Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Dzięki, trzymam się, ale jeszcze trochę brakuje i są pewne niedogodności (j.w.).
- wpk
- wpkx
- Posty: 38980
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Piencet plósuf!
- cichykot
- Tamarukam
- Posty: 1862
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: zewszont
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
życie to niestety ich zbiór otwarty.puch24 pisze:Dzięki, trzymam się, ale jeszcze trochę brakuje i są pewne niedogodności (j.w.).
trzymaj się i zdrowiej.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
No i tzw. dupa blada. Mówili coś o wypisie, i przestali mówić. 

- wpk
- wpkx
- Posty: 38980
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
A czujesz się jak?
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Czuję się nieźle, ale mam spory niedosyt informacyjny.
Tu jest 4 lekarzy, nie ma instytucji lekarza prowadzącego, a każdy z nich, zapytany, zeznaje inaczej.
Wiceordynator roztoczył przede mną dość ponurą perspektywę wielotygodniowego pobytu, być może z operacją fizycznego usunięcia tego ropniaka.
Ordynator roztoczył bardziej znośną perspektywę - wypisania mnie jeszcze w tym tygodniu (z drenem) i kontroli za paręnaście dni, a potem się zobaczy.
Tak czy tak, nawet w najlepszym układzie, będzie to jeszcze wiele tygodni.
I zawsze może się skończyć nożem.
Tu jest 4 lekarzy, nie ma instytucji lekarza prowadzącego, a każdy z nich, zapytany, zeznaje inaczej.

Wiceordynator roztoczył przede mną dość ponurą perspektywę wielotygodniowego pobytu, być może z operacją fizycznego usunięcia tego ropniaka.
Ordynator roztoczył bardziej znośną perspektywę - wypisania mnie jeszcze w tym tygodniu (z drenem) i kontroli za paręnaście dni, a potem się zobaczy.
Tak czy tak, nawet w najlepszym układzie, będzie to jeszcze wiele tygodni.

Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
W ciągu dosłownie ostatnich dwóch-trzech dni trafiłem na FB kilkakrotnie na informacje o akcjach pt. "Jak zapłacić jak najmniej za usługę".
Pierwszy przykład to próba zlecenia tłumaczenia tekstu - 300 stron rozliczeniowych (1800 znaków ze spacjami na stronę) za 150-200 złotych. Czyli 50-67 groszy za stronę tekstu. Cena prawie jak za ksero. Ciekawe, gdzie są ksera, które przy okazji robienia kopii od razu tłumaczą.
Drugi przykład to podobno całkiem niemała firma z Warszawy, szukająca fotografa do wykonania zdjęć ok. 80 obiektów w terenie w okolicy Tarnowa. Za jedno zdjęcie oferują... 4 (słownie: cztery) złote, plus zwrot kosztów paliwa na podstawie faktur. Te cztery złote mają pokryć koszt zrobienia zdjęcia, przesłania go do odbiorcy, ale przede wszystkim - dojechania do miejsca, gdzie znajduje się obiekt, a więc czas, prowadzenie samochodu, zużycie samochodu, wysiłek, i co tam jeszcze.
Rynce opadywują.
I jeszcze coś innego, bo może niezupełnie finansowego, ale z mojego podwórka zawodowego, czyli uczenia języków. Wiadomo, że nauczyciele typowo pracują w cyklu roku szkolnego bądź akademickiego, i podobnie organizowane są też zwykle różne kursy językowe, np. w firmach. Zajęcia zaczynają się jakoś we wrześniu/październiku, kończą gdzieś w czerwcu. Większość nauczycieli zatrudnia się na tych kursach na początku jesieni, i zwykle ma już zajęty czas, itd.
Tymczasem co jakiś czas różne firmy czy organizacje wpadają na pomysł zorganizowania jakiegoś szybkiego, krótkiego, intensywnego kursu, i szukają nauczyciela do poprowadzenia zajęć, np. codziennie po 6 czy 8 godzin, ale... tylko przez 6 tygodni, 2 albo 3 miesiące. Kurs startuje np. w listopadzie i kończy się np. na przełomie stycznia i lutego. I nie mogą znaleźć chętnych do prowadzenia takiego kursu. Kiedyś, pamiętam, kurs taki miał się rozpocząć określonego dnia, a ja dostawałem oferty co parę dni jeszcze przez dobry miesiąc po tej dacie rozpoczęcia, co jasno dowodziło, że nie mogą nikogo znaleźć, co może dziwiło organizatorów, ale nie mnie. No bo kto się skusi na coś takiego, jeśli jest już zajęty, a nawet jeśli nie jest, to co zrobi potem, w lutym, gdy kurs się skończy?
Dlatego zastanawiam się zawsze, jak bardzo oderwani od świata i normalnego życia są organizatorzy takich kursów czy zleceniodawcy, którzy tak drastycznie próbują zaoszczędzić koszty.
Pierwszy przykład to próba zlecenia tłumaczenia tekstu - 300 stron rozliczeniowych (1800 znaków ze spacjami na stronę) za 150-200 złotych. Czyli 50-67 groszy za stronę tekstu. Cena prawie jak za ksero. Ciekawe, gdzie są ksera, które przy okazji robienia kopii od razu tłumaczą.
Drugi przykład to podobno całkiem niemała firma z Warszawy, szukająca fotografa do wykonania zdjęć ok. 80 obiektów w terenie w okolicy Tarnowa. Za jedno zdjęcie oferują... 4 (słownie: cztery) złote, plus zwrot kosztów paliwa na podstawie faktur. Te cztery złote mają pokryć koszt zrobienia zdjęcia, przesłania go do odbiorcy, ale przede wszystkim - dojechania do miejsca, gdzie znajduje się obiekt, a więc czas, prowadzenie samochodu, zużycie samochodu, wysiłek, i co tam jeszcze.
Rynce opadywują.
I jeszcze coś innego, bo może niezupełnie finansowego, ale z mojego podwórka zawodowego, czyli uczenia języków. Wiadomo, że nauczyciele typowo pracują w cyklu roku szkolnego bądź akademickiego, i podobnie organizowane są też zwykle różne kursy językowe, np. w firmach. Zajęcia zaczynają się jakoś we wrześniu/październiku, kończą gdzieś w czerwcu. Większość nauczycieli zatrudnia się na tych kursach na początku jesieni, i zwykle ma już zajęty czas, itd.
Tymczasem co jakiś czas różne firmy czy organizacje wpadają na pomysł zorganizowania jakiegoś szybkiego, krótkiego, intensywnego kursu, i szukają nauczyciela do poprowadzenia zajęć, np. codziennie po 6 czy 8 godzin, ale... tylko przez 6 tygodni, 2 albo 3 miesiące. Kurs startuje np. w listopadzie i kończy się np. na przełomie stycznia i lutego. I nie mogą znaleźć chętnych do prowadzenia takiego kursu. Kiedyś, pamiętam, kurs taki miał się rozpocząć określonego dnia, a ja dostawałem oferty co parę dni jeszcze przez dobry miesiąc po tej dacie rozpoczęcia, co jasno dowodziło, że nie mogą nikogo znaleźć, co może dziwiło organizatorów, ale nie mnie. No bo kto się skusi na coś takiego, jeśli jest już zajęty, a nawet jeśli nie jest, to co zrobi potem, w lutym, gdy kurs się skończy?
Dlatego zastanawiam się zawsze, jak bardzo oderwani od świata i normalnego życia są organizatorzy takich kursów czy zleceniodawcy, którzy tak drastycznie próbują zaoszczędzić koszty.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38980
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Maciek, najprawdopodobniej są lemingi, które się na to łapią - i nakręcają takie oferty.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Co do kserokopiarki tłumaczącej. Technicznie jest to do zrobienia. Odkąd pracujemy zdalnie, IT zrobiło sekretarce automat do segregowania poczty.
Odbiera pocztę, na pierwszą stronę każdej korespondencji nakleja kod kreskowy. Wrzuca pakiet do kserokopiarki i podczas skanowania korespondencja jest:
1. rozdzielana na osobne PDFy o nazwie kodu kreskowego, który jest przylepiony na pierwszej stronie,
2. traktowana OCRem, żeby adresat mógł sobie skopiować tekst jeżeli będzie miał taką potrzebę.
Dołożyć do tego tłumacza maszynowego i masz ksero tłumaczące.
Cena 200 zeta za 300 stron, to więcej niż tanio.
Z ramach mojego zajmowania się instrukcjami obsługi wysyłam też napisany tekst oraz ilustracje o ile w tekście są do nich odniesienia, a zwykle są, do biura tłumaczeń. Na fakturach potrafią być całkiem spore kwoty. A i tak wysyłam tylko to co niezbędne, tracę potem więcej czasu w InDesignie, żeby sklejać teksty z kilku źródeł, ale bez tego koszty byłyby już masakryczne.
Odbiera pocztę, na pierwszą stronę każdej korespondencji nakleja kod kreskowy. Wrzuca pakiet do kserokopiarki i podczas skanowania korespondencja jest:
1. rozdzielana na osobne PDFy o nazwie kodu kreskowego, który jest przylepiony na pierwszej stronie,
2. traktowana OCRem, żeby adresat mógł sobie skopiować tekst jeżeli będzie miał taką potrzebę.
Dołożyć do tego tłumacza maszynowego i masz ksero tłumaczące.
Cena 200 zeta za 300 stron, to więcej niż tanio.
Z ramach mojego zajmowania się instrukcjami obsługi wysyłam też napisany tekst oraz ilustracje o ile w tekście są do nich odniesienia, a zwykle są, do biura tłumaczeń. Na fakturach potrafią być całkiem spore kwoty. A i tak wysyłam tylko to co niezbędne, tracę potem więcej czasu w InDesignie, żeby sklejać teksty z kilku źródeł, ale bez tego koszty byłyby już masakryczne.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Puszku, trzym się .. przesyłam dobrą energię z Lublina. Okraszona zjawiskowymi piorunami w ramach delikatnej pociechy. Może niech już zrobią co mają zrobić a nie, żebyś się pałętał to tam to tu.