Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Dlatego przysłona f/22 do tej pory śni mu się w najgorszych koszmarach.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Wspomnienie piwnicznego f/8 dręczy go tylko czasami.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Łódzki "Express Ilustrowany":
"Tak źle pod względem komunikacji miejskiej nie było w Łodzi chyba nigdy. Autobusy tkwią w korkach i łapią kilkudziesięciominutowe opóźnienia, a tramwaje się likwiduje. Jesteśmy ewenementem na mapie Polski i obiektem drwin.
Tak jak dawniej żartowano z Wąchocka, że tam asfalt na noc zwijają, tak teraz na forach internetowych kpi się z Łodzi, że tu zwija się torowiska. I to nie tylko na noc, ale w ogóle. I dzieje się to w czasach, gdy większość polskich miast stawia właśnie na transport szynowy, bo na drogach jest coraz ciaśniej, a w powietrzu coraz więcej spalin. My robimy na odwrót.
Tylko w tym roku z mapy Łodzi zniknęły trzy ważne linie tramwajowe. W czerwcu wycofano tramwaje z odcinka ulicy Warszawskiej. Już nie dojedziemy pod łagiewnicki las, trzeba przesiadać się na autobus. Cierpią i klną na czym świat stoi mieszkańcy tych okolic, ale dłużej jeździć „trójką“ się tu nie dało.
W sierpniu MPK wycofało się z kolei z obsługi trasy na Doły. Bez tramwajów zostało wielkie osiedle w rejonie ulic Spornej i Wojska Polskiego oraz jeden z największych łódzkich cmentarzy. Teraz trzeba jeździć autobusami, które jednak kursują bardzo rzadko.
W listopadzie łódzkiej sieci tramwajowej zadano kolejny cios. Tym razem padły Koziny i ulica Legionów od Gdańskiej do Kasprzaka. Bez komunikacji zostało kolejne wielkie osiedle, na pocieszenie wydłużono trasę linii 73, co nie odpowiada nikomu, bo autobus robi teraz wielkie koło, tłukąc się po dziurawych ulicach i łapiąc opóźnienia.
Reakcji urzędników nie widać. Agnieszka Kowalewska-Wójcik, dyrektor Zarządu Inwestycji Miejskich chwali się na konferencjach programem unijnym „Tramwaj dla Łodzi“. W jego ramach ma zostać zmodernizowanych 11 km torów, w większości w rejonie ulic Rydza - Śmigłego, Broniewskiego Rzgowskiej i Kilińskiego. Nic jednak nie mówi o remontach tych torów, które właśnie się rozsypują, a jest ich niewiele mniej niż 11 km. Urzędnicy nie są w stanie wskazać żadnego sensownego terminu odbudowy zniszczonych torowisk, bo miasto nie ma na to w budżecie ani grosza. Nie widać też w najbliższym czasie szans, by pozyskać cokolwiek na ten cel z Unii Europejskiej.
Tymczasem remonty torów tramwajowych to ogromne koszty. Zmodernizowany w wakacje kilometrowy fragment torowiska na alei Włókniarzy kosztował 4,6 mln złotych. Prace wykonało MPK własnymi siłami, ale pieniądze musiało wysupłać miasto.
– My jesteśmy gotowi wyremontować wszystkie zamknięte odcinki – mówi prezes MPK Zbigniew Papierski. – Tyle, że potrzeba na to kilkanaście milionów złotych. A niebawem lista zamkniętych fragmentów linii tramwajowych może się jeszcze powiększyć, bo tras w fatalnym stanie technicznym nie brakuje.
Zapytaliśmy kilku łódzkich motorniczych, gdzie znajdują się najgorsze fragmenty torów i czy bezpiecznie się po nich jeździ. Okazuje się, że miejsc, które już powinny zostać zamknięte jest całkiem sporo. To np. skrzyżowanie ulic Kilińskiego i Przybyszewskiego, gdzie przez zwrotnice i krzyżaki tramwaje przejeżdżają w tempie żółwia, a i tak dochodzi tam do wykolejeń. To ulica Limanowskiego pomiędzy Zachodnią i Zgierską, ulica Zielona od Żeligowskiego do Legionów oraz sama Legionów od Gdańskiej do Zachodniej. Źle jest też na ul. Północnej i na Stokach. Bardzo źle wygląda sprawa Teofilowa, który może być kolejnym, tym razem ogromnym osiedlem odciętym od tramwajów. Tory na ul. Aleksandrowskiej trzymają się trawy i trzeba tam jeździć powoli. Wiadomo o tym od lat, a mimo to nie ma nawet planów ich remontu. Wstrzymanie tramwajów na Teofilów może spowodować takie korki na wiadukcie na Żabieńcu, jakich najstarsi łodzianie nie widzieli. W tym przypadku powinno się działać natychmiast!"
