nordenvind pisze: ↑25 paź 2020, 21:57
Kiedyś wracaliśmy z Brodnicy z takiego festiwalu punk/blues/reggae.
Oczywiście nie było nas stać na powrót czymkolwiek do domu, wszystko poszło za kołnierz i na chleb z margaryną.
Zaczęliśmy drogę niefortunnie po południu. Lata 80te, nieduża miejscowość, mało prywatnych aut, no i duża ekipa.
2 dziewczyny i 4 chłopaków, czyli dziewczyny machają, a my chowamy się po krzakach i rowach.
Po wielkim wyczekiwaniu udało się jednak zatrzymać służbowego Żuka którym przejechaliśmy chyba z 30km i wysadzono nas w polu na rozstajach dróg.
Miejsce jak z tego powiedzenia, ze wrony zawracają, psy szczekają dupami o ile jakiekolwiek są.
Zbliżał się wieczór, ruch zerowy rozbiliśmy namiot 2m. Dziewczyny miały komfort przespania całej nocy, chłopaki na zmianę po połowie nocy.
O świcie kolega do kufla po piwie wydoił krowę, wypiliśmy po szklance paskudnego wiejskiego mleka i z nadzieją spojrzeliśmy na drogę.
Przez jakiś czas totalna pustka. W końcu na horyzoncie pojawiła się furmanka. W tej sytuacji trudno było wybrzydzać i po pół godzinie byliśmy
w jakiejś mieścinie przy drodze wojewódzkiej. Panny załapały się do malucha proboszcza, my trafiliśmy na chłodnię z masłem.
Dwóch kolegów jechało w ciemnej lodówce, ponieważ nie wszyscy zmieścili się do kabiny. Oczywiście agregat był wyłączony.
Spotkaliśmy się w Warszawie w umówionym miejscu. Okazało się że dziewczyny bardzo spodobały się proboszczowi,
zapraszał je nawet na plebanię. Sprytne były, ładnie się uśmiechały, coś tam obiecały i dostały o niego 100zł.
Całkiem nie mała kasa poszła na "Vino" w stolicy które miało być naszym jedynym pożywieniem tego dnia.
Kiedy dopiliśmy resztki w rowie na wschodnich rogatkach Warszawy udało nam się zatrzymać Stara z brezentową budą, dodatkowo z naszego miasta.
Mieliśmy direkt dojechać do domu. W połowie drogi kierowcy coś się odmieniło, stwierdził że musi zatrzymać się i przenocować na parkingu bo rano
ma jakąś sprawę w pobliskiej wiosce. Domyśliliśmy się szybko, że poczuł smaka na nasze dziewczyny.Obie były świeżo po liceum, my niewiele starsi.
No i zaproponował flaszeczkę dziewczynom w kabinie. Dla dobra grupy i w celu umożliwienia porannego powrotu wyzwanie podjęła A. Akurat o nią byłiśmy całkiem
spokojni. Wypiła z szoferem pół litra vódki, przegryzła ją marmoladą ze słoika, grzecznie podziękowała i wyszła z kabiny.
Ona do tej pory ma strasznie mocną głowę, w tej dyscyplinie mogłaby pokonać niejednego faceta. Natomiast druga E już po szklance wina przewracała widowiskowo oczami.
Moment kiedy E zacznie robić streeta na wielu bipkach był zawsze bardzo wyczekiwany.