
Stream of consciousness
- wpk
- wpkx
- Posty: 38953
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Stream of consciousness
Zabiłeś.
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 11.2016
Re: Stream of consciousness
A to jest proszę panów trochę takie pierdzielenie. Za komuny szło na wyższe uczelnie ok 20% absolwentów. Bo po technikum, czy zawodówce żyło się porównywalnie jak po studiach, to po co się męczyć. Uczelnie były państwowe i miały też zróżnicowany poziom. Obok niezłych uniwersytetów i politechnik w dużych miastach były różne wyższe szkoły inżynierskie, oddziały zamiejscowe itp. Wysoki poziom na studiach dziennych i trochę niższy na wieczorowych dla pracujących.Ligo pisze:
Druga sprawa to faktyczne obniżenie poziomu nauczania w Polsce po upadku komuny. Wydaje mi się, że to było działanie celowe, aby ostatecznie zrobić z kraju "chuj, dupa i kamieni kupa".
Krainę niewolników dla niemieckich panów. No bo po co ich wywozić na roboty, kiedy sami mogą sobie kupić bilet.
Po '89 okazało się , że w latach 90-tych wykształcenie wyższe jest cenione i ludziska się rzucili na "studia". Ponieważ dobrych uczelni było mało, to lukę zapełnili przedsiębiorcy i zrobili "uczelnie", ale nie zrobili kadry, bo się nie dało.
No i ogólna jakość nauczania w szkolnictwie wyższym poleciała na łeb. Ale dobre uczelnie są dalej i dalej nie ma ich dużo. Trudno się dostać i trzeba zasuwać, żeby się utrzymać i skończyć . Te gorsze kształcą na poziome lepszych techników z PRL i ich dyplomy dają prawie nic.
Według mnie to nie ma nic wspólnego z kształceniem niemieckich niewolników. Wybierasz socjologię, kulturoznawstwo, politologię, czy dziennikarstwo, to potem pracujesz u bauera. Alternatywnie możesz sobie wybrać na przykład informatykę na UW, PW , PWr, czy AGH, ekonomię na SGH, medycynę, weterynarię - pewnie problemu nie będzie.
Re: Stream of consciousness
Już dwa trupy. Mnie też.wpk pisze:Zabiłeś.
Re: Stream of consciousness
Brawo!cz4rnuch pisze:
Drugie brawo.tomek_jj pisze:...A to jest proszę panów trochę takie pierdzielenie...
Re: Stream of consciousness
Holendrzy są okrutnie brzydcy. Dość łatwo to uchwycić.
Co do poziomu nauczania to kończyłem na tej samej uczelni dwa kierunki (do tego w dość dużym odstępie czasu) i przynajmniej na przykładzie Politechniki Gdańskiej mogę napisać, że już nie trzeba tak zasuwać jak kiedyś. Dostać się dużo łatwiej, bo ze względu na niż demograficzny przyjmują prawie każdego. Kadra się starzeje, brak jest świeżej krwi więc coraz częściej wykłady prowadzą jakieś dziadki i babcie z Ukrainy czy Białorusi (nie, żebym coś miał do naszych sąsiadów). Na prywatnych uczelniach często wykładają te same osoby co na państwowych bo tytuły naukowe przyciągają studentów, tyle że ci sami nauczyciele na prywatnych się nie przykładają lub mają prikaz by się nie przykładać i obniżyć oczekiwania wobec studenciaków. Koleżanka wykłada filologię francuską na uniwerku w Poznaniu i gdy uwaliła kiedyś zbyt wielu studentów, bo się w ogóle nie uczyli, to została wezwana do proreka na dywanik. Po półgodzinnym opierdolu dowiedziała się, że jak będzie tak dalej piłować to uczelnia straci pieniądze. Zrobili kolejny termin i przepchnęli tych, którym się wcześniej nie udało. Od tamtej pory to już norma. Kobieta moja pracuje z przedsiębiorcami i ci mocno narzekają na wykształcenie absolwentów. W niektórych branżach mówi się, że takiego inżyniera trzeba po 5 latach i tak wszystkiego trzeba nauczyć bo niczego z uczelni nie wyniósł. Nie uważam, że teraz ludzie są głupsi niż 10 lat temu, ale faktem jest że oczekiwania wobec nich zmalały i dziwne byłoby gdyby sami się wysilali bardziej skoro w ten sposób ich się do pracy zachęca. Sam jestem wybitnym leserem i jeden kierunek kończyłem chyba z 10 lat to wiem o czym piszę
