Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

crème de la crème
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38800
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#201

Post autor: wpk »

Czasem trzeba być nawet groupiesem, by coś zyskać... Po raz kolejny wyczuwam zazdrość.
klasyk

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#202

Post autor: klasyk »

Jeśli ktoś zachwyca się czymś takim byle czym, jak znaki drogowe, to nie należy przykładać wagi do jego fascynacji ale można się cieszyć, że je ma.
Zderzenie artysty z fotoziutkiem może wywołać powstanie energii, która będzie wprost proporcjonalna do iloczynu mas ich beretów a odwrotnie proporcjonalna do kwadratu długości ich zrycia. Czas pokaże czy to dobra energia ;)
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38800
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#203

Post autor: wpk »

Sam jesteś znak drogowy.
klasyk

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#204

Post autor: klasyk »

Pani N.
Sesja nie do zapomnienia, bo jej w ogóle nie było.
Oczywiście nie dowiedziałem się o tym od razu. Wszystko było jak zawsze. Wizażystka, ciuchy, biżuteria, akt, portret etc. Tyle, że nie byłem w stanie się połapać, po co to wszystko modelce. Wyglądało na to, że chce mi coś powiedzieć ale nie chce do tego używać słów. Czyli klasyczne sam powinienem się domyślić. Ten wariant często zachodzi przy osobach młodszych. Z czasem panie stają się bardziej bezpośrednie a tu wszystko idzie w druga stronę. Im więcej zdjęć tym mniej daje sobie radę z oczekiwaniami. Brak spełnienia tych oczekiwań maluje się wyraźnie i atmosfera gęstnieje. Przyznaję, że byłem bliski paniki bo w końcu zarabiam na tym, że potrafię sprostać wyzwaniom.
Na szczęście Pani N. Mnie wybawiła. Zapaliła sobie papieroska i mocno przeciągając swoja wypowiedź, przypomniała mi sesję sprzed mniej więcej dekady. Okazało się, że już raz robiliśmy zdjęcia. Sam nie bardzo to pamiętałem a i modelka nieco się zmieniła. Ponoć na koniec tamtej sesji wypowiedziałem się w sposób mało dojrzały. Coś w stylu, że zdjęcia, które zrobiliśmy, to taki lekki akcik. On wtedy odpowiedziała, że właściwie chciała odważniejsze ale uznała, że nie będzie się mieszać do moich koncepcji. Miała w głowie jeden pomysł ale go nie zrealizowała i że może kiedyś, może z kimś innym itp. Zdjęcia wysłałem via mail, zapłaciła mi i tyle się widzieliśmy.
Wróciła po latach. Z tym, że wcale nie chciała wrócić na sesje do mnie. Po prostu wybrała pierwszego lepszego z jako takim portfolio i który miał wolne studio w dogodnym dla niej terminie. Przy czym natychmiast wszystko się pogmatwało bo ona mnie poznała a ja jej nie. Naturalnie pani N. była pewna, że wiem z kim pracuje i że tylko sobie z nią „pogrywam”. Komplikacyjny zenit.
Wyjaśniliśmy sobie to nieprozumienie ale przyznacie, że skala buractwa jaką się popisałem na koniec tamtej i przez całą nową sesję jest niewybaczalna. Można nie rozpoznać kobiety , kiedy np. znaczącą ubędzie jej kilogramów. Wtedy to sytuacją wręcz pożądana ale nie wtedy, kiedy po prostu przybyło jej lat. A już zupełnie niedopuszczalne jest nie poznanie ciała, które się fotografowało. Głupio mi do dzisiaj.
Jedyne co mogłem zaproponować to sesję gratis i to, że od tej pory robimy zdjęcia wyłącznie wg jej pomysłów. Czyli nie dość, że nie zarobię, to jeszcze się natyram i jeszcze musze przełożyć następną umówioną sesję. Jest wina musi być i kara. Pani N. Podziękowała za propozycje ale okazała litość i poprosiła o tylko jedno zdjęcie. Dokładnie to, które chciała zrobić 10 lat wcześniej. Tym razem bez żadnego wstępu dokładnie opisała o co jej chodzi a ja bez żadnych uwaga podjąłem się realizacji.
Taaa... akurat. Ludzie tak się nie zmieniają. Nabierają od wagi do fantazjowania i dzielenia się tym z innymi ale niekoniecznie zaraz to musza realizować. Pomysł okazał się dla nas zbyt trudny. Może dlatego że w te 10 ostatnich minut zbyt dobrze się poznaliśmy a może dlatego, że po prostu oboje jesteśmy wstydliwi. Stanęło wiec na tym, że ma powstać zdjęcie najodważniejsze z odważnych ale niemal nic nie ma być na nim widać. Mało tego. Fotograf też ma nic nie widzieć i nie ma tu żadnych ustępstw. Sytuacja pogarszał fakt, że klientka dokładnie widziała co to jest wyciąganie z cieni. Nic ma nie być widać, nawet na najjaśniejszych monitorach.
Jeśli będzie zainteresowani opisem, jak powstało to zdjęcie to go dorzucę. To że ja nic nie widziałem i Wy nic nie widzicie jest dla mnie solą tego zdjęcia i kolejnym przykładem, że praca fotografia może być bezcenna lub warta tyle, ile 10 lat czekania na nią. To nie ma nic wspólnego z powstawaniem zdjęcia uznawanego za przynajmniej poprawne.
Póki co przedstawiam fantastyczną kobietę. Panie i Panowie, przed Wami Pani N. W całej okazałości.


