Pewnie, że cukrowe. Trochę tego w okolicy leżało, aż kilka dni temu zobaczyłem kombajn i kolejkę kilkunastu ciężarówek z naczepami...
Masz jeszcze takie za dobre słowo:
Dokładnie tak.
Posunięcia naszych władz miasta są jednocześnie chwalone i bardzo krytykowane.
Podejmują działania, zmierzające do rewitalizacji rozpadającego się centrum. Jednocześnie zamierzają wypieprzyć ruch drogowy, samochodowy.
Robią, co mogą, żeby zniechęcić ludzi do korzystania z samochodów, ale nie oferują wiele w zamian, tzn. zbiorkom jest do dupy. Owszem, robi się to i owo tu i tam, ale, wiadomo, nie w jeden dzień Rzym zbudowano. Sieć tramwajowa przez wiele lat była rozrzedzana, likwidowana, zarzucono plany budowy linii tramwajowych, których odcinki tu i ówdzie powstały pod koniec lat 70 i w latach 80. Wtedy uważano tramwaje za przestarzałe i niepotrzebne. Teraz te linie by się przydały.
Parę lat temu zafundowano nam wielką rewolucję zbiorkomu, zmieniono prawie wszystkie trasy tramwajów i autobusów, a przede wszystkim - zlikwidowano linie autobusowe na ulicach, po których jeżdżą tramwaje. Ma to taki skutek, że jak tramwaje się zatną - a dzieje się to parę razy dziennie - nie ma zmiłuj, wszystko stoi, a nie ma alternatywy w postaci autobusów, do których można by się było przesiąść.
Bardzo też krytykowana jest koncepcja "uspokojenia" ruchu drogowego w centrum. Wiele małych ulic przerabianych jest na tzw. woonerfy (złośliwe zwane wnerwami), bo wnerwiają - nie można na nie wjechać (ograniczony ruch tylko dla mieszkańców). A Łódź, jak niedawno czytałem, jest miastem o wyjątkowo rzadkiej siatce ulic, tzn. kwartały są bardzo duże w stosunku do ilości ulic, które są w dużych odległościach od siebie, a niewielki procent powierzchni miasta jest zajęty przez drogi i ulice. W sumie więc raczej należałoby powyburzać mało wartościowe, stare, zaniedbane kamienice i budynki fabryczne w centrum i poprzebijać na ich miejscu nowe ulice.
A takich budynków jest w Łodzi mnóstwo. Ogromna część zabudowy śródmieścia w zasadzie nadaje się tylko do wyburzenia. Są to budynki w większości ponadstuletnie, stawiane pospiesznie, jak najmniejszym kosztem, w okresie gwałtownego rozwoju miasta pod koniec XIX i na początku XX wieku. Budynki te najczęściej nie mają żadnego podpiwniczenia, a jedynie bardzo płytkie fundamenty. Od kogoś zbliżonego do źródeł wiarygodnych słyszałem, że często jest tak, że tylko cztery budynki w rogach kwartału są nieco głębiej zakotwiczone w ziemi i to one trzymają sobą cały kwartał. Gdyby je wyburzyć, cała reszta poleci, pozbawiona wsparcia z boków. Do tego jeszcze w zasadzie od chwili wybudowania nie dbano o te budynki. Okres I WŚ i dwudziestolecia międzywojennego był okresem zapaści w Łodzi, związanej z upadkiem przemysłu włókienniczego, którego głównym odbiorcą była wcześniej carska Rosja. Upadek Łodzi był więc skutkiem monokultury przemysłowej, nastawienia na jeden produkt i jeden rynek. A po II WŚ gdy wszystko to znacjonalizowano, gdy odebrano kamienice (albo zarząd nad nimi) prywatnym właścicielom), też nie dbano o tę substancję budowlaną, pozwalając jej stopniowo rozpadać się. Do tego jeszcze ponowny całkowity upadek przemysłu włókienniczego w latach 90, bezrobocie rzędu 25%, itp., spowodowały, że większość Śródmieścia zamieszkana jest przez ludzi biednych, najczęściej niepracujących już od dwóch pokoleń, totalnie zaniedbana, rozpadająca się, pozbawiona wszelkich wygód (jedna toaleta na piętrze albo i w budynku, itp.). Do tego jeszcze dochodziły w wielkim stopniu nieuregulowane stosunki własnościowe tych budynków, nie pozwalające podejmować decyzje o wyburzeniach, itp.
Władze próbują rewitalizować niektóre lepsze budynki i zasiedlić je "lepszymi" mieszkańcami, i wysiedlają "biedotę" i wyburzają budynki bezwartościowe, stawiając na ich miejscu zupełnie nowe. To nawet się udaje całkiem nieźle, i okazuje się, że wcale nie trzeba bardzo długo szukać potencjalnych mieszkańców. Ale jednak są z tym kłopoty, jeśli dany nowy czy odnowiony budynek jest jednak w dość "zakazanym" otoczeniu, gdzie wieczorem można wyjść z nożem między żebrami. Na takie lokalizacje raczej nie ma wielu chętnych, zwłaszcza, że czynsze też wcale nie są bardzo przystępne. Stąd też ta polityka często jest bardzo silnie krytykowana.