Co do poziomu nauczania to kończyłem na tej samej uczelni dwa kierunki (do tego w dość dużym odstępie czasu) i przynajmniej na przykładzie Politechniki Gdańskiej mogę napisać, że już nie trzeba tak zasuwać jak kiedyś. Dostać się dużo łatwiej, bo ze względu na niż demograficzny przyjmują prawie każdego. Kadra się starzeje, brak jest świeżej krwi więc coraz częściej wykłady prowadzą jakieś dziadki i babcie z Ukrainy czy Białorusi (nie, żebym coś miał do naszych sąsiadów). Na prywatnych uczelniach często wykładają te same osoby co na państwowych bo tytuły naukowe przyciągają studentów, tyle że ci sami nauczyciele na prywatnych się nie przykładają lub mają prikaz by się nie przykładać i obniżyć oczekiwania wobec studenciaków. Koleżanka wykłada filologię francuską na uniwerku w Poznaniu i gdy uwaliła kiedyś zbyt wielu studentów, bo się w ogóle nie uczyli, to została wezwana do proreka na dywanik. Po półgodzinnym opierdolu dowiedziała się, że jak będzie tak dalej piłować to uczelnia straci pieniądze. Zrobili kolejny termin i przepchnęli tych, którym się wcześniej nie udało. Od tamtej pory to już norma. Kobieta moja pracuje z przedsiębiorcami i ci mocno narzekają na wykształcenie absolwentów. W niektórych branżach mówi się, że takiego inżyniera trzeba po 5 latach i tak wszystkiego trzeba nauczyć bo niczego z uczelni nie wyniósł. Nie uważam, że teraz ludzie są głupsi niż 10 lat temu, ale faktem jest że oczekiwania wobec nich zmalały i dziwne byłoby gdyby sami się wysilali bardziej skoro w ten sposób ich się do pracy zachęca. Sam jestem wybitnym leserem i jeden kierunek kończyłem chyba z 10 lat to wiem o czym piszę

Re: Stream of consciousness
Każdy medal ma dwie strony, każdy kij ma dwa końce. Trudno nie zgodzić się i z jednym, i z drugim twierdzeniem.tomek_jj pisze:A to jest proszę panów trochę takie pierdzielenie. Za komuny szło na wyższe uczelnie ok 20% absolwentów. Bo po technikum, czy zawodówce żyło się porównywalnie jak po studiach, to po co się męczyć. Uczelnie były państwowe i miały też zróżnicowany poziom. Obok niezłych uniwersytetów i politechnik w dużych miastach były różne wyższe szkoły inżynierskie, oddziały zamiejscowe itp. Wysoki poziom na studiach dziennych i trochę niższy na wieczorowych dla pracujących.Ligo pisze:
Druga sprawa to faktyczne obniżenie poziomu nauczania w Polsce po upadku komuny. Wydaje mi się, że to było działanie celowe, aby ostatecznie zrobić z kraju "chuj, dupa i kamieni kupa".
Krainę niewolników dla niemieckich panów. No bo po co ich wywozić na roboty, kiedy sami mogą sobie kupić bilet.
Po '89 okazało się , że w latach 90-tych wykształcenie wyższe jest cenione i ludziska się rzucili na "studia". Ponieważ dobrych uczelni było mało, to lukę zapełnili przedsiębiorcy i zrobili "uczelnie", ale nie zrobili kadry, bo się nie dało.
No i ogólna jakość nauczania w szkolnictwie wyższym poleciała na łeb. Ale dobre uczelnie są dalej i dalej nie ma ich dużo. Trudno się dostać i trzeba zasuwać, żeby się utrzymać i skończyć . Te gorsze kształcą na poziome lepszych techników z PRL i ich dyplomy dają prawie nic.
Według mnie to nie ma nic wspólnego z kształceniem niemieckich niewolników. Wybierasz socjologię, kulturoznawstwo, politologię, czy dziennikarstwo, to potem pracujesz u bauera. Alternatywnie możesz sobie wybrać na przykład informatykę na UW, PW , PWr, czy AGH, ekonomię na SGH, medycynę, weterynarię - pewnie problemu nie będzie.
Można też zastanawiać się, czy poziom edukacji należy nadal mierzyć tradycyjnymi metodami, np. właśnie ilością wiedzy ogólnej, ilością pamiętanych faktów. To miara tradycyjna, sprzed lat 50, 100 i więcej. Może teraz należy koncentrować się na umiejętnościach, potrzebnych w życiu zawodowym? tylko że w tym przypadku wracamy do tezy o niewolnikach, przyuczonych do wykonywania konkretnej pracy, nie myślących samodzielnie, bo tacy są niebezpieczni dla państwa.