Obrazek
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38800
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#205

Post autor: wpk »

Czy ja mam dar przekonywania, czy Ty i tak chciałeś kontynuować? ;)

Zobaczyłem długą historię i górę zdjęcia, z twarzą. Szybko przewinąłem, by i tego nie widzieć, i najpierw uważnie przeczytałem. Kolejna zapadająca w pamięć short story. Jednak nie wiem, czego się spodziewałem, szczególnie po wzmiance o obopólnej wstydliwości, bo zdjęcie okazało się z pozoru całkiem niewinne, jedynie z bardzo pięknym i tajemniczym cieniem.
Pytanie, gdzie jest prawa ręka?

Oczywiście jestem zainteresowany dodatkowym opisem.
klasyk

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#206

Post autor: klasyk »

wpk pisze: 24 cze 2018, 10:40 Czy ja mam dar przekonywania, czy Ty i tak chciałeś kontynuować? ;)
Skupmy się na bohaterkach. My jesteśmy pierdoły.
samek

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#207

Post autor: samek »

klasyk pisze: 22 cze 2018, 19:16 ...kolorowanie postów wg skali związania ich z tematem. Bywa, że niektóre chciałbym widzieć czarno na czarnym ;)
Dobre.
klasyk

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#208

Post autor: klasyk »

Pani O. I Pani X. czyli wyczynów foto-Ziutka ciąg dalszy.

Rok 2005 to chyba apogeum zdobywania stolicy przez osoby nie widzące swoich szans na polskiej prowincji i pierwsza fala emigracji zarobkowej z Ukrainy. Dla fotografów złoty czas, bo portale randkowe rozkręcają nam biznes. Jeśli, któraś z pań ma wyższe „aspiracje” i ochroniarza zatrudnionego w tym samym supermarkecie nie uznaje za dostatecznie rokującego, szuka wsparcia u internetowych ekspertów. Na portalach kojarzących ze sobą dziewczyny z kandydatami na ojców ich dzieci, znajduje się masa porad na temat, skuteczności umieszczanych tam zdjęć. Systematycznie podkreśla się ich znaczenie w skutecznym pozyskaniu stosownego kandydata na randkę. Padają określenia „profesjonalny fotograf”, „profesjonalna sesja zdjęciowa” a nawet „akt artystyczny”. To ostanie określenie zaczyna robić furorę na różnego rodzaju czatach internetowych na których grasują fotografowie różnej proweniencji. Od uznanych atelier po zawodników wyciągających dziewczyny do lasu.
Spora grupa kobiet przeszła przez ten randkowy cyrk i niemało z nich trafiło też do mnie. Powiedzmy, że byłem taką najpierw drugą a później trzecią szansą. Pierwsza to koledzy, którzy oferowali usługi darmowe (często wariant leśny), druga to „profesjonalna sesja zdjęciowa” (coś tam się płaciło).W trzeciej moja rola polegała na tym, żeby zrobić coś lepiej od poprzedników i znacząco podbić wartość kandydatki, do możliwości umówienia się członkiem kadry kierowniczej włącznie. Kolejnym etapem była publikacja profilu aspirującego do randek z celebrytami. Niestety na to się nie łapałem. Nie łapię się do dzisiaj.

