Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
Matka przy okazji zapalenia płuc: Guz prawego płuca.
Skierowanie, po konsultacji, do Czerwonej Góry na bronchoskopię i histopatologię.
Uznała, że to zabieg ambulatoryjny i nastawiła się na powrót tego samego dnia, a ja, idiota, nie zweryfikowałem...
Pojechaliśmy rano. Meksyk, ale personel w CG bardzo w porządku - to nie Busko.
Konieczność zostania.
Oddział przepełniony - dostawka na korytarzu.
Zaplanowane na jutro: bronchoskopia i pobranie wycinka z płuca i węzłów, a jeśli się nie uda, biopsja płuca.
Skoro zostaje, wróciłem po rzeczy - to tylko 50 km.
Ale umyśliło mi się wracać przez Pińczów, bo choć dalej, to ładniej i luźniej, tymczasem droga do Buska okazała się w połowie rozkopana i 4 razy światła.
I przy tych czwartych, w Bogucicach Drugich, na prawym poboczu leżał kot. Czarnobiały pingwinek. Zobaczyłem go z daleka, a z bliska, że wciąż żyje...
Ale pojechałem, kurwa, wraz z innymi, dalej.
W głupim łbie kłębowisko myśli: Przecież nie żyje, i to tylko śmiertelne odruchy...
Była jedenasta.
Busko, mieszkanie matki, nawet do firmy nie zajechałem, Czerwona Góra.
Wracam, ale MUSIAŁEM znów przez Pińczów, by się upewnić, że nie żyje.
Po trzech godzinach żył, wciąż się ruszał.
Hamulec, awaryjne, bagażnik, skrzynka...
Telefon do Michała, mojego bardzo zajętego weta - odebrał.
- Gdzie jesteś? Przywieź.
Po kwadransie wysłuchał ostatnich uderzeń serca.
I stwierdził, że i tak nie podjąłby się reanimacji za względu na obrażenia.
Ja też nie miałem nadziei, wiozłem, by to zakończyć.
I się poryczałem.
A w tym momencie zadzwoniła matka, że ktoś ubył na OIOM i znalazło się miejsce na sali.
Skierowanie, po konsultacji, do Czerwonej Góry na bronchoskopię i histopatologię.
Uznała, że to zabieg ambulatoryjny i nastawiła się na powrót tego samego dnia, a ja, idiota, nie zweryfikowałem...
Pojechaliśmy rano. Meksyk, ale personel w CG bardzo w porządku - to nie Busko.
Konieczność zostania.
Oddział przepełniony - dostawka na korytarzu.
Zaplanowane na jutro: bronchoskopia i pobranie wycinka z płuca i węzłów, a jeśli się nie uda, biopsja płuca.
Skoro zostaje, wróciłem po rzeczy - to tylko 50 km.
Ale umyśliło mi się wracać przez Pińczów, bo choć dalej, to ładniej i luźniej, tymczasem droga do Buska okazała się w połowie rozkopana i 4 razy światła.
I przy tych czwartych, w Bogucicach Drugich, na prawym poboczu leżał kot. Czarnobiały pingwinek. Zobaczyłem go z daleka, a z bliska, że wciąż żyje...
Ale pojechałem, kurwa, wraz z innymi, dalej.
W głupim łbie kłębowisko myśli: Przecież nie żyje, i to tylko śmiertelne odruchy...
Była jedenasta.
Busko, mieszkanie matki, nawet do firmy nie zajechałem, Czerwona Góra.
Wracam, ale MUSIAŁEM znów przez Pińczów, by się upewnić, że nie żyje.
Po trzech godzinach żył, wciąż się ruszał.
Hamulec, awaryjne, bagażnik, skrzynka...
Telefon do Michała, mojego bardzo zajętego weta - odebrał.
- Gdzie jesteś? Przywieź.
Po kwadransie wysłuchał ostatnich uderzeń serca.
I stwierdził, że i tak nie podjąłby się reanimacji za względu na obrażenia.
Ja też nie miałem nadziei, wiozłem, by to zakończyć.
I się poryczałem.
A w tym momencie zadzwoniła matka, że ktoś ubył na OIOM i znalazło się miejsce na sali.
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
Kurwa.
Współczuję bardzo.
