Kota dawno nie było
Re: Kota dawno nie było
Czy to Twój były Rokuś?
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kota dawno nie było
Jego ex.
- rbit9n
- Ribitibi
- Posty: 9432
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: Kolonia pod Rzeszowem - Za Torem
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kota dawno nie było
Sebastian...
Re: Kota dawno nie było
Hardkorowy koleżka.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kota dawno nie było
Napisz więcej.
Proszę.
Proszę.
Re: Kota dawno nie było
No przygarnięty przez szfagierke, po wypadku jak widać, jeden z 3 przygarniętych. Zwie się Barysia, mocno była nieufna, teraz już spoko, ma katar, dziś miała inchalacje (ja pergole). Wiedzie chyba szczęśliwe rzycie w domku nad przemszom. Lubi myszy. Nie wiem co jeszcze.
Re: Kota dawno nie było
Dzielna kota.
Moja półsiostra z koleżanką znalazły kiedyś, w samym centrum Warszawy, czarną, młodą kotkę, potrąconą chyba przez samochód, i przyniosły do domu. Zdjęcie RTG u weta wykazało złamaną miednicę i... kilka kulkę śrutu gdzieś w okolicy grzbietu! Ktoś do niej strzelał, prawdopodobnie z wiatrówki. Kotka została już w domu, została wysterylizowana, ale... bywając u nich w miarę często zwykle widywałem tylko rozmazaną czarną smugę, pryskającą gdzieś pod szafę czy za wersalkę. Wiem z opowiadań, że wszelkie zabiegi, badanie, leczenie, odbywały się na zasadzie czyhania na kotkę w zasadzce i odławiania jej znienacka, oczywiście w grubych rękawiczkach, itp. Kilka lat minęło, zanim zaczęła jako-tako tolerować domowników - przeważnie nawet do miski czy kuwety chodziła w największej tajemnicy, gdy nikt nie widział i nie mógł jej zdybać. Oczywiście mowy nie było, by położyła się gdzieś na widoku, a już zupełnie, by przy człowieku, by ktoś ją dotknął, pogłaskał. Na widok człowieka, gdy była zagoniona w róg i nie mogła uciec i ukryć się, syczała, i "ziała ogniem", i stąd wzięło się jej imię: Smoczyca, Smoczyca Wawelska, albo Pani Wawelska.
I tak trwało aż z 8 lat. I dopiero po m/w 8 latach trochę się oswoiła - nie na tyle, by sama z siebie przyszła do człowieka czy dała się pogłaskać czy wziąć do ręki, ale przynajmniej nie uciekała od razu, nawet na mój widok - przeważnie leżała gdzieś na jakimś "promontorium" - na TV, na parapecie okna, czy na jakiejś wysokiej półce, gdzie miała miejsce, i skąd mogła bacznie obserwować ludzkie poczynania. I tak przeżyła jeszcze parę lat.
Moja półsiostra z koleżanką znalazły kiedyś, w samym centrum Warszawy, czarną, młodą kotkę, potrąconą chyba przez samochód, i przyniosły do domu. Zdjęcie RTG u weta wykazało złamaną miednicę i... kilka kulkę śrutu gdzieś w okolicy grzbietu! Ktoś do niej strzelał, prawdopodobnie z wiatrówki. Kotka została już w domu, została wysterylizowana, ale... bywając u nich w miarę często zwykle widywałem tylko rozmazaną czarną smugę, pryskającą gdzieś pod szafę czy za wersalkę. Wiem z opowiadań, że wszelkie zabiegi, badanie, leczenie, odbywały się na zasadzie czyhania na kotkę w zasadzce i odławiania jej znienacka, oczywiście w grubych rękawiczkach, itp. Kilka lat minęło, zanim zaczęła jako-tako tolerować domowników - przeważnie nawet do miski czy kuwety chodziła w największej tajemnicy, gdy nikt nie widział i nie mógł jej zdybać. Oczywiście mowy nie było, by położyła się gdzieś na widoku, a już zupełnie, by przy człowieku, by ktoś ją dotknął, pogłaskał. Na widok człowieka, gdy była zagoniona w róg i nie mogła uciec i ukryć się, syczała, i "ziała ogniem", i stąd wzięło się jej imię: Smoczyca, Smoczyca Wawelska, albo Pani Wawelska.
I tak trwało aż z 8 lat. I dopiero po m/w 8 latach trochę się oswoiła - nie na tyle, by sama z siebie przyszła do człowieka czy dała się pogłaskać czy wziąć do ręki, ale przynajmniej nie uciekała od razu, nawet na mój widok - przeważnie leżała gdzieś na jakimś "promontorium" - na TV, na parapecie okna, czy na jakiejś wysokiej półce, gdzie miała miejsce, i skąd mogła bacznie obserwować ludzkie poczynania. I tak przeżyła jeszcze parę lat.
Re: Kota dawno nie było
zdybać hyhy