Pani O. Jest osobą świadomą. Wie, że bez licencjatu w Warszawie się nie utrzyma. Już samo wynajęcie pokoju stanowi ½ jej dochodów. Do tego ta samotność podbijana przez dużą odległość od domu rodzinnego. Nikogo tu nie znasz, pracujesz tyle na ile starcza ci sił a w weekendy chodzisz na uczelnie - Twoje szanse na poznanie kogoś, są minimalne. Portal randkowy staje się takim samym podatkiem od marzeń, jak gra w Lotto. Wykupujesz promocje swojego profilu i co jakiś czas podmieniasz swoje zdjęcia. Kandydaci przestają pisać, lub wszyscy piszą to samo np. „hej, masz więcej fotek?”. Tracisz zapał i dajesz sobie z tym spokój. Po prostu szukasz tańszego pokoju, pracujesz więcej i spotykasz się z mniej lub bardziej przypadkowymi ludźmi. W końcu trafiasz na kogoś pochodzącego z twoich okolic. Dziewczyna niedawno skończyła kurs wizażu i szuka fotografa u którego mogłaby się zaczepić. I tak dziewczyny trafiły do mnie.

Pani X. zadzwoniła, zapytała czy może nie chciałbym podjąć z nią współpracy. Nie bardzo pamiętam tą rozmowę ale zapewne zapytałem o doświadczenie, „wielkość” walizki z kosmetykami i odmówiłem. Po kilka dniach zadzwoniła ponownie i ta rozmowa utkwiła mi w pamięci. Pewnie dlatego, że kadziła mi przez 5 min, jakie to piękne zdjęcia robię, czym mnie po prostu zirytowała. Publikowałem wtedy same totalne gnioty. Takie koszmary, że do dzisiaj mi się śnią. Mimo, że była to dość skuteczna strategia marketingowa, to wstyd na poziomie pokazania gołego tyłka na dziecięcych koloniach. Spodziewając się jakiejś super oferty dla fotografów, dość niegrzecznie spytałem o co właściwie chodzi. Słuchawkę szybko przejęła Pani O. I wykrzyczała coś w stylu: „proszę pana, niech pan da jej szansę bo ona świetnie maluje, błagam, zrobię wszystko dla pana”. Co prawda dalej nie wiedziałem o co chodzi ale, że lubię takich desperatów to kontynuowałem rozmowę, która doprowadziła do sesji. Pani X. Miała „malować” Pani O. Miała pozować a ja miałem dać duuuży rabat, jeśli się okaże, że „make up artist” jest na poziomie.
Nadszedł dzień sesji. Domofon zadziałał prawidłowo, uchyliłem drzwi studia i wkrótce potem z klatki schodowej rozległ się dźwięk, który pamiętam z filmu „Trzęsienie ziemi”. Ziemia była stabilna dlaczego wiec słyszałem wylatujące okno? Otóż panie niosły ze sobą duże i ciężkie lustro, które zwędziły z korytarza wynajmowanego na spółkę mieszkania. Pod nogami zaplątał się kot sąsiadów, który skorzystał z otwartych drzwi no i wiadomo. Znowu goły tyłek pokazany na koloniach.

Jeszcze się nie zaczęło a już się skończyło. Samo sprzątanie zajęło nam z godzinę czasu a tu zaraz kolejna sesja. Nasłuchałem się przy tym, że jak ktoś ma pecha w tej Warszawie to już będzie miał i nigdy nie uda mu się wydostać z tego supermarketowego rozkładania towaru. Wierzę, że każdemu to czytającemu zrobiło by się żal i że starłby się jakoś udowodnić, że ten pech to mit. Mnie żal się zrobiło ale biznes to biznes. Wiecie, koszty utrzymania, rodzina etc. W jakiś delikatny sposób starałem się wytłumaczyć, że sesji nici, bo zaraz będą następni klienci a tak raz dwa to ja zdjęć zrobić nie umiem. Tym bardziej widząc, ze miały być jakieś zdjęcia z lustrem a ja żadnego lustra nie mam.
Dziewczyny nie odpuściły. Grzecznie acz stanowczo twierdziły, że nigdzie sobie nie pójdą i będą czekać, aż skończę wszystkie zaplanowane na dzisiaj sesje, czym wybiły mi z rąk wszystkie wiarygodne argumenty. Odpowiedziałem, że zobaczymy i dosłownie po chwili pojawiła się umówiona klientka, Była chyba ze 20 min przed czasem. To też miała być jakaś sesja na „sympatię”.

