Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
- sorevell
- Posty: 2586
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
- Mamo, choinka się pali!
- Mówi się, że choinka się świeci.
- Mamo, firanka też się świeci.
- Mówi się, że choinka się świeci.
- Mamo, firanka też się świeci.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...

Wielce prawdopodobne

Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Dawno już temu, chyba w 91, moja babcia wprowadziła się do mieszkania w tej samej klatce schodowej co my, ale na 7 piętrze. Mieszkanie było w takim sobie stanie, ale nie mogliśmy sobie wtedy pozwolić na wielki i gruntowny remont, a tym bardziej na wynajęcie ekipy do remontu, niemniej jednak ze sporym nakładem sił i pewnym nakładem środków samodzielnie odmalowaliśmy sufity we wszystkich pomieszczeniach i wytapetowaliśmy oba pokoje i przedpokój.
Babcia nie mieszkała jeszcze chyba miesiąca, gdy w mieszkaniu nad nią, listopadowym wieczorem, wybuchł pożar.
Pożar, jak się okazało, został w większości ugaszony siłami własnymi i sąsiadów za pomocą wiader z wodą, a straż pożarna przyjechała w zasadzie już tylko dogasić.
Niestety, użyli wody... dużo wody. Babci mieszkanie, piętro niżej, no, może nie pływało zupełnie, ale było całkiem konkretnie zalane, przede wszystkim kuchnia, łazienka i toaleta, które stanowią taki kompleks, otaczający piony z wodą, gazem i elektryką. No i trochę przedpokój też dostał, w okolicy łazienki, toalety i kuchni. Pokoje grosso modo ocalały - duży pokój trochę ucierpiał przy łazience, mały pokój - przy kuchni. Zabawnie to nawet wyglądało, bo w małym pokoju położyliśmy bardzo ładną, zupełnie białą tapetę winylową, która nie przepuszczała wody! Woda zaciekła z góry i utworzyła bardzo ładne bąble pod tapetą.
Takie średnicy ok. 30 cm i odstające od ściany na 2-3 cm...
Oczywiście całe malowanie sufitów, przede wszystkim w kuchni, kiblu, łazience i przedpokoju szlag trafił. Tapety też zamokły, ale po paru dniach, czy może raczej tygodniach, wszystko to w końcu wyschło, ale zostały plamy. Nie mieliśmy wtedy siły i czasu na ponowny remont, więc nie odmalowaliśmy tego od razu, choć babcia dostała jakieś pieniądze z odszkodowania. Co ciekawe, bąble w małym pokoju pod winylową tapetą pomału wchłaniały się, jak bąble po oparzeniu.
Tapety, dobrze przyklejone, nawet nie odeszły, choć trochę się zaplamiły. Fajna była lampa w kuchni - w szklanym kloszu, do połowy pełnym wody, mżyła słabo żarówka, mimo tego, że wyłącznik był wyłączony. To dlatego, że wspaniali budowlańcy popieprzyli elektrykę, i kable w puszkach podłączyli tak, że wyłącznik przecinał zerowanie, a nie fazę.
Ludzie na górze (matka z synem, trochę młodsi ode mnie i mamy) nie odnieśli na szczęście poważniejszych obrażeń, trochę się podtruli i mieli jakieś niewielkie oparzenia. Nie wiem, co było przyczyną pożaru, może elektryka? Nigdy się nie dowiedziałem ani nie pytałem.
Natomiast rzuciłem tam raz okiem, i trochę mnie to przeraziło. Zresztą ludzie też mi opowiadali o tym. W przedpokoju po jednej stronie była szafa, która płonęła, a na przeciwnej ścianie była boazeria, która też płonęła. Do wyjścia prowadził więc płonący "tunel", przez który mieszkańcy nie mogli uciec. Na szczęście sąsiedzi zadziałali i ugasili to wystarczająco. Niemniej jednak, od tamtego czasu mam zdecydowanie negatywny stosunek do boazerii, i nie przepadam też za tapetami, które również są przecież palne.
Babcia nie mieszkała jeszcze chyba miesiąca, gdy w mieszkaniu nad nią, listopadowym wieczorem, wybuchł pożar.
Pożar, jak się okazało, został w większości ugaszony siłami własnymi i sąsiadów za pomocą wiader z wodą, a straż pożarna przyjechała w zasadzie już tylko dogasić.
Niestety, użyli wody... dużo wody. Babci mieszkanie, piętro niżej, no, może nie pływało zupełnie, ale było całkiem konkretnie zalane, przede wszystkim kuchnia, łazienka i toaleta, które stanowią taki kompleks, otaczający piony z wodą, gazem i elektryką. No i trochę przedpokój też dostał, w okolicy łazienki, toalety i kuchni. Pokoje grosso modo ocalały - duży pokój trochę ucierpiał przy łazience, mały pokój - przy kuchni. Zabawnie to nawet wyglądało, bo w małym pokoju położyliśmy bardzo ładną, zupełnie białą tapetę winylową, która nie przepuszczała wody! Woda zaciekła z góry i utworzyła bardzo ładne bąble pod tapetą.


