Jednak znaczna część sobie z tego nie zdaje sprawy, nie dopuszcza takiej myśli czy wie, że nie wierzy, ale tradycja, rodzina, sąsiedzi itp. Ja jestem niewierzący, ale nie od zawsze i nie upajam się tym, raczej fakt nieistnienia Boga napełnia mnie smutkiem. Podobnie jak nieistnienie magii i mocy ze star warsów. Nie epatuję też swoim ateizmem jak feministki nienawiścią do samców. Zupełnie nie mam problemu z przeżegnaniem się, gdy zwiedzam kościół zabytkowy. Nie spali mnie, jak nakreślę znak krzyża uznając i szanując tę bajkę, która jednak bajką się zdaje. Tak samo, jak zapaliłbym świecę w świątyni buddyjskiej, czy co tam się robi. I robię to w sposób całkowicie naturalny, wolny i absolutnie wolny od poczucia 'oszukiwania' czegokolwiek i kogokolwiek, w tym siebie samego.
Amen!

Sowy nie są tym, czym się wydają...