Na zwiększenie odporności dzisiaj piję grzany porter z miodem.
Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Teraz to już chyba nieco za późno na budowanie odporności.
Ja staram się zdrowo odżywiać, dużo owoców, warzywa. Białko zwierzęce też oczywiście. Nie zmieniałem nawyków z powodu wirusa. To moja dieta od wielu lat.
Niemniej jednak, chyba najwięcej dało mi skończenie cackania się ze sobą. Jeżdżę rowerem cały rok, fakt, że w zimie głównie do pracy, zatem teraz może być mniej tego jeżdżenia, ale na rower nie ubieram się zbyt ciepło. Jak wychodzę ma być mi zimno i rozgrzewam się w trakcie jazdy. Fakt, że na ciuchy wydałem sporo, ale jak na razie nawet przy -15 dałem radę dojechać do pracy te kilkanaście km. Deszcz, śnieg czy lód nie jest przeszkodą, zwłaszcza, że ostatnie zimy niezbyt intensywne. Po trzech latach takiego traktowania siebie, przestałem łapać nawet przeziębienie. Czasem się jakiś katar przypałęta, ale zwykle po trzech, czterech dniach przechodzi sam. Nie przesiadam się wtedy do zbiorkomu, tylko nadal rowerem. Na grypę się nie szczepię, mimo, że w fabryce mam coroczne, darmowe szczepienia.
W sumie jednak dobrze, że ludzie intensyfikują działania prowadzące do zwiększenia odporności. Części może to wejdzie w nawyk i w dłuższej perspektywie opłaci się ogólną poprawą zdrowotności.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Heh, Tomku ja też działam przez cały rok. Ale teraz mam pietra i kombinuję co można z naturalnych rzeczy jeszcze bardziej, jeszcze mocniej. Może jest jakaś alchemia, której akurat tylko ja nie znam.
Nie jestem typem sportowca ale staram się zrobić te obowiązkowe 10 000 kroków. Teraz nie, bo się duszę w maseczce. Basen zamknęli.
Mnie jest zawsze zimno - bo tarczyca.
W tamtym roku w ogóle nie chorowałam na jakieś przeziębienia czy coś. A szczepiłam się tylko na WZW A i B, bo wiadomix, lubię sobie ciapnąć coś na street foodach a i łajza jestem i coraz sobie coś rozwalam tu i tam.
Dodano po 1 minucie 25 strzałach znikąd:
Ja już zażarłam limit kaloryczny na dziś i smętnie popijam pokrzywę
Nie jestem typem sportowca ale staram się zrobić te obowiązkowe 10 000 kroków. Teraz nie, bo się duszę w maseczce. Basen zamknęli.
Mnie jest zawsze zimno - bo tarczyca.
W tamtym roku w ogóle nie chorowałam na jakieś przeziębienia czy coś. A szczepiłam się tylko na WZW A i B, bo wiadomix, lubię sobie ciapnąć coś na street foodach a i łajza jestem i coraz sobie coś rozwalam tu i tam.
Dodano po 1 minucie 25 strzałach znikąd:
Bardzo dobrze, bardzo ładnie, dostatecznie. Zazdraszczaju.nordenvind pisze: ↑23 paź 2020, 18:49Na zwiększenie odporności dzisiaj piję grzany porter z miodem.
Ja już zażarłam limit kaloryczny na dziś i smętnie popijam pokrzywę

Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Marzec miałem czosnkowy i dużo kiszonej kapusty. Przyplątało się do mnie ftedy jakieś dziwne przeziębienie. Kupiłem dwa termometry, dwa ściągnąłem od rodziny, w tym jeden rtęciowy, bo nie mogłem uwierzyć, że przez tydzień może utrzymywać się 35,6C. Było to po czterech dniach delikatnej gorączki 37,5.
Miałem też jakieś inne symptomy grypowe. Córka zaczęła wtedy pierwszą "poważną pracę" i również z trzydniową przerwą była dwa tygodnie na L4.
Teraz chyba znowu uderzę w kiszonki i czosnek plus miut.
Miałem też jakieś inne symptomy grypowe. Córka zaczęła wtedy pierwszą "poważną pracę" i również z trzydniową przerwą była dwa tygodnie na L4.
Teraz chyba znowu uderzę w kiszonki i czosnek plus miut.
Ostatnio zmieniony 23 paź 2020, 19:21 przez nordenvind, łącznie zmieniany 1 raz.
- sorevell
- Posty: 2586
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Widzę, że Agnieszka Maciąg ma fanki również poza moim mieszkaniem.aisoglaM pisze:Co robicie na zwiększenie odporności - tak wiem, dużo witaminy S
aleee co jecie, co pijecie - co Wam dają żony, eks żony, partnerki, kochanki, przyjaciółki, mężowie, partnerzy, kochankowie i w ogóle - co wszyscy.
Bo robię co mogę. Trzymam się póki co. Piję zakwas codziennie rano, witaminy C, Neurovit (bo mam niedobory, bo bezmięsnam), złote mleko (mleko roślinne z kurkumą - fuuu ale piję), na noc piję pokrzywę z czystkiem. Czosnek do jedzenia i dużo pietruszki. Miodu nie chcę. Aha i ogórki kiszone bo ponoć kiszonki dobrze robią. Jeszcze jakieś pomysły? Tak zdrowo to chyba nigdy się nie nosiłama i matche jeszcze (fu, nie lubię ale dodaję do owsianki rano).
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Maciąg z tego samego Stoku 