Dwa dni temu czytałem, że jedyne (!) torowisko, prowadzące do jednej z dwóch zajezdni tramwajowych (przytłaczająco większej od tej drugiej, skala 9:1), jest w tak fatalnym stanie, że niedługo nie da się po nim jeździć. Jeszcze trochę, i nie da się wyjechać z zajezdni albo do niej wrócić...
Poza tymi wspomnianymi powyżej, w ostatnich dwóch latach zlikwidowano także linie tramwajowe podmiejskie - do Zgierza i Ozorkowa oraz do Lutomierska, też ze względu na fatalny stan torowiska. Czytałem też w ostatnich dniach, że przestał także jeździć tramwaj do Pabianic, choć nie znam szczegółów, nie wiem, czy to tylko chwilowe.
Ale jednocześnie władze miasta, likwidując kolejne linie tramwajowe, usilnie "lansują" komunikację zbiorową, i jak mogą tak kłody pod nogi rzucają komunikacji indywidualnej, zwężając ulice, likwidując miejsca parkingowe, utrudniając wjazd do centrum i przejazd przez nie, przekształcając ulice w tzw. woonerfy (zwane niekiedy "wnerwami"), itd.
A jednocześnie Łódź jest dość rozległym miastem, z dużymi dzielnicami wyłącznie mieszkaniowymi, odległymi od dzielnic przemysłowych czy handlowych czy administracyjnych. Łodzianie codziennie przemieszczają się na ogromne odległości, dojeżdżając do pracy czy do szkoły. A miasto utrudnia to im jak tylko może.
Rynce opadywują.
Kolega mówi, że Łódź jest miastem w likwidacji, niezależnie od tego, co różni ludzie mówią o tym, i różnych pięknych budów itp.
W mieście wybudowano spore ilości nowych budynków mieszkalnych.
Stoją w większości puste.
Mówi się, że w Łodzi brakuje mieszkań. I faktycznie brakuje.
Tyle, że na te nowe wybudowane mało kogo stać.
Ludzie, jeśli już, zainteresowani są mieszkaniami w starych blokach, bo one mają już sensowny standard, a jednocześnie cena nie jest zaporowa.
W zarządzie miasta jest 41 tysięcy mieszkań. Licząc po 3-4 osoby w mieszkaniu, to 120-160 tys. osób. Łódź ma niecałe 700 tys. mieszkańców, czyli jakaś 1/6 do 1/4 mieszkańców mieszka w mieszkaniach w zarządzie miasta. I teraz, na te 41 tys. mieszkań, w połowie nie ma nawet toalet. Czyli średnio licząc, pi razy drzwi, co 10 mieszkaniec Łodzi nie ma nawet kibla w mieszkaniu. W ok. 10 tysiącach z tych mieszkań nie ma nawet wody bieżącej i kanalizacji - czyli co 20 mieszkaniec nie ma w mieszkaniu kranu z wodą i zlewu z odpływem. Tylko 10 tys. z tych mieszkań w zarządzie miasta ma centralne ogrzewanie, co oznacza, że z grubsza mają przyzwoity standard, bo wiadomo, że jak mają CO, to raczej na pewno mają wodę, łazienki, itd.
A to wszystko są liczby dotyczące wyłącznie domów w zarządzie miasta.
W rękach prywatnych zapewne jest jakieś drugie tyle, i można szacować, że proporcje są podobne, co mogłoby oznaczać, że nie co 10, a co 5 mieszkaniec nie ma kibla w domu; że nie co 20, tylko co 10 nie ma w mieszkaniu wody i kanalizacji, itd.
To przerażające liczby.
Kurwa, gdzie ja mieszkam?
W tym mieście przestaje się dawać żyć.
"Tak źle pod względem komunikacji miejskiej nie było w Łodzi chyba nigdy. Autobusy tkwią w korkach i łapią kilkudziesięciominutowe opóźnienia, a tramwaje się likwiduje. Jesteśmy ewenementem na mapie Polski i obiektem drwin.
