A to ja nie wiem, książek nie czytam, częściej słucham;)
W miniony weekend takiego eksperymenta zrobiłem, zamieniłem się z żoneczką na aparaty, piękniejsza ta moja połowa wzięła syfre a ja żoneczkową Mamiye 6 no i tak się w ten kwadrat napatrzyłem że aż mi się spodobał;)
Ale jako że zdjęć z taśmy jeszcze nie wywołałem, to syfrowe* choć w kwadrat pociąłem.
*Wszystkie kfadraty z wypadu do Kew Gardens, dwa weekendy nazad.
Ostatnio zmieniony 07 paź 2019, 23:34 przez abishai, łącznie zmieniany 1 raz.
Mnie się podobają, bo obiekty pasują do kwadratu.
Ale jakoś jesteśmy bardziej przyzwyczajeni do prostokąta.
Samsungi NX mają możliwość wybrania formatu kwadratowego jeszcze przy robieniu zdjęć, więc prosto z aparatu mogą być kwadratowe. Kiedyś próbowałem, ale średnio mi to leżało. Ale ja nie umiem.
W kilku dawnych książkach, jeszcze z czasów błoniastych, czytałem, że format kwadratowy jest dziwny, niezgodny z tym, jak normalnie widzimy (a co z pionowym, portretowym, w takim razie?), wynika z niezdecydowania producenta, a ponieważ papiery i tak są prostokątne, to przy powiększaniu kawał zdjęcia i tak się obcina, więc tylko marnuje się powierzchnię błony, że niewiele obiektów dobrze wygląda w kwadracie, itp., itd.
Taką krytykę kwadratu opublikował kiedyś Andrzej Voellnagel w "Fotoleksykonie dyskusyjnym" pod hasłem "Format". Z czym można się zgadzać bądź nie.
"Ciekawe, że w tych trudnych warunkach utrzymuje się na powierzchni symbol marnotrawstwa i niezdecydowania, jakim jest format 6x6 cm. Na próżno reklama wytwórni takich aparatów powołuje się na wspaniałe obrazy holenderskich mistrzów, malowane na kwadratowych płótnach są to bowiem wyjątki w dziejach malarstwa. Format prostokątny był zawsze i jest nadal nierównie liczniej reprezentowany, a wobec tego z formatu 6x6 trzeba odciąć z któregoś boku co najmniej 1,5 cm. Uzasadniony trudnością obsługi lustrzanek dwuobiektywowych w położeniu poziomym, format kwadratowy traci swój sens przy innych konstrukcjach. Przy prawidłowym, oszczędnym kadrowaniu obrazu w celowniku okazuje się później często, że nie ma gdzie obciąć owego półtora centymetra i powstaje format nijaki o stosunku boków 6:7 albo 7:8. Kwadrat pozwala odkładać decyzję między pionowym i poziomym formatem aż do chwili powiększania - ale czasem okazuje się wtedy, że jest już za późno. Firma Linhof była inicjatorką nowego formatu, nazwanego „idealnym” (Linhof Idealformat), mianowicie 56x72 mm. Zauważmy, że stosunek jego boków jest bardzo zbliżony do 3:4, a to z kolei odpowiada proporcjom znacznej większości formatów papieru fotograficznego (9x12, 18x24, 30x40, a w przybliżeniu także 13x18). Ściślej, stosunek ten odpowiada wartości pośredniej pomiędzy 3:4 i 4:5, ale ta druga proporcja jest znów charakterystyczna dla niektórych papierów produkcji anglo-amerykańskiej (np. 8x10, 12x15, 16x20 cali). Jeszcze większą analogię do tych ostatnich wymiarów wykazuje wprowadzony niedawno w Japonii format 6x7 cm - w rzeczywistości 55x69 mm. Jest to zrozumiałe ze względu na ekspansję japońskiego przemysłu fotograficznego na rynek amerykański."
Oczywiście nie próbuję dezawuować Twoich zdjęć; po prostu przypomniało mi się, co o tym pisał.
Uważam, że jeśli zdjęcie jest dobre w kwadracie, to się broni.
Och, Voellnagel lubił brawężyć, więc jest jak najbardziej w moim stylu, bo ja to uwielbiam.
Szczególnie robił to, jak sam tytuł wskazuje, w "Fotoleksykonie dyskusyjnym", gdzie narzekał i krytykował.
Poza "Kaprysami koloru w fotografii" mam jeszcze jego świetną (też zresztą intensywnie brawężącą, więc też w moim stylu) książkę z zupełnie innej działki, p.t. "Jak (nie)tłumaczyć tekst(ów) techniczny(ch)" - nawet w kilku wydaniach, bo wydawał ją kilkakrotnie, przerabiając i uzupełniając. Napisana w tonie żartobliwym, ale bardzo na temat.