Stream of consciousness
Re: Stream of consciousness
Z tego co się kiedyś interesowałem to jest tak jak pisze SAMeK (przepraszam sAMEK) i prezydent nic tu za bardzo nie może pomóc. Ilość odrzutów wizowych się zmniejszy to i wizy znikną. Te bajeczki o zniesieniu wiz to chyba tylko po to by zebrać kilka głosów więcej od Polonii.
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 11.2016
Re: Stream of consciousness
USA bym chciał zobaczyć i skonfrontować z wizją Hollywood. Ale perspektywa starania sie o wizę mnie odrzuca. Nie mam za złe im tych wiz - ich kraj ich warunki. Tylko po co któryś tam prezydent gada że się postara załatwić jak nie może tego zrobić? Pewnie, panie polityka. Poza tym jest wiele pięknych miejsc na świecie, do których nie ma wiz i można sobie pojechać, a się nie jedzie.
Ligo nam obfotografuje USA i będziemy wiedzieć co i jak.
Ligo nam obfotografuje USA i będziemy wiedzieć co i jak.
Re: Stream of consciousness
Mam chwilkę to se popiszę. Może być? Dziękuję.
Minęło już kilkanaście lat gdym wirtualnie zapoznał dziewczę, nie do końca słowiańskiej urody, co to dopiero po miesiącu korespondencji wyznało, iż pisze z czikago. Pisało się dobrze, to i w sumie czemu by nie pogadać? Wyślę Ci zaproszenie - przylatuj, usłyszałem.
Hmm… a to dylemat. Dranie usańczycy wizą chcą lub nie chcą obdzielać. Warunki stawiają, segregują przylatujących i w ogóle okropni są! Za panów świata się mają. No i jeszcze parę argumentów było. Na ten przykład można dostać wizę, ale już na miejscu nie być wpuszczonym do tegoż raju. No kurde dranie i tyle.
No, ale z drugiej strony korciło. To se wymyśliłem, że będę ambitny. Żadnych kurna zaproszeń. Zawsze chciałem być normalnym szarym człowiekiem, co to może i zarobi czasami, to i czasami chce wydać. Na podróż do usa? A proszę bardzo.
Dziewczę miało wobec takich argumentów tylko jedną prośbę - Rób jak chcesz, ale proszę Cię bądź grzeczny w konsulacie i najlepiej włóż na siebie nie swoje ukochane dżinsy - no zadbaj trochę o wygląd.
Zadzwoniłem do konsulatu co by tu zrobić, aby sobie na krótki czas polecieć do czikago. Uprzejmy głos wytłumaczył procedurę i umówił na odpowiedni czas w konsulacie w Krakowie. Dokumenty pobrałem i wydrukowałem i wypełniłem i zabrałem gdy wyznaczony czas nadszedł. Danego dnia na ulicy przed konsulatem zastałem tłum, co mnie lekko wcięło i spowodawoło odruch zwrotny na Śląsk, alem się przemógł. I słusznie. Urzędnik papiery pobrał i wstępnie sprawdził. Były okay i nie trzeba było poprawiać. Ustawiłem się przed wejściem i dość szybko w solidnej kolejnej grupie zostałem wpuszczony. W mniej więcej uformowanej kolejce dostałem się przed okienko kolejnej weryfikacji gdzie spytano mnie generalnie o jakąś bzdurę. Na tym etapie generalnie wiedzieli o mnie wszystko. Jaki stan rodzinny, co tam z moją pracą - tego typu bzdurki.
Zostałem skierowany, z numerkiem w łapie, do sali z krzesełkami. Tam zobaczyłem oszklone stanowiska, w których tkwili konsulowie - i to dopiero byli pierwsi obywatele usa, z którymi się można było zetknąć. Właśnie ci decyzyjni. W oczekiwaniu na swój numerek się siedziało i słuchało rozmów przy stanowiskach z konsulami.
Pokazał się mój numerek nad jednym z stanowisk, to i poszedłem. Konsulem była pani, która uśmiechnęła się do mnie jeszcze gdy do niej podchodziłem. Rozmowa po polsku. Zostałem zapytany dlaczego chcę jechać do usa. Odpowiedziałem, że po pierwsze tam jeszcze nie byłem, a po drugie jest jeszcze przyczyna towarzyska. Następnie spytano o to, kto płaci za moją podróż. No sam płacę. Naprawdę sam pan płaci? Owszem, ale bardzo chętnie przyjmę darmową podróż, którą mi pani może zaoferuje? Pośmialiśmy się odrobinę. Pani na mnie spojrzała z uśmiechem i powiedziała, że serdecznie mnie zaprasza do swojego kraju, a paszport z ważną wizą (na 10 lat) dotrze do mnie w przeciągu dwóch tygodni. Do widzenia.