Tak jak dawniej żartowano z Wąchocka, że tam asfalt na noc zwijają, tak teraz na forach internetowych kpi się z Łodzi, że tu zwija się torowiska. I to nie tylko na noc, ale w ogóle. I dzieje się to w czasach, gdy większość polskich miast stawia właśnie na transport szynowy, bo na drogach jest coraz ciaśniej, a w powietrzu coraz więcej spalin. My robimy na odwrót.
Tylko w tym roku z mapy Łodzi zniknęły trzy ważne linie tramwajowe. W czerwcu wycofano tramwaje z odcinka ulicy Warszawskiej. Już nie dojedziemy pod łagiewnicki las, trzeba przesiadać się na autobus. Cierpią i klną na czym świat stoi mieszkańcy tych okolic, ale dłużej jeździć „trójką“ się tu nie dało.
W sierpniu MPK wycofało się z kolei z obsługi trasy na Doły. Bez tramwajów zostało wielkie osiedle w rejonie ulic Spornej i Wojska Polskiego oraz jeden z największych łódzkich cmentarzy. Teraz trzeba jeździć autobusami, które jednak kursują bardzo rzadko.
W listopadzie łódzkiej sieci tramwajowej zadano kolejny cios. Tym razem padły Koziny i ulica Legionów od Gdańskiej do Kasprzaka. Bez komunikacji zostało kolejne wielkie osiedle, na pocieszenie wydłużono trasę linii 73, co nie odpowiada nikomu, bo autobus robi teraz wielkie koło, tłukąc się po dziurawych ulicach i łapiąc opóźnienia.
Reakcji urzędników nie widać. Agnieszka Kowalewska-Wójcik, dyrektor Zarządu Inwestycji Miejskich chwali się na konferencjach programem unijnym „Tramwaj dla Łodzi“. W jego ramach ma zostać zmodernizowanych 11 km torów, w większości w rejonie ulic Rydza - Śmigłego, Broniewskiego Rzgowskiej i Kilińskiego. Nic jednak nie mówi o remontach tych torów, które właśnie się rozsypują, a jest ich niewiele mniej niż 11 km. Urzędnicy nie są w stanie wskazać żadnego sensownego terminu odbudowy zniszczonych torowisk, bo miasto nie ma na to w budżecie ani grosza. Nie widać też w najbliższym czasie szans, by pozyskać cokolwiek na ten cel z Unii Europejskiej.
Tymczasem remonty torów tramwajowych to ogromne koszty. Zmodernizowany w wakacje kilometrowy fragment torowiska na alei Włókniarzy kosztował 4,6 mln złotych. Prace wykonało MPK własnymi siłami, ale pieniądze musiało wysupłać miasto.
– My jesteśmy gotowi wyremontować wszystkie zamknięte odcinki – mówi prezes MPK Zbigniew Papierski. – Tyle, że potrzeba na to kilkanaście milionów złotych. A niebawem lista zamkniętych fragmentów linii tramwajowych może się jeszcze powiększyć, bo tras w fatalnym stanie technicznym nie brakuje.
Zapytaliśmy kilku łódzkich motorniczych, gdzie znajdują się najgorsze fragmenty torów i czy bezpiecznie się po nich jeździ. Okazuje się, że miejsc, które już powinny zostać zamknięte jest całkiem sporo. To np. skrzyżowanie ulic Kilińskiego i Przybyszewskiego, gdzie przez zwrotnice i krzyżaki tramwaje przejeżdżają w tempie żółwia, a i tak dochodzi tam do wykolejeń. To ulica Limanowskiego pomiędzy Zachodnią i Zgierską, ulica Zielona od Żeligowskiego do Legionów oraz sama Legionów od Gdańskiej do Zachodniej. Źle jest też na ul. Północnej i na Stokach. Bardzo źle wygląda sprawa Teofilowa, który może być kolejnym, tym razem ogromnym osiedlem odciętym od tramwajów. Tory na ul. Aleksandrowskiej trzymają się trawy i trzeba tam jeździć powoli. Wiadomo o tym od lat, a mimo to nie ma nawet planów ich remontu. Wstrzymanie tramwajów na Teofilów może spowodować takie korki na wiadukcie na Żabieńcu, jakich najstarsi łodzianie nie widzieli. W tym przypadku powinno się działać natychmiast!"
