To jest właśnie dla mnie niezrozumiałe: o ile mogłem pojąć, że ludzie liczą na stare, gdy ceny były w nowych i starych, i w obiegu były nowe i stare banknoty, to było zrozumiałe, że były te naturalne bodźce, ale z chwilą, gdy one zniknęły, i nie było już ani starych cen, ani starych banknotów, to czemu ludzie ciągle liczyli (i, jak się okazuje, nadal liczą) po staremu?
Oczywiście łatwiejsza byłaby denominacja obcinająca trzy zera, zamiast czterech, ale w tym nie nie było nic trudnego, obcinało się tylko kilka zer, a nie stosowało jakieś dziwne przeliczniki.
Dla wszystkich mających problem z przeliczaniem waluty polecam odwiedzić Rumunię, bo 1:1 oraz Bośnię, bo tam jest tak tanio, że przestaje się liczyć kasę.
Zresztą nie chcąc sobie zaprzątać głowy na urlopie matematyką kursu walut, zwykle brałem tyle gotówki ile planowałem wydać. I wtedy liczyłem w walucie danego kraju. Oczywiście w miarę upowszechniania się płatności kartą to stało się trudniejsze. Choć kosztów życia nie przeliczam, przeliczam tylko jak chcę kupić coś ekstra.
Maciek, ja bym już teraz nie potrafił swobodnie oferować kwotami sprzed denominacji.
Ostatnio zmieniony 28 gru 2020, 20:14 przez zdyboo, łącznie zmieniany 1 raz.
Mają swoje punkty odniesienia. Ja na przykład nie utożsamiałam ceny z ceną tylko z daną rzeczą, rozumiesz? Brak myślenia logicznego chyba u mnie występuje albo dyskalkulia albo zwykła głupota
Dodano po 56 strzałach znikąd:
Na wyjazdach nie przeliczam czy się kalkuluje tylko czy mnie stać i siary sobie nie zrobię
Bieda to żaden wstyd, ale przed tym chroni metoda posiadania odliczonej gotówki na wyjazd.
Ja z kolegą z którym jeździłem przez kilka dobrych lat na wakacje praktykowaliśmy wspólny budżet wyjazdowy. Braliśmy tyle samo kasy i wydawaliśmy na wspólne rzeczy bez rozliczania się na bieżąco. Pod koniec patrzyliśmy ile każdemu zostało kasy i robiliśmy tak, aby każdy miał po równo. Wyłączone z tego były noclegi, bo część opłacona już przy rezerwacji i paliwo o ile wyjazd był samochodowy.
No tak. Pewnie tak. Moze nawet bym sie trzymala do czasu limitu dziennego do czasu az bym nie zobaczyla aukienki cojakonieczniemuszemiec. Wtedy np trzy dni bez przyjemnostek no
Albo na przykład pierwszy wyjazd za granicę, jeszcze w podstawówce. Mama nakazala, rozpisala co i jak. I wszytko w leb wzięło bo zrobilysmy impreze juz na drugi dzien. Cały pobyt zupki chińskie.
Z ta biedą to wiesz pojęcie względne. No ale trzeba sie kontrolować. Staram się nie używać kart..choc na Sri Lance w sklepie herbacianym to było konieczne. No bo jak to nie kupic
Ja mam znacznie łatwiej, bo w zasadzie poza jedzeniem, piciem i atrakcjami nie czuję potrzeby kupowania na wyjazdach. Zresztą zwykle limit bagażu podręcznego skutecznie redukuje takie zapędy.
Ja mam zawsze walizkę wielkości niemalej lodówki na odmiany podrecznego wcale. No różne style, różne potrzeby hehe i jakby różnice gatunkowe hehe. Ale walczę. Ale też żałuję wielu rzeczy, których nie kupilam. Np maski lekarskiej na Sl. Ech pewnie jakbym jezdzila z plecakiem to byloby zgola inne postępowanie