Pisałem już, że dziewczyny miały w sobie dar przekonywania i nie odpuszczały? Stały blisko wejścia i usłyszały wypowiadane przez domofon słowa klientki. Że jest wcześniej i że nie ma z nią wizażystki i że ta raczej nie dojedzie. W rezultacie za chwile w studio były 3 panie. Pani X. malowała, Pani O. asystowała a klientka pozowała. Uwinęliśmy się w 1,5h z czymś co zaplanowałem robić przez 3. Makijaż był taki sobie ale klientka była bardzo zadowolona, tym bardziej, że była to usługa gratis. Ściemniała, że przyjdzie z własną wizażystką. Po prostu nie było jej na to stać. Zapłaciła i zostałem ponownie z tymi ofiarami zrzuconego ze schodów lustra.

Niestety w wyniku wcześniejszych wydarzeń, powstała już między nami jakaś relacja. W końcu razem szorowaliśmy schody a później współpracowaliśmy przy sesji. Można powiedzieć, że znaliśmy się od podstawówki. Taka relacja bardzo zmienia podejście do sesji bo to fotografowanie starych znajomych. Coś, jak badanie lekarskie przeprowadzane przez członka rodziny. Nie bardzo wiadomo, jak się zachować. Trzeba dłużej porozmawiać, zbudować jakiś scenariusz. W ogóle nie ma mowy o jakiś zwykłych zdjęciach na portal randkowy, bo teraz grzecznie się tłumaczy, że to wszystko pic i internetowy biznes i że te zdjęcia nie mają żadnego znaczenia. Że trzeba szukać człowieka a nie sfabrykowanego w znacznym stopniu wizerunku. Słowem jazda w drugą stronę.

Zaczęliśmy i skończyliśmy na lustrze. Po co się szamotały w komunikacji podmiejskiej i miejskiej? Mianowicie Pani O. Uznała, że zdjęcia z lustrem są bardziej artystyczne. Jako osoba nie znająca się na fotografii artystycznej miałem z tym problem. Widziałem już dużo zdjęć z lustrami lub samymi ramami i tego artyzmu nie rozpoznałem. Nie widziałem wiec powodu, że pożyczać ten rekwizyt od sąsiadów. Pani X. była bardziej wyrobiona. W końcu miała te swoje paletki domalowania w różnych kolorach. Wymyśliła, że kobiety po prostu lubią lustra. Niektóre, tak jak ona sama stają się jego niewolnikami. Wyszło przy tym, że ten pomysł zakończony spektakularnym upadkiem z wysokości był jej. Miały to być zdjęcia wizażystki i jej klientki. Odbicia w lustrze pod różnymi kątami.

Spojrzałem na panie. Były podobnego wzrostu. Kolor włosów też zbliżony. Niestety nie maiły takich samych ciuchów. Wyszło to, co poniżej. Nie ma lustra a jakoby było.

Obrazek
samek

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#209

Post autor: samek »

Przyznaję, że wiem co to foto na sympatię. Ale że aż tak?
Taki mechanizm stał za tym w stolicy?
Chwalmy pana no i prowincję, z której pochodzę i tkwię tu po dziś dzień.
Jak se pomyślę, że w 2003 prawie prawie zostałem mieszkańcem stolicy, to mi słabo.

Twoje zdjęcia kolejny raz budzą me zastanowienie nad podpisem oraz opisem i ich rolą w odbiorze.

(Offtop przeniesiony przez administrację do właściwego działu.)
Awatar użytkownika
wpk
wpkx
Posty: 38800
Rejestracja: 10.2016
Lokalizacja: Nad Wigołąbką
Kontakt:

Re: Klasyk - od przypadku A do przypadku Z

#210

Post autor: wpk »

Że aż tak to dla mnie też kompletne SF. Ale ja, jak wytknął mi autor, żyję pod kloszem...

Jarek, z tym podkreślaniem swego "fotoziutkowstwa" zaczynasz być jak Sebastian z jego "nieumieniem robienia zdjęć".
Tymczasem na płaszczyźnie narracji literacko-filmowej: życie pisze Ci scenariusze, a Ty w tym pomagasz swoją reżyserią.
Widziałbym film na kanwie tych nowelek - coś jak np. "Short Cuts" Altmana, o którym tu i tam niedawno była mowa.

PS Obiecałeś dodatkowy opis do poprzedniej historii.
ODPOWIEDZ