Kilka recek na kupie.
Powtórzyłem "Donnie Darko", tym razem w wersji reżyserskiej. Film rewelacyjny, bliski memu sercu, bo to taki klimat gotycki

Gotycki w rozumieniu mojej paczki z młodości. Ech. Wszystko tam pasuje. I turborealizm rodem w Twin Peaks, i młodzieńcza miłość w szkolnym mundurku, i Joy Division na imprezie, i psychodeliczny królik, i zajebista gra aktorska Gyllenhala, i na swój sposób seksowna jego siostra Maggie (rodzeństwo gra rodzeństwo). I niepokojąca Drew. Tajemna historia i Przekleństwa niewinności. Cała Prawda.
Moja żona uwielbia Edzia Nortona. Chyba większość filmów z nim widziała, choć ja jakoś nigdy nie chciałem oglądać "American History X" aka "Więzień Nienawiści'. Jakoś stwierdziłem, że film może być nudny, patetyczny i oklepany. Wreszcie się skusiliśmy, no bo tak wysoka nota na filmwebie.... Kurwa. Pod koniec Ula kazała już przewijać. Film tak beznadziejny, że aż szczena opada. Tematyka może i ważna, ale spłycona, zagrany tragicznie, fatalne dialogi non stop o tym samym, jak stwierdziła żona - płytki jak kałuża. Totalne dno.
"The Life of David Gale" - film fajny, niestety przewidywalny do bólu od momentu, gdy dowiadujemy się, że laska ma białaczkę. Od razu przewidziałem dokładnie zakończenie, no ale autory myślały, że widzów zaskoczą. Tiaa... Na okrasę piękna Laura Linney.
"Faworyta". Żona była na nim w kinie, jak mówiła z koleżankami

No ale chciała bym zobaczył, bo zdjęcia ponoć piękne. No jakoś mnie nie powaliły, po prostu film kręcony bardzo szerokokątnym obiektywem. Scena tańca genialnie odjechana. Zasłużony oscar dla Olivii Colman.
No i na Polsacie leciało "Shawshank Redemption". Mieliśmy zobaczyć kawałek, tyle co do kolacji, oczywiście po raz 20ty oglądnąłem do końca. Najlepszy film ever.
Sowy nie są tym, czym się wydają...