Le Temps retrouvé...
Re: Zdjęcia tak stare, że nawet najstarsi Górale wymiękają
Ha!
Takie rzeczy to już tylko dinozaury.
Takie rzeczy to już tylko dinozaury.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Zdjęcia tak stare, że nawet najstarsi Górale wymiękają
Trudno. Co robić?
A w nawiązaniu do powyższego nie mogę sobie odmówić ponownego wrzucenia czołówki serialu, którym się zachwycałem jako siedmiolatek, bo wciąż jest zajebista i zawsze mi się z Man of Mystery kojarzy:
A w nawiązaniu do powyższego nie mogę sobie odmówić ponownego wrzucenia czołówki serialu, którym się zachwycałem jako siedmiolatek, bo wciąż jest zajebista i zawsze mi się z Man of Mystery kojarzy:
Re: Zdjęcia tak stare, że nawet najstarsi Górale wymiękają
Ha!
Randalla i Hopkirka (zmarłego) oglądałem jako dziecię. Leciało w TV.
Później był niezapomniany i nieodżałowany (+2013) Georges Descrières jako Arsène Lupin, a także Brygady Tygrysa.
No, i Leworwel i melonik, czyli John Steed i Emma Peel.
A, no i Lodzia Mul jako Święty.
Randalla i Hopkirka (zmarłego) oglądałem jako dziecię. Leciało w TV.
Później był niezapomniany i nieodżałowany (+2013) Georges Descrières jako Arsène Lupin, a także Brygady Tygrysa.
No, i Leworwel i melonik, czyli John Steed i Emma Peel.
A, no i Lodzia Mul jako Święty.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
Karol...
Nie wiem, co powiedzieć.
Zachwyt nad kurtynami nie wystarczy.
Dodano po 17 minutach 13 strzałach znikąd:
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
Zmieniłem tytuł wątku. Bo tak.
Nie wiem, co powiedzieć.
Zachwyt nad kurtynami nie wystarczy.
Dodano po 17 minutach 13 strzałach znikąd:
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
Zmieniłem tytuł wątku. Bo tak.
- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14716
- Rejestracja: 11.2016
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
Na studiach koledzy jeździli stopem po Europie Zachodniej. Jeden kolega, który dziś jest ważnym sędzią w Warszawie zjeździł tak południe Francji, Włoch, zwiedzając muzea, zabytki. Nie wydał na wyprawę prawie nic, bo żywił się zafoliowanym, jeszcze dobrym jedzeniem wywalanym na stacjach benzynowych do kosza, a zarabiał na wstęp myjąc szyby przygodnie spotkanym samochodom.
Inni koledzy dużo podróżowali do Amsterdamu, bo u nas na studiach prawniczych dużo paliło się trawki. Jeden dealer został nawet ważnym prokuratorem Ja wybrałem się z chłopakami na dwa wyjazdy, w 1997 do paryżewa i w 1998 do Hiszpanii, do Barcelony i do San Sebastian, a właściwie pod, do uroczej miejscowości Orio.
Kilka już fotek wrzucałem z tych wojaży, ale co tam, historii parę jest, to na raty trochę powrzucam, jak nie będzie sprzeciwu. Nie obiecuję chronologii.
Nie licząc na łaskawość polskich kierowców, oczywiście do granicy kierowaliśmy się polskim pociągiem. W Zgorzelcu była ściepa na łapówkę dla konduktora, bo samo przejechanie granicy kosztowało jako że w pociągu międzynarodowym, jakąś większą kasę. Ale zabawa zaczynała się już w Krakowie, gdzie nabywaliśmy Sowietskoje Igristoje i piliśmy je na potęgę, kurwa mać - ciepłe:
Na stopie mieszkało się gdzie popadnie, tj. głównie przy autostradzie ale sypialiśmy też w różnych miejscach. Ja np. zasnąłem kiedyś na dworcu w Lipsku (akurat korzystaliśmy z pociągu) na peronie, pół metra od torów. Jak zajechał nasz pociąg, nawet się nie obudziłem (koledzy pomogli). I to bez stoperów w uszach. Przy obecnej mojej nerwicy - niemożliwe. No ale głównie w różnych krzakach. Miałem jakiś jeden z pierwszych namiotów iglo, pożyczony i wybrakowany, bo miast tropiku miałem zwykły kawałek ogrodniczej folii. Tutaj gdzieś pod Freiburgiem:
W podróży stopem ważne było miejsce łowienia, choć zdarzało nam się, że idąc ślimakiem na autostradzie, na łuku zatrzymywała nam się wypasiona fura typu merc czy bmw i gość w gajerze typu Helmut Kohl wesoło machał i zapraszał do bryki. No ale najważniejsza była karteczka. Niestety, nie zawsze można ją było znaleźć. Tutaj ja z wielką gorączką i zapaleniem krtani, gdzieś w Niemczech, wykonałem karteczkę z trzech tacek po frytkach łącząc je na zakładkę:
CDN...