A na brak fachowców z konkretnymi, twardymi kompetencjami, głównie w zakresie zawodów inżynierskich, nauk ścisłych, skarżą się w zasadzie na całym świecie, także np. w USA czy Australii. Mnóstwo młodych ludzi idzie na różne studia "lekkie, łatwe i przyjemne", po których nie mogą znaleźć pracy. Niedawno czytałem taki australijski artykulik z żalami o to, ze w Australii nie ma pracy dla młodych ludzi, że jest bezrobocie, itd., ilustrowany przykładem jakiegoś dwudziestoparolatka, który studiował "muzykę szczepów wschodnich stoków Andów" (czy coś równie "potrzebnego"), i od paru lat nie może znaleźć pracy w zawodzie muzyka, jest więc w zasadzie prawie bezdomny, tuła się, mieszkając kątem u różnych znajomych, pracuje dorywczo tu i tam, itd. Wiele komentarzy pod artykułem było w stylu: "zamiast studiować taki "pedalski" kierunek trzeba było zdobyć konkretny zawód, na jaki jest zapotrzebowanie na rynku, a nie studiować dla przyjemności, ale bez przyszłości". Amerykanie też coraz bardziej skarżą się na to, że zbyt wielu młodych ludzi zupełnie niepotrzebnie studiuje "dla przyjemności" różne dziwne, ale mało potrzebne kierunki, po których nie ma dla nich pracy. Krytykowane są szkoły wyższe za to, że oferują takie różne dziwne kursy - no ale oni to robią dla pieniędzy, bo studiowanie w USA jest płatne na wszystkich uczelniach, także tych stanowych, więc w interesie uczelni jest kształcenie jak największej liczby studentów, nawet jeśli jest to zupełnie niepotrzebne. Mówi się też coraz częściej o tym, że Amerykanom utrwalono przekonanie, że tylko studia dadzą im dobry start w przyszłość, więc kto tylko może idzie na te studia, wydając na to nieprawdopodobne ilości kasy, często oszczędzanej przez rodziców na studia jeszcze nawet zanim dziecko się urodzi, albo z kredytów studenckich, które potem muszą latami spłacać - a płacą fortunę za zupełnie nieużyteczną im wiedzę, która nie zapewnia pracy. Coraz bardziej mówi się o tym, że zamiast studiować, powinni zdobywać praktyczne zawody takie, jak murarz, dekarz, hydraulik, elektryk, itd., których jest niedostatek i w których można liczyć na dobre zarobki - tyle, że są one mało prestiżowe. A jeśli nie coś takiego mało prestiżowego i koniecznie muszą to być studia, to niech to będą studia "twarde", ścisłe albo inżynierskie - tyle tylko, że to nie są studia "lekkie, łatwe i przyjemne", tylko trudne, wymagające określonej umysłowości, niezłych umiejętności intelektualnych, dużej samodyscypliny i zorganizowania, i po prostu zwykłej, ciężkiej pracy - a te warunki trudno spełnić. Jest więc mało chętnych, a i ci się szybko wykruszają. Poza tym, studia ścisłe i inżynierskie są zawsze sporo droższe od humanistycznych.
I u nas w zasadzie jest podobnie. Moi koledzy, którzy uczą przedmiotów ścisłych, narzekają na rozpaczliwie niski poziom ich znajomości u maturzystów, którzy stają się studentami. Bardzo często trzeba organizować dla nich dodatkowe douczanie np. z matmy, fizy, chemii, itp., bo mają zupełnie podstawowe braki, i nie można "iść z materiałem" kursowym, bo po prostu nie są w stanie tego zrozumieć. Pamiętam, jak chodziłem do podstawówki, było tzw. douczanie dla bardzo słabych uczniów, tyle, żeby jakoś tam wyciągnąć ich z dwói na tę nędzną tróję, żeby zdołali chociaż skończyć podstawówkę, a potem zwykle szli do zawodówek, bo na każdą inną szkołę byli za ciency. No ale teraz, jak słyszę o douczaniu z matmy czy fizy dla studentów pierwszego roku, to różne rzeczy mi opadają. Podobnie jest np. ze studentami anglistyki - maturzyści są tak słabiutcy, że na pierwszym roku anglistyki w zasadzie nie można z nimi w ogóle prowadzić żadnych zajęć przedmiotowych w języku angielskim, bo są na to za słabi, natomiast trzeba im organizować dodatkowe zajęcia z praktycznej znajomości języka, i to na dość podstawowym poziomie!
No, ale, powiedzmy sobie, jeśli na maturze podstawowej zdanie "I Warsaw yesterday be" jest zdaniem zaliczającym (!), bo spełnia wymóg komunikatywności, no to o czym my mówimy? (no, może troszkę przesadzam, lubię używać hiperboli, czyli przesadzać dla ilustracji problemu, ale w tym przypadku ta przesada wcale nie jest taka wielka).