Oczywiście całe malowanie sufitów, przede wszystkim w kuchni, kiblu, łazience i przedpokoju szlag trafił. Tapety też zamokły, ale po paru dniach, czy może raczej tygodniach, wszystko to w końcu wyschło, ale zostały plamy. Nie mieliśmy wtedy siły i czasu na ponowny remont, więc nie odmalowaliśmy tego od razu, choć babcia dostała jakieś pieniądze z odszkodowania. Co ciekawe, bąble w małym pokoju pod winylową tapetą pomału wchłaniały się, jak bąble po oparzeniu.

Ludzie na górze (matka z synem, trochę młodsi ode mnie i mamy) nie odnieśli na szczęście poważniejszych obrażeń, trochę się podtruli i mieli jakieś niewielkie oparzenia. Nie wiem, co było przyczyną pożaru, może elektryka? Nigdy się nie dowiedziałem ani nie pytałem.
Natomiast rzuciłem tam raz okiem, i trochę mnie to przeraziło. Zresztą ludzie też mi opowiadali o tym. W przedpokoju po jednej stronie była szafa, która płonęła, a na przeciwnej ścianie była boazeria, która też płonęła. Do wyjścia prowadził więc płonący "tunel", przez który mieszkańcy nie mogli uciec. Na szczęście sąsiedzi zadziałali i ugasili to wystarczająco. Niemniej jednak, od tamtego czasu mam zdecydowanie negatywny stosunek do boazerii, i nie przepadam też za tapetami, które również są przecież palne.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Co za sytuacja. Dobrze, że nikomu się nic fizycznie nie stało. Mogło być różnie. Bardzo różnie. Widziałam w pracy takie pogorzelisko mieszkaniowe. Banalna historia. W okresie świątecznym jakieś zwarcie od lampek na choince, zajęła się firanka a później szybko poszło. Boazeria również w opisywanym przeze mnie przypadku stanowiła taki śmiertelny tunel i pułapkę dla domowników. Niestety była ofiara śmiertelna, także też jestem bardzo na nie.
Domyślam się, że przekłuwanie tych bąbli podtapetowych mogło być satysfakcjonujące
coś jak folia bąbelkowa (nie umiem się powstrzymać i zawsze strzelam).
Co to znaczy grosso modo?
Domyślam się, że przekłuwanie tych bąbli podtapetowych mogło być satysfakcjonujące

Co to znaczy grosso modo?
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Dziękuję. Nie spotkałam się nigdy z tym zwrotem. Ładne. Będę brylować na tych literakach heuehe
- wpk
- wpkx
- Posty: 38984
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
To może Ci rangę poprawić na "Grosso Modo Margo"?
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Oby nie na Cane corso 

- wpk
- wpkx
- Posty: 38984
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Taki pieseł, kanapowy.