Inni koledzy dużo podróżowali do Amsterdamu, bo u nas na studiach prawniczych dużo paliło się trawki. Jeden dealer został nawet ważnym prokuratorem Ja wybrałem się z chłopakami na dwa wyjazdy, w 1997 do paryżewa i w 1998 do Hiszpanii, do Barcelony i do San Sebastian, a właściwie pod, do uroczej miejscowości Orio.
Kilka już fotek wrzucałem z tych wojaży, ale co tam, historii parę jest, to na raty trochę powrzucam, jak nie będzie sprzeciwu. Nie obiecuję chronologii.
Nie licząc na łaskawość polskich kierowców, oczywiście do granicy kierowaliśmy się polskim pociągiem. W Zgorzelcu była ściepa na łapówkę dla konduktora, bo samo przejechanie granicy kosztowało jako że w pociągu międzynarodowym, jakąś większą kasę. Ale zabawa zaczynała się już w Krakowie, gdzie nabywaliśmy Sowietskoje Igristoje i piliśmy je na potęgę, kurwa mać - ciepłe:
Na stopie mieszkało się gdzie popadnie, tj. głównie przy autostradzie ale sypialiśmy też w różnych miejscach. Ja np. zasnąłem kiedyś na dworcu w Lipsku (akurat korzystaliśmy z pociągu) na peronie, pół metra od torów. Jak zajechał nasz pociąg, nawet się nie obudziłem (koledzy pomogli). I to bez stoperów w uszach. Przy obecnej mojej nerwicy - niemożliwe. No ale głównie w różnych krzakach. Miałem jakiś jeden z pierwszych namiotów iglo, pożyczony i wybrakowany, bo miast tropiku miałem zwykły kawałek ogrodniczej folii. Tutaj gdzieś pod Freiburgiem:
W podróży stopem ważne było miejsce łowienia, choć zdarzało nam się, że idąc ślimakiem na autostradzie, na łuku zatrzymywała nam się wypasiona fura typu merc czy bmw i gość w gajerze typu Helmut Kohl wesoło machał i zapraszał do bryki. No ale najważniejsza była karteczka. Niestety, nie zawsze można ją było znaleźć. Tutaj ja z wielką gorączką i zapaleniem krtani, gdzieś w Niemczech, wykonałem karteczkę z trzech tacek po frytkach łącząc je na zakładkę:
CDN...
Sowy nie są tym, czym się wydają...
- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14716
- Rejestracja: 11.2016
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
W paryżewie byłem trochę przewodnikiem, bo mam tam rodzinę, więc pierwszy raz byłem w 1990 r. Piętnastolatka wsadzili do autokaru i ktoś mnie odebrał na placu Concorde. W sumie po Paryżu szwendałem się trzy tygodnie sam. Chyba nieźle ludziom ustawiałem odległość do foty w tym Altixie, bo coś tam wychodziło. Tutaj Wasz prezio przed Notre Dame:
Z przyjazdem do paryżewa w 1997 r. wiąże mi się takie wspomnienie. Alek, mój serdeczny kolega, niestety dziś w bardzo zaawansowanym stadium stwardnienia rozsianego, był bardzo łatwowiernym i naiwnym podróżnikiem. Czekaliśmy na resztę ekipy przed polskim kościołem Notre Dame de l'Assomption, który jak opowiadali rodzice, w czasach komuny i Solidarności odgrywał ważną rolę dla rodaków na emigracji. No ale tego wieczora w podcieniach kolumnady gromadziło się co raz więcej dziwnych typków, co prawda mówiących po polsku, ale łypiących złowrogim okiem. Ja co chwilę szedłem sprawdzać, czy znajomi gdzieś nas w pobliżu nie szukają, a Alek, cóż, "zaprzyjaźniał" się. Gdy wróciłem pod kolumnadę Alka otaczało ze siedmiu gości z bliznami, ale Alek dobrodusznie opowiadał, na ile przyjechaliśmy i ile mamy pieniędzy i już wyjmował portfel pokazując w jakich banknotach. Chyba w ostatniej chwili go odciągnąłem, Bo "rodacy" już sięgali po kosy.