Podobnie było u mojej mamy. Jakaś infekcja, lekarka zleciła RTG, na zdjęciu jakaś kropka w lewym płucu, CT - nowotwór, biopsja - rak płaskonabłonkowy, złośliwy, operacja, potem chemia, w międzyczasie zachorowała babcia, wylądowała w szpitalu, więc miotałem się pomiędzy czterema pracami i dwoma szpitalami, babcia zmarła po miesiącu, pogrzeb przekładaliśmy, żeby nie kolidował z chemią mamy. A ja, pechowo, pracowałem wtedy 7 dni w tygodniu. Gdy chciałem coś oddać kolegom, usłyszałem, że biorę wszystko albo nic. Nie stać mnie było na to, żeby mieć "nic", więc ciągnąłem, póki mogłem. Mama mniej więcej wyzdrowiała, ja się pochorowałem. Zapłaciłem cenę i płacę do tej pory.
Współczuję bardzo.
Podobnie było u mojej mamy. Jakaś infekcja, lekarka zleciła RTG, na zdjęciu jakaś kropka w lewym płucu, CT - nowotwór, biopsja - rak płaskonabłonkowy, złośliwy, operacja, potem chemia, w międzyczasie zachorowała babcia, wylądowała w szpitalu, więc miotałem się pomiędzy czterema pracami i dwoma szpitalami, babcia zmarła po miesiącu, pogrzeb przekładaliśmy, żeby nie kolidował z chemią mamy. A ja, pechowo, pracowałem wtedy 7 dni w tygodniu. Gdy chciałem coś oddać kolegom, usłyszałem, że biorę wszystko albo nic. Nie stać mnie było na to, żeby mieć "nic", więc ciągnąłem, póki mogłem. Mama mniej więcej wyzdrowiała, ja się pochorowałem. Zapłaciłem cenę i płacę do tej pory.
- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14716
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
Kurwa. Kurwa, kurwa.
For some must watch, while some must sleep,
So runs the world away.
For some must watch, while some must sleep,
So runs the world away.
Sowy nie są tym, czym się wydają...
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
Trzeba być zawsze dobrej myśli.
Ostatnio zmieniony 19 mar 2019, 23:28 przez nordenvind, łącznie zmieniany 1 raz.
- Gdama
- Gdriada
- Posty: 2359
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: Gdańsk/Jantar
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
Bardzo współczuję. Trzymaj się.
Zmagam się z podobną sytuacją, bo u mojej mamy pod koniec zeszłego roku przypadkowo odkryto zaawansowanego raka jajnika. Co z pewnością nie jest żadnym pocieszeniem. Przerażające jest, jak wielu ludzi choruje.
Zmagam się z podobną sytuacją, bo u mojej mamy pod koniec zeszłego roku przypadkowo odkryto zaawansowanego raka jajnika. Co z pewnością nie jest żadnym pocieszeniem. Przerażające jest, jak wielu ludzi choruje.
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
Wszystkie nasze ciała umrą.
I co z tego.
Niektóre przed śmiercią będą cierpieć, inne nie.
I co z tego.
Koty, psy, krokodyle żyją w trójwymiarowej rzeczywistości.
Nie doświadczają czasu.
Czują ból ale nie cierpią, zdychają ale nie umierają.
Wczoraj rozdeptałam mysz. Nie wiozłam do weterynarza.
Nawet nie urządziłam skromnego pogrzebu.
Kosz na śmieci musi wystarczyć za trumnę.
I co z tego.
Niektóre przed śmiercią będą cierpieć, inne nie.
I co z tego.
Koty, psy, krokodyle żyją w trójwymiarowej rzeczywistości.
Nie doświadczają czasu.
Czują ból ale nie cierpią, zdychają ale nie umierają.
Wczoraj rozdeptałam mysz. Nie wiozłam do weterynarza.
Nawet nie urządziłam skromnego pogrzebu.
Kosz na śmieci musi wystarczyć za trumnę.
- rbit9n
- Ribitibi
- Posty: 9432
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: Kolonia pod Rzeszowem - Za Torem
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
zabili pajączka, gorzkie żale przybywajcie.
nie, nie tobie ja służę, ja służę bzdurze!
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
... a w oddali słychać było ryk v8 hemi i serie z karabinu maszynowego....
- wpk
- wpkx
- Posty: 38825
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
... a za nimi pożądał tajemniczy Don Pierdol.
- vid3
- Posty: 8573
- Rejestracja: 07.2017
- Lokalizacja: Miasto robotnicze
- Kontakt:
Re: Kolejny, kompletnie niepsioniczny dzień
Taki karaluch który biega po podłodze to nie w trzech a w dwóch wymiarach żyje.
Nawet jak wlezie na ścianę. To nadal są tylko dwa wymiary.
Nawet jak wlezie na ścianę. To nadal są tylko dwa wymiary.