Właśnie obejrzał-żem/polecam

[wpk]

Sorry, Marcin, ale nie wiesz, o czym piszesz.
Oryginalnie jest tak zwana "full frontal nudity", a po cenzurze cycki zostały, wyblurowane jest tylko futerko.
Sam sobie zobacz - 99 minuta.
Dla mnie to bezsensowne obciążenie widmem Haysa i nic poza tym.

[Owain]

Widmem Huysa?

[wpk]

Hays był kryptogeyem.

[cz4rnuch]

Sorry, Marcin, ale nie wiesz, o czym piszesz...

To akurat dla mnie charakterystyczne. Ale cycki potraktuj bardziej ogólnie. Dla takich mormonów jak jak cycki, pupcia, futerko czy odkryta szyja tak samo gorszą. Stopy też rozpalają do czerwoności.

[wpk]

Stopy też rozpalają do czerwoności.

Niektórzy tak - innym - na żelazku - dla wymuszenia zeznań.

[Herr X]

[Owain]

► Pokaż Spoiler

Właśnie byłem w kinie. Straszna mizeria. Nawet jako oniryczna alegoria, to winna ona mieć jakieś spójne, konsekwentne zasady. Ten film jest o niczym. Jest mizerną próbą pokazania artyzmu autora. Podzielenie na 10 części, z której każda dostaje natchniony podtytuł przypomina mi zdjęcia, którym waloru dodaje angielski tytuł Ja wiem, filmy Lyncha też są o niczym, ale te się przynajmniej ogląda bez bólu wora. Czkawki dostałem już na samym początku, jak facet odcisk dłoni przykłada do czytnika, by otworzyć zajebiście sekretne przejście przez mur, po czym zapierdala windą widoczną z kilometra i migającą kolorami tęczy. Obfite krople gęstej krwi spadają na twarz Indianina z pępowiny, która nie krwawi i znajduje się gdzie indziej. Inny Indianin, nim zacznie kopulować ze skałą niby wspina się po pionowej skale, choć widać, że to udawany kadr, bo pełza brzuchem w lekkim nachyleniu. Pretensjonalne, wydumane i nadęte sceny made by Tommy Wiseau. Filmu bronią zdjęcia, choć to nie sztuka w takich plenerach, w sumie mógł pan reżyserzu dronem nakręcić film przyrodniczy. No i ze dwie piosenki fajne. Brak konsekwencji, bo protagonista naraz chce zarabiać na uranie, budować drugie Taj Mahal, a jednocześnie natychmiast chce umierać. Ja wiem, że Malkovich lubi eksperymentalne projekty, ale pewnie żałuje, że wystąpił w tym gniocie. Ja chciałem zobaczyć dla Keira Dullei czyli niezapomnianego Devea Bowmana z Odyssei Kosmicznej 2001. Nawet spoko zagrał. Zresztą Malkovich też źle nie zagrał swoich króciutkich scenek. Spłycenie mitologii indiańskiej i jeszcze na koniec przypierdolenie starożytnym Egiptem ni przypiął ni przyłatał. Hartnett drewniany. Może pan reżyserzu chciał sobie popatrzeć na tyłek Bérénice Marlohe, to mu się nie dziwię, bo jest na co popatrzeć. Ale jak chciał zrobić lynchowsko-rybczyńsko-reggiowską ucztę dla zmysłów, to ja informuję, że bliższy byłem puszczenia pawia. A jak pan reżyserzu chciał pierdolnąć przesłaniem przeciwstawiającym zgniłą zachodnią cywilizację klimatom indiańskim i podsypać to nawiązaniami do tzw. kultury wysokiej, to niech se włączy Przystanek Alaska, bo tam zrobiono to o niebo lepiej, bez pieprzonego zadęcia. A i katapulta z krową z "Przystanku" przemawia do mnie bardziej niż katapulta z RR Phantomem.

A teraz niech się wypowie Heniu, który przecież się zna (nie to co ja) i z pewnością wskaże mi, jakim to jestem troglodytą

[wpk]

Prezes, ale masz fazę!

[vid3]

Noo,

[Owain]

Prezes, ale masz fazę!

Raczej uziemienie