No ale chciałem nawiązać do zdjęcia powyżej, zatem to samo miejsce, ale 7 lat później. Ale człowiek był szczupły!
CDN...
Dodano po 26 minutach 26 strzałach znikąd:
Mieszkaliśmy przy metrze Barbès – Rochechouart w hoteliku "na godziny", bo było tanio. Właściciel, łysy, miły arab, nigdy nie wychodził ze swego kantorka. Gdy wracaliśmy najebani wieczorem, pytał tylko: qui est-ce? No a my gromko, że pologne! a on nam machał ręką zza winkla Ta stacja metra była chyba jedyna, gdzie nie trzeba było przeskakiwać przez bramki, bo były rozpierdolone. Brud, pełno arabów. Gorzej było pewnego wieczora na schodach bazyliki Sacré-Cœur, a właściwie na schodach Montmartre. Łoiliśmy tanie wino z kartonów, zapadał zmierzch, było coraz mniej turystów a coraz więcej lokalsów. No a my coraz weselsi, śpiewanie piosenek, w tym jakichś ułanów co pod okienko i innych tego typu. Nagle zaczęły w naszą stronę lecieć butelki. Grupka arabów licząca już ze 20 chłopa nie miała wesołych min i napierdalała w nas tymi butelkami, więc szybko spierdoliliśmy. Niestety gupi ja, zostawiłem na schodach plecak. Gdy wróciliśmy po 5 minutach, plecaka już nie było, a wraz a nim całej mojej kasy, paszportu i innych jeszcze kilku drobiazgów. Nagle, nie wiem skąd, na schodach Montmartre pojawił wielki na dwa metry rosyjski marynarz, wypisz wymaluj w koszulce w niebieskie paski jak wilk z Wilka i Zająca. Wbił się w tłum młodych arabów i wyrwał im mój plecak. Niestety kasę zdołali już zakosić, no ale paszport się odzyskał. Niestety nikt nie robił wówczas zdjęć, więc wrzucam kilka innych z tego wyjazdu
Z przyjazdem do paryżewa w 1997 r. wiąże mi się takie wspomnienie. Alek, mój serdeczny kolega, niestety dziś w bardzo zaawansowanym stadium stwardnienia rozsianego, był bardzo łatwowiernym i naiwnym podróżnikiem. Czekaliśmy na resztę ekipy przed polskim kościołem Notre Dame de l'Assomption, który jak opowiadali rodzice, w czasach komuny i Solidarności odgrywał ważną rolę dla rodaków na emigracji. No ale tego wieczora w podcieniach kolumnady gromadziło się co raz więcej dziwnych typków, co prawda mówiących po polsku, ale łypiących złowrogim okiem. Ja co chwilę szedłem sprawdzać, czy znajomi gdzieś nas w pobliżu nie szukają, a Alek, cóż, "zaprzyjaźniał" się. Gdy wróciłem pod kolumnadę Alka otaczało ze siedmiu gości z bliznami, ale Alek dobrodusznie opowiadał, na ile przyjechaliśmy i ile mamy pieniędzy i już wyjmował portfel pokazując w jakich banknotach. Chyba w ostatniej chwili go odciągnąłem, Bo "rodacy" już sięgali po kosy.
No ale chciałem nawiązać do zdjęcia powyżej, zatem to samo miejsce, ale 7 lat później. Ale człowiek był szczupły!
CDN...
