A było tak:
Górnik ów przeszedł na wcześniejszą, górniczą emeryturę, kupił farmę pod Buskiem i przeprowadził się do niej z rodziną, po czym ciosał sobie rzeźby z wapienia i stawiał na polu.
Mieszkając w tej okolicy zapoznał się ze świętej pamięci Ryśkiem, naszym majstrem od wszystkiego nad Wigołąbką, i jego bratem Cześkiem, i załapał się jako pomagier do różnych robót u nas.
Jego imię chyba nigdy nie padło - wystarczała ksywka Górnik.
Kilka razy przyjeżdżał z nimi, aż kiedyś przywiózł w prezencie misia - i miś jest.
A potem jakoś pokłócił się z braćmi - bodajże o rozliczenia - i więcej go nie widziałem.
Jednak w międzyczasie miała miejsce historia z alufelgami do Daihatsu.
Otóż Rysiek, mając W116 jak i ja (dzięki temu go poznałem), do codziennego ujeżdżania kupił z ogłoszenia Daihatsu Charade (z automatem!).
Sprzedawca wcisnął mu też alusy z markowym logo jako drugi komplet.
Gdy później Rysiek zaczął te alusy przymierzać, okazało się, że nie pasują, bo są od jakiegoś większego modelu...
Sprzedawca oczywiście miał w dupie ryśkowe pretensje.
I tu zaczęła się rola Górnika.
Otóż miał on jakiegoś niedużego Forda, i Rysiek zapytał, czy by nie chciał felg po taniości, skoro wydają się pasować.
I Górnik je od Ryśka odkupił.
Gdy przyszło do montażu, okazało się, że jednak jakoś nie chciały się na fordowe tarcze zmieścić - przyciasne były co nieco...
No ale przecież nie była to przeszkoda nie do pokonania - Górnik pomierzył i zawiózł do tokarza, który za niewielką sumę felgi roztoczył na wskazany wymiar.
Górnik je przywiózł, znów zabrał się do zakładania i one już się założyć dały.
Jednak nie dały się przykręcić.
Dlaczego?
Ano, bo rozstaw śrub był taki sam tylko na oko.