Dwa dni temu czytałem, że jedyne (!) torowisko, prowadzące do jednej z dwóch zajezdni tramwajowych (przytłaczająco większej od tej drugiej, skala 9:1), jest w tak fatalnym stanie, że niedługo nie da się po nim jeździć. Jeszcze trochę, i nie da się wyjechać z zajezdni albo do niej wrócić...
Poza tymi wspomnianymi powyżej, w ostatnich dwóch latach zlikwidowano także linie tramwajowe podmiejskie - do Zgierza i Ozorkowa oraz do Lutomierska, też ze względu na fatalny stan torowiska. Czytałem też w ostatnich dniach, że przestał także jeździć tramwaj do Pabianic, choć nie znam szczegółów, nie wiem, czy to tylko chwilowe.
Ale jednocześnie władze miasta, likwidując kolejne linie tramwajowe, usilnie "lansują" komunikację zbiorową, i jak mogą tak kłody pod nogi rzucają komunikacji indywidualnej, zwężając ulice, likwidując miejsca parkingowe, utrudniając wjazd do centrum i przejazd przez nie, przekształcając ulice w tzw. woonerfy (zwane niekiedy "wnerwami"), itd.
A jednocześnie Łódź jest dość rozległym miastem, z dużymi dzielnicami wyłącznie mieszkaniowymi, odległymi od dzielnic przemysłowych czy handlowych czy administracyjnych. Łodzianie codziennie przemieszczają się na ogromne odległości, dojeżdżając do pracy czy do szkoły. A miasto utrudnia to im jak tylko może.
Rynce opadywują.
Kolega mówi, że Łódź jest miastem w likwidacji, niezależnie od tego, co różni ludzie mówią o tym, i różnych pięknych budów itp.
W mieście wybudowano spore ilości nowych budynków mieszkalnych.
Stoją w większości puste.
Mówi się, że w Łodzi brakuje mieszkań. I faktycznie brakuje.
Tyle, że na te nowe wybudowane mało kogo stać.
Ludzie, jeśli już, zainteresowani są mieszkaniami w starych blokach, bo one mają już sensowny standard, a jednocześnie cena nie jest zaporowa.
W zarządzie miasta jest 41 tysięcy mieszkań. Licząc po 3-4 osoby w mieszkaniu, to 120-160 tys. osób. Łódź ma niecałe 700 tys. mieszkańców, czyli jakaś 1/6 do 1/4 mieszkańców mieszka w mieszkaniach w zarządzie miasta. I teraz, na te 41 tys. mieszkań, w połowie nie ma nawet toalet. Czyli średnio licząc, pi razy drzwi, co 10 mieszkaniec Łodzi nie ma nawet kibla w mieszkaniu. W ok. 10 tysiącach z tych mieszkań nie ma nawet wody bieżącej i kanalizacji - czyli co 20 mieszkaniec nie ma w mieszkaniu kranu z wodą i zlewu z odpływem. Tylko 10 tys. z tych mieszkań w zarządzie miasta ma centralne ogrzewanie, co oznacza, że z grubsza mają przyzwoity standard, bo wiadomo, że jak mają CO, to raczej na pewno mają wodę, łazienki, itd.
A to wszystko są liczby dotyczące wyłącznie domów w zarządzie miasta.
W rękach prywatnych zapewne jest jakieś drugie tyle, i można szacować, że proporcje są podobne, co mogłoby oznaczać, że nie co 10, a co 5 mieszkaniec nie ma kibla w domu; że nie co 20, tylko co 10 nie ma w mieszkaniu wody i kanalizacji, itd.
To przerażające liczby.
Kurwa, gdzie ja mieszkam?
W tym mieście przestaje się dawać żyć.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38953
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Rocco nie lubi podgardlanki?
- no_gravity_Carlos
- Posty: 4501
- Rejestracja: 06.2019
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
tylko rytualny upust krwi... 

- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14733
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Trza żreć mniej prosiutto, samo się odchudzi

Sowy nie są tym, czym się wydają...
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
To stare zdjęcie przecie, z czasów alkoholizmu mego. Teraz się wylaszczyłem.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38953
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
To jeszcze nic...
Potrafili mnie budzić nad ranem wrzeszcząc "UWA, UWA!" niczym cz4rni straszliwcy w "Przygodach KM".

- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14733
- Rejestracja: 11.2016