Kilka dodatkowych informacji:
- miałem w tamtym czasie jednoosobową działalność gospodarczą
- jeszcze nie byłem rozwiedziony
- żadnego konkretnego stanu na koncie - ot wystarczające na tę przygodę
- pisałem już o tym, ale powtórzę - bez zaproszenia
- w sali, tej z konsulami, mieściło się około 30. oczekujących osób
- byłem tam jedyny w garniturze
- z tego co dosłyszałem z konsulami rozmowy brzmiały mniej więcej tak: kto zaprosił? znajomy - co pan robi? bezrobotny - kto płaci? no hmm… znajomy - co pan będzie robił w usa? no… zwiedzał - czy mówi pan po angielsku? nie.
Stres przed niewpuszczeniem na teren usa, już tam na miejscu, na lotnisku, okazał się kolejnym niepotrzebnym.
Minęło już kilkanaście lat gdym wirtualnie zapoznał dziewczę, nie do końca słowiańskiej urody, co to dopiero po miesiącu korespondencji wyznało, iż pisze z czikago. Pisało się dobrze, to i w sumie czemu by nie pogadać? Wyślę Ci zaproszenie - przylatuj, usłyszałem.
Hmm… a to dylemat. Dranie usańczycy wizą chcą lub nie chcą obdzielać. Warunki stawiają, segregują przylatujących i w ogóle okropni są! Za panów świata się mają. No i jeszcze parę argumentów było. Na ten przykład można dostać wizę, ale już na miejscu nie być wpuszczonym do tegoż raju. No kurde dranie i tyle.
No, ale z drugiej strony korciło. To se wymyśliłem, że będę ambitny. Żadnych kurna zaproszeń. Zawsze chciałem być normalnym szarym człowiekiem, co to może i zarobi czasami, to i czasami chce wydać. Na podróż do usa? A proszę bardzo.
Dziewczę miało wobec takich argumentów tylko jedną prośbę - Rób jak chcesz, ale proszę Cię bądź grzeczny w konsulacie i najlepiej włóż na siebie nie swoje ukochane dżinsy - no zadbaj trochę o wygląd.
Zadzwoniłem do konsulatu co by tu zrobić, aby sobie na krótki czas polecieć do czikago. Uprzejmy głos wytłumaczył procedurę i umówił na odpowiedni czas w konsulacie w Krakowie. Dokumenty pobrałem i wydrukowałem i wypełniłem i zabrałem gdy wyznaczony czas nadszedł. Danego dnia na ulicy przed konsulatem zastałem tłum, co mnie lekko wcięło i spowodawoło odruch zwrotny na Śląsk, alem się przemógł. I słusznie. Urzędnik papiery pobrał i wstępnie sprawdził. Były okay i nie trzeba było poprawiać. Ustawiłem się przed wejściem i dość szybko w solidnej kolejnej grupie zostałem wpuszczony. W mniej więcej uformowanej kolejce dostałem się przed okienko kolejnej weryfikacji gdzie spytano mnie generalnie o jakąś bzdurę. Na tym etapie generalnie wiedzieli o mnie wszystko. Jaki stan rodzinny, co tam z moją pracą - tego typu bzdurki.
Zostałem skierowany, z numerkiem w łapie, do sali z krzesełkami. Tam zobaczyłem oszklone stanowiska, w których tkwili konsulowie - i to dopiero byli pierwsi obywatele usa, z którymi się można było zetknąć. Właśnie ci decyzyjni. W oczekiwaniu na swój numerek się siedziało i słuchało rozmów przy stanowiskach z konsulami.
Pokazał się mój numerek nad jednym z stanowisk, to i poszedłem. Konsulem była pani, która uśmiechnęła się do mnie jeszcze gdy do niej podchodziłem. Rozmowa po polsku. Zostałem zapytany dlaczego chcę jechać do usa. Odpowiedziałem, że po pierwsze tam jeszcze nie byłem, a po drugie jest jeszcze przyczyna towarzyska. Następnie spytano o to, kto płaci za moją podróż. No sam płacę. Naprawdę sam pan płaci? Owszem, ale bardzo chętnie przyjmę darmową podróż, którą mi pani może zaoferuje? Pośmialiśmy się odrobinę. Pani na mnie spojrzała z uśmiechem i powiedziała, że serdecznie mnie zaprasza do swojego kraju, a paszport z ważną wizą (na 10 lat) dotrze do mnie w przeciągu dwóch tygodni. Do widzenia.
