszczęśliwych:
- Yyy… złoto? Nie mamy złota….
- A co macie? - zapytała zniecierpliwiona Maria.
- Tylko to. – odrzekł niepewnie Void, wyciągając pudełko zza pazuchy.

Z pudełka dało się słyszeć kumkanie.


***

Dziewięć miesięcy wcześniej, niż opisane tu zdarzenia, Andy obudził się z policzkiem przyklejonym do kontuaru resztkami tachtańskiej nalewki. W jego głowie supernowa zamierzała zamienić się w białego karła, atakując skacowane neurony paroksyzmem bólu. Wczorajsza satysfakcja z przepicia kupców z Korporacji Handlowej prysła jak mydlana bańka.
Andy z trudem odkleił policzek od baru. Suchość w jego gardle przypominała atmosferę Tatooine i Arrakis. Do kantyny powoli wpełzały promienie wschodzącego Luźnego Knura. Pod stolikami raźno pochrapywali kupcy, sprzątaczka klnąc pod nosem wycierała podłogę ośmioma szmatami7 . Za ladą, plecami do Andy’ego, siwy, długowłosy staruszek wycierał niemrawo szklanki. Andy nie kumał typka z poprzedniego wieczoru, choć mógł to być barman z porannej zmiany.
- W.. whh.. whody…. – wycharczał Andy w kierunku matuzalema sztuki barmańskiej.
Niestety bez reakcji. „Kurwa, pewnie głuchy” - pomyślał żałośnie Andy.
- Wody!! – krzyknął przełamując pustynię swego kaca.
Tym razem staruszek znieruchomiał. I odpowiedział:
- Dam ci wody – głos miał natchniony i złowrogi – Dam ci wody, jeśli… - tu jego głos wszedł o oktawę wyżej – Dasz mi to, co w domu zastaniesz, a czego się nie spodziewasz!!
Staruszek odwrócił się. Jego cera była biała jak śniegi Hoth. Jego źrenice były wąskie jak skarb pewnej znanej kurtyzany. Na szyi dyndał mu medalion przedstawiający bardzo brzydkiego i z pewnością chorego psa.
Jednak zanim staruszek zdążył zamemłać coś jeszcze, lufa blastera Andy’ego dotykała już jego czoła:
- Spieprzaj, dziadu – wycedził Andy i pociągnął za spust.

--------------------------------------------------------------------

(1) Określenie „ludność” jest oczywiście umowne, zwłaszcza że budowa anatomiczna niektórych mieszkańców Galaktyki przypominała efekt eksperymentów z bronią masowego rażenia a ich rytuały godowe – orgię pijanych pawianów sklejonych dupami.
(2) Podłą insynuacją jest plotka, jakoby po przejściu na zasłużoną emeryturę, Komandor Kaneda, drogą łapówek, zdobył urząd wielkorządcy Bimbrii, aby położyć łapę na tamtejszych źródłach przepysznego napitku.
(3) Silvan, zwany również Torque, zwany również Sprośnym Koziołkiem – księżyc Possen, będący również jego znanym w całej Galaktyce symbolem.
(4) Tak, kurde bele, sprawdziłem w słowniku że odmienia się: „rajtuzów” !
(5) To autentyczna historia. W 2002 r. na Castlu, siedzieliśmy z Andym na basenowym polu przed namiotem, gdy nagle pojawił się lekko jeszcze nietrzeźwy typek w samych slipkach. Zapytał czy chcemy zobaczyć oczy ważki. Chyba chwilę zawahania wziął za potwierdzenie bo po chwili pociągnął slipki energicznie do góry. CP 2002 pozostanie w mojej pamięci na zawsze.
(6) Ja kupiłem. Mam nawet dedykację na okładce wymuszoną po pijaku:)
(7) Co nie było takie trudne, biorąc pod uwagę, iż miała osiem macek.
Sowy nie są tym, czym się wydają...
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38804
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Z archiwum Owaina: Piraci zza kwazarów czyli klątwa Czarnej Dziury

#13

Post autor: wpk »

Nie próżnowałeś Waść. I dobrze Ci się działo.
ODPOWIEDZ