Dodano po 26 minutach 26 strzałach znikąd:
Mieszkaliśmy przy metrze Barbès – Rochechouart w hoteliku "na godziny", bo było tanio. Właściciel, łysy, miły arab, nigdy nie wychodził ze swego kantorka. Gdy wracaliśmy najebani wieczorem, pytał tylko: qui est-ce? No a my gromko, że pologne! a on nam machał ręką zza winkla Ta stacja metra była chyba jedyna, gdzie nie trzeba było przeskakiwać przez bramki, bo były rozpierdolone. Brud, pełno arabów. Gorzej było pewnego wieczora na schodach bazyliki Sacré-Cœur, a właściwie na schodach Montmartre. Łoiliśmy tanie wino z kartonów, zapadał zmierzch, było coraz mniej turystów a coraz więcej lokalsów. No a my coraz weselsi, śpiewanie piosenek, w tym jakichś ułanów co pod okienko i innych tego typu. Nagle zaczęły w naszą stronę lecieć butelki. Grupka arabów licząca już ze 20 chłopa nie miała wesołych min i napierdalała w nas tymi butelkami, więc szybko spierdoliliśmy. Niestety gupi ja, zostawiłem na schodach plecak. Gdy wróciliśmy po 5 minutach, plecaka już nie było, a wraz a nim całej mojej kasy, paszportu i innych jeszcze kilku drobiazgów. Nagle, nie wiem skąd, na schodach Montmartre pojawił wielki na dwa metry rosyjski marynarz, wypisz wymaluj w koszulce w niebieskie paski jak wilk z Wilka i Zająca. Wbił się w tłum młodych arabów i wyrwał im mój plecak. Niestety kasę zdołali już zakosić, no ale paszport się odzyskał. Niestety nikt nie robił wówczas zdjęć, więc wrzucam kilka innych z tego wyjazdu
Sowy nie są tym, czym się wydają...
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
No, zdjęcia historyczne, Prezio się zmienił, Notre Dame też trochę...
- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14716
- Rejestracja: 11.2016
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
Dzięki, Puchu ;> Zapomniałem o niegrzecznym zdjęciu spod Moulin Rouge
Oczywiście gdy zostałem goły i wesoły bez kasy, chłopaki zrobiły ściepę (głównie w naturze, znaczy w alkoholach) więc nic mi nie brakowało do szczęścia, prócz pięknej dziewczyny. Ale i te zapoznaliśmy na schodach Montmartre. Ania oraz - nie pamiętam Bo ja raczej do Ani się przytulałem Studentki chyba archeologii, choć za mało piły jak na archeolożki.
Zaprosiły nas natychmiast do swego obozu z 50 km pod Paryżem, gdzie coś kopały przy jakiejś studni. Pojechaliśmy tam następnego dnia, mając tylko nazwę miejscowości na karteczce. Oczywiście kasy na bilet już nie było, więc kuliliśmy się gdzieś w zaułkach pociągu.
A gdy nadchodził konduktor, nie wiem jakim cudem wpierdoliliśmy się wszyscy do kibla. Trzeba było widzieć minę tego francuza, co chciał potem skorzystać z wc, a wysypało się z niego sześciu chłopa z plecakami.
CDN...
Dodano po 2 minutach 22 strzałach znikąd:
ps. ostatnie zdjęcie chyba jest jednak z jakiegoś niemieckiego ciaponga, byłem przekonany, że to z tego francuskiego.
Oczywiście gdy zostałem goły i wesoły bez kasy, chłopaki zrobiły ściepę (głównie w naturze, znaczy w alkoholach) więc nic mi nie brakowało do szczęścia, prócz pięknej dziewczyny. Ale i te zapoznaliśmy na schodach Montmartre. Ania oraz - nie pamiętam Bo ja raczej do Ani się przytulałem Studentki chyba archeologii, choć za mało piły jak na archeolożki.
Zaprosiły nas natychmiast do swego obozu z 50 km pod Paryżem, gdzie coś kopały przy jakiejś studni. Pojechaliśmy tam następnego dnia, mając tylko nazwę miejscowości na karteczce. Oczywiście kasy na bilet już nie było, więc kuliliśmy się gdzieś w zaułkach pociągu.
A gdy nadchodził konduktor, nie wiem jakim cudem wpierdoliliśmy się wszyscy do kibla. Trzeba było widzieć minę tego francuza, co chciał potem skorzystać z wc, a wysypało się z niego sześciu chłopa z plecakami.
CDN...
Dodano po 2 minutach 22 strzałach znikąd:
ps. ostatnie zdjęcie chyba jest jednak z jakiegoś niemieckiego ciaponga, byłem przekonany, że to z tego francuskiego.
Sowy nie są tym, czym się wydają...
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Zdjęcia z naszej młodości, ryjące berety... a zarazem uwielbiane
Kurwa, Sebastian (San), ja pierdolę.
Great!
I jak Ci już rzekłem rano - nie daj się!
Bądź sobą.
Po prostu bądź egoistą.
Great!
I jak Ci już rzekłem rano - nie daj się!
Bądź sobą.
Po prostu bądź egoistą.