Kilka dodatkowych informacji:
- miałem w tamtym czasie jednoosobową działalność gospodarczą
- jeszcze nie byłem rozwiedziony
- żadnego konkretnego stanu na koncie - ot wystarczające na tę przygodę
- pisałem już o tym, ale powtórzę - bez zaproszenia
- w sali, tej z konsulami, mieściło się około 30. oczekujących osób
- byłem tam jedyny w garniturze
- z tego co dosłyszałem z konsulami rozmowy brzmiały mniej więcej tak: kto zaprosił? znajomy - co pan robi? bezrobotny - kto płaci? no hmm… znajomy - co pan będzie robił w usa? no… zwiedzał - czy mówi pan po angielsku? nie.
Stres przed niewpuszczeniem na teren usa, już tam na miejscu, na lotnisku, okazał się kolejnym niepotrzebnym.
Re: Stream of consciousness
Przez te kilkanaście lat trochę się zmieniło na lepsze, w tym sensie że odrzutów jest znacznie mniej niż kiedyś. No, ale granicznego pułapu jeszcze nie przekroczyliśmy. Mi się nawet nie rozchodzi o samą procedurę wizową. Jestem prawie pewny, że normalny Polak, który ma stałą pracę i chce pozwiedzać bez problemu ją dostanie (i przebrnie przez lotniskowe bramki). Dla mnie problemem jest coś innego. Często najtańsze loty do Ameryki Południowej, Środkowej lub na Karaiby są z międzylądowaniami w Stanach i nawet gdybym nie chciał ich (tych Stanów) odwiedzać to i tak muszę dopłacić (fakt, że jednorazowo) pięć czy sześć stówek do mojego wyjazdu np na Kubę lub do Peru, Meksyku, Brazylii itp.
Re: Stream of consciousness
No niestety to nie jest jak lot do Londynu.
Leciałem 4 razy tam i z powrotem mniej więcej 10 lat temu.
Zawsze w sezonie zimowo-wiosennym, starając się z wyprzedzeniem znaleźć rozsądny lot.
3 x Lufthansa, a raz LOT. Najtańsza podróż (w 2 strony) to było 1600 pln. Najdroższa 2400.
W tym czasie w terminach wakacyjnych nie było możliwości lotu poniżej 4000.
Kompletnie nie wiem jak jest teraz.
Wracając na chwilę do spraw wizowych. Najważniejszy w nich jest czynnik ludzki.
Można się napatrzeć do woli na różne przypadki. No jak z wszystkim - taka prawda.
Ale uśredniając i starając się podsumować problem, to lekko modyfikując, niestety powtórzę za Owainem z innego wątku:
Jak ja czasami kurwa nienawidzę tego narodu.
Leciałem 4 razy tam i z powrotem mniej więcej 10 lat temu.
Zawsze w sezonie zimowo-wiosennym, starając się z wyprzedzeniem znaleźć rozsądny lot.
3 x Lufthansa, a raz LOT. Najtańsza podróż (w 2 strony) to było 1600 pln. Najdroższa 2400.
W tym czasie w terminach wakacyjnych nie było możliwości lotu poniżej 4000.
Kompletnie nie wiem jak jest teraz.
Wracając na chwilę do spraw wizowych. Najważniejszy w nich jest czynnik ludzki.
Można się napatrzeć do woli na różne przypadki. No jak z wszystkim - taka prawda.
Ale uśredniając i starając się podsumować problem, to lekko modyfikując, niestety powtórzę za Owainem z innego wątku:
Jak ja czasami kurwa nienawidzę tego narodu.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38955
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Stream of consciousness
Jasiek, ale czy - reasumując - warto było się z tą murzyńską dziewczyną spotkać?
Tzn. czy sex był udany i zapadający w pamięć?
Tzn. czy sex był udany i zapadający w pamięć?
Re: Stream of consciousness
No masz. Stary - najlepiej jak Ona na szczycie Empire State...wpk pisze:Jasiek, ale czy - reasumując - warto było się z tą murzyńską dziewczyną spotkać?
Tzn. czy sex był udany i zapadający w pamięć?
A zresztą resztę Ci powiem przy spożywaniu musztardy.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38955
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Stream of consciousness
No wiem, Ania czyta forum...
Re: Stream of consciousness
Cóż to? Ani zaprosić nie chcesz? Może Ci za dużo wina wypiła?wpk pisze:No wiem, Ania czyta forum...

- wpk
- wpkx
- Posty: 38955
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Stream of consciousness
No wiesz... Za takie pieprzenie masz u mnie minus.