Dodano po 9 minutach 29 sekundach:
To tak jak ja...cz4rnuch pisze:Sam jestem wybitnym leserem i jeden kierunek kończyłem chyba z 10 lat to wiem o czym piszę
Ale masz rację. Teraz, ze wszystkich powodów, które wymieniłeś, łatwiej dostać się na uczelnię niepaństwową.
Ja sam pracuję na takiej właśnie uczelni (choć podobno jednej z lepszych). Przez wiele lat koledzy, pracujący na bardziej prestiżowych uczelniach państwowych, wykłuwali mi tym oczy, że pracuję w "Wyższej szkole czegoś i czegoś", w kupowalni dyplomów. Było w tym TROCHĘ racji, choć nie do końca.
Okazuje się jednak, że obecnie coraz bardziej się to zrównuje, a studenci na uczelniach państwowych wcale niekoniecznie są lepsi, i owi koledzy, którzy tak się nade mną wywyższali, teraz też narzekają na "niską jakość dostarczanego materiału". I uczelnie państwowe tak samo biją się o pieniądze, jak te niepaństwowe, tyle, że z innej kiesy. I tak samo musi im zależeć na utrzymaniu ILOŚCI studentów, bo od tego zależy byt uczelni, wydziału, kierunku, instytutu. Na wielu kierunkach "państwowych" w tej chwili jest nieledwie że więcej pracowników niż studentów, i ubytek dosłownie jednego czy dwóch studentów może oznaczać dla nich likwidację.
Re: Stream of consciousness
Przypomniały mi się czasy szczenięce.

Dodano po 15 minutach 49 sekundach:
Moim zdaniem, po 100 latach pracy zasłużyli na trochę lepszy podkład muzyczny:
Link do stronki: http://www.nikon.com/100th/

Dodano po 15 minutach 49 sekundach:
Moim zdaniem, po 100 latach pracy zasłużyli na trochę lepszy podkład muzyczny:
Link do stronki: http://www.nikon.com/100th/
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 11.2016
Re: Stream of consciousness
To jest właśnie wynik połączenia ogromnego wyżu demograficznego i poczucia, że wykształcenie "wyższe" to jest coś co daje jakie takie widoki na przyszłość. Młodzi pchali się na "studia", a uczelnie, również te państwowe bez opamiętania otwierały wydziały (znam kogoś kto studiuje kulturoznawstwo na AGH), budowały z kasy UE kampusy i wszystko to się strasznie rozdęło ( na przykład KUL - Katowicki Uniwersytet Lubelski) . Nikogo nie obchodziło co potem. Teraz nie wiadomo co z tym zrobić i uczelnie same znowu podcinają gałąź na której siedzą przepychając jak leci.puch24 pisze: Okazuje się jednak, że obecnie coraz bardziej się to zrównuje, a studenci na uczelniach państwowych wcale niekoniecznie są lepsi, i owi koledzy, którzy tak się nade mną wywyższali, teraz też narzekają na "niską jakość dostarczanego materiału". I uczelnie państwowe tak samo biją się o pieniądze, jak te niepaństwowe, tyle, że z innej kiesy. I tak samo musi im zależeć na utrzymaniu ILOŚCI studentów, bo od tego zależy byt uczelni, wydziału, kierunku, instytutu. Na wielu kierunkach "państwowych" w tej chwili jest nieledwie że więcej pracowników niż studentów, i ubytek dosłownie jednego czy dwóch studentów może oznaczać dla nich likwidację.
W PRL nie było mechanizmu utrzymywania na siłę. Kadra mogła sobie wyznaczać poziom nauczania. Dostać się było trudno, wymagania były. Ale teraz jak ktoś ma ambicje, wie czego chce, jest zdeterminowany to bez problemu znajdzie studia o odpowiednim poziomie, na które trudno się dostać, trzeba zasuwać i które potencjalnie dają jakieś widoki na przyszłość. Reszta jak się zorientuje, że hydraulik to fajny zawód to sobie odpuści.
Re: Stream of consciousness
"Ligo pisze:
Druga sprawa to faktyczne obniżenie poziomu nauczania w Polsce po upadku komuny. Wydaje mi się, że to było działanie celowe, aby ostatecznie zrobić z kraju "chuj, dupa i kamieni kupa".
Krainę niewolników dla niemieckich panów. No bo po co ich wywozić na roboty, kiedy sami mogą sobie kupić bilet."
I o to chodzi, o to chodzi.
Druga sprawa to faktyczne obniżenie poziomu nauczania w Polsce po upadku komuny. Wydaje mi się, że to było działanie celowe, aby ostatecznie zrobić z kraju "chuj, dupa i kamieni kupa".

Krainę niewolników dla niemieckich panów. No bo po co ich wywozić na roboty, kiedy sami mogą sobie kupić bilet."
I o to chodzi, o to chodzi.