Ja lubię jedno i drugie. Byle zrobić dobrze taki miks. Granica jest cienka, można popaść i w śmieszną nowoczesność i w żałosną imitację "starego".
Miasta żyją i się zmieniają, nawet te "stare" nie są z jednej epoki. Uważam więc, że jakoś trzeba to robić, szczególnie jeśli jest to centrum miasta. W tym miejscu nie odbudowano właściwie niczego od czasu bombardowań w 1945 roku. Efekt końcowy też mnie nie powala, ale nie da się ukryć, że w to miejsce wróciło życie.
Z Gdańska po wojnie został ogryzek. Ten ogryzek władcy PRL-u poobgryzali jeszcze bardziej. I teraz w miejsce starych nieistniejących ale często istniejących jeszcze pozostałości pwstały te z metra cięte potworki, które nijak pasują do architektury w bliskim sąsiedztwie. Sto razy więcej wolę ten Gdańsk mojego dzieciństwa niż ten z dzisiaj.