- wpk
- wpkx
- Posty: 38982
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Agnieszka ma ciąg?
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Spytaj Wolańskiego
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Hehe, no tak, pełnia życia i tak dalej...jak widać, nie za bardzo skutecznie to wszystko działa 
Dodano po 1 minucie 14 strzałach znikąd:

Dodano po 1 minucie 14 strzałach znikąd:
Docenta Wolańskiego ?:D
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Ja też nie jestem sportowcem. Łatwo skręcam kostkę, zatem żadnych aktywności z bieganiem i skakaniem. Pływam na tyle słabo, że basen nie daje mi satysfakcji.
Zostaje mi rower z tych łatwodostępnych. Ja sobie też jazdy na rowerze w maseczce nie wyobrażam, zakrywam twarz cienkim kominem, buffem. No i jak już wyjadę z cywilizacji to z reguły odkrywam. Teraz, jak są niższe temperatury jest łatwiej. Pewnie mógłbym przejechać całość z zakrytą twarzą, ale na wiosnę, jak się zaczęło robić cieplej, było źle.
Z łapaniem wirusów to jest tak, że może kontakt przypaść akurat na słabszą dyspozycję, nawet w ciągu dnia i dojdzie do zarażenia.
Moim zdaniem nie ma co za bardzo kombinować, bo można sobie takie combo zrobić, że jedno będzie działało przeciwko drugiemu i zamiast pomagać, tylko będzie gorzej. Człowiek będzie myślał, że skoro robi to i owo dla polepszenia odporności to faktycznie jest bardziej odporny, a tu jednak nie tym razem.
MZ stosowanie pasywnych środków zaradczych jest w obecnej sytuacji najlepsze, czyli dystans społeczny i maseczka. Wymaga to nieco poświęcenia i zmiany nawyków, ale da się. Od początku epidemii w Polsce jeszcze nie skorzystałem ze zbiorkomu, w górach byłem dwa razy z kolegą samochodem. Rower w górach odpuściłem całkiem, też dwa razy dojechałem rowerem do gór, ale to szosowo, szutrowo. Brakuje mi tego bardzo, ale góry nie uciekną. Dobrze, że po dekadzie przerwy od MTB, rower kupiłem jednak w zeszłym roku, to i trochę gór zwiedziłem, jakbym tak odebrał na początku marca tego roku, to trochę wtopa by była. Nie spotykałem się ze znajomymi na piwach, imprezach i takich tam. Odizolowałem się na tyle nie ile mogłem.
I nawet nie chodzi o mnie, a bardziej o moich rodziców. Jakby zachorowanie dawało odporność, to sprawę bym już pewnie na wiosnę załatwił, ale nie daje, zatem pozostaje unikanie. Mój Lidl znowu jest otwarty całą dobę, zatem zakupy w nocy. Jak jadę przez miasto i patrzę po ludziach, to większość z tych co w ogóle ma maseczkę, nosi ją nieprawidłowo, zatem na serio pozostaje unikanie lub miotacz ognia, ale akurat ostatniego nie mam.
Zostaje mi rower z tych łatwodostępnych. Ja sobie też jazdy na rowerze w maseczce nie wyobrażam, zakrywam twarz cienkim kominem, buffem. No i jak już wyjadę z cywilizacji to z reguły odkrywam. Teraz, jak są niższe temperatury jest łatwiej. Pewnie mógłbym przejechać całość z zakrytą twarzą, ale na wiosnę, jak się zaczęło robić cieplej, było źle.
Z łapaniem wirusów to jest tak, że może kontakt przypaść akurat na słabszą dyspozycję, nawet w ciągu dnia i dojdzie do zarażenia.
Moim zdaniem nie ma co za bardzo kombinować, bo można sobie takie combo zrobić, że jedno będzie działało przeciwko drugiemu i zamiast pomagać, tylko będzie gorzej. Człowiek będzie myślał, że skoro robi to i owo dla polepszenia odporności to faktycznie jest bardziej odporny, a tu jednak nie tym razem.
MZ stosowanie pasywnych środków zaradczych jest w obecnej sytuacji najlepsze, czyli dystans społeczny i maseczka. Wymaga to nieco poświęcenia i zmiany nawyków, ale da się. Od początku epidemii w Polsce jeszcze nie skorzystałem ze zbiorkomu, w górach byłem dwa razy z kolegą samochodem. Rower w górach odpuściłem całkiem, też dwa razy dojechałem rowerem do gór, ale to szosowo, szutrowo. Brakuje mi tego bardzo, ale góry nie uciekną. Dobrze, że po dekadzie przerwy od MTB, rower kupiłem jednak w zeszłym roku, to i trochę gór zwiedziłem, jakbym tak odebrał na początku marca tego roku, to trochę wtopa by była. Nie spotykałem się ze znajomymi na piwach, imprezach i takich tam. Odizolowałem się na tyle nie ile mogłem.
I nawet nie chodzi o mnie, a bardziej o moich rodziców. Jakby zachorowanie dawało odporność, to sprawę bym już pewnie na wiosnę załatwił, ale nie daje, zatem pozostaje unikanie. Mój Lidl znowu jest otwarty całą dobę, zatem zakupy w nocy. Jak jadę przez miasto i patrzę po ludziach, to większość z tych co w ogóle ma maseczkę, nosi ją nieprawidłowo, zatem na serio pozostaje unikanie lub miotacz ognia, ale akurat ostatniego nie mam.