
Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
- wpk
- wpkx
- Posty: 38984
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Aleś Pan marudny... Siedziałeś Pan na najbezpieczniejszym miejscu, i jeszcze taki fajowy młotek mogłeś se Pan wziąć. 

Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Ależ to musi być frajda przejechać się pociągiem. Ja już kompletnie zapomniałem.

-
- Posty: 290
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Tak to jest jak komputery gaszą światło. Normalni ludzie gaszą światło kontaktem na ścianie, a komputerów używają do paczenia w onet. I wtedy jest tak jak powinno.puch24 pisze: Gasło światło, gasło wszystko, resetowali komputery.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Gorzej, jak komputery gaszą cały pociąg...
Wiele lat temu czytałem, że w latach 90-tych na jakiejś amerykańskiej korwecie procesory Pentium Pro (wtedy absolutny szczyt techniki) podzieliły przez zero tak skutecznie, że załoga nawet nie mogła wezwać pomocy przez radio, i musieli strzelać race czy korzystać z radiostacji alarmowej na łodzi ratunkowej, czy coś w tym rodzaju, żeby przypłynął holownik i ściągnął ich do portu, bo nie mogli nawet światła włączyć...
A propos Pesy Dart, to przyznać muszę że po chyba 5 latach wlokącego się remontu torowisk na szlaku pomiędzy Łodzą a Warszawą, co powodowało, że PLANOWY czas przejazdu wynosił ok. 3 godzin (!!! - to jest 130 km!!!), a i tak pociągi jeszcze się spóźniały, teraz czas przejazdu to godzina z kawałkiem. Jedzie się szybko, gładko, ale niekoniecznie bardzo wygodnie, bo te cholerny Pesy Dart są po prostu ciasne! W dodatku prawie nie ma w nich miejsca na bagaż. Gdy jechałem tydzień temu, na Centralnym władowała się kupa ludzi z jakiegoś samolotu z walizami, i po prostu nie było gdzie tych waliz upchnąć. Stały pośrodku w przejściu i ludzie ciągle się o nie potykali. Kibel jest tak przestrzenny, że w przypadku potrzeby nr 2 najlepiej od razu wchodzić tyłem ze spuszczonymi spodniami
, bo wewnątrz raczej nie ma miejsca na manewry...
Parę tygodni temu, jak były większe opady śniegu, była w Łodzi jakaś masowa awaria tych Dartów, chyba właśnie z tym śniegiem związana, i żadne pociągi nie odjeżdżały z Fabrycznego, wszystkie dojeżdżały tylko do Widzewa i z niego odjeżdżały. Mnóstwo ludzi spóźniło się wtedy do pracy w Warszawie, bo dojeżdżają codziennie. Przyjechali na Fabryczny, a tu okazało się, że pociąg, owszem, odjeżdża o czasie, ale z Widzewa... Nie sposób zdążyć tramwajami i autobusami... Ludzie byli wściekli, bo pospóźniali się do pracy po parę godzin.
Tak, wiem, brawężę, ale gdy patrzę, jaka kupa forsy na to poszła, a zostało to koncertowo spierdolone, to szlag mnie trafia.
Wiele lat temu czytałem, że w latach 90-tych na jakiejś amerykańskiej korwecie procesory Pentium Pro (wtedy absolutny szczyt techniki) podzieliły przez zero tak skutecznie, że załoga nawet nie mogła wezwać pomocy przez radio, i musieli strzelać race czy korzystać z radiostacji alarmowej na łodzi ratunkowej, czy coś w tym rodzaju, żeby przypłynął holownik i ściągnął ich do portu, bo nie mogli nawet światła włączyć...

A propos Pesy Dart, to przyznać muszę że po chyba 5 latach wlokącego się remontu torowisk na szlaku pomiędzy Łodzą a Warszawą, co powodowało, że PLANOWY czas przejazdu wynosił ok. 3 godzin (!!! - to jest 130 km!!!), a i tak pociągi jeszcze się spóźniały, teraz czas przejazdu to godzina z kawałkiem. Jedzie się szybko, gładko, ale niekoniecznie bardzo wygodnie, bo te cholerny Pesy Dart są po prostu ciasne! W dodatku prawie nie ma w nich miejsca na bagaż. Gdy jechałem tydzień temu, na Centralnym władowała się kupa ludzi z jakiegoś samolotu z walizami, i po prostu nie było gdzie tych waliz upchnąć. Stały pośrodku w przejściu i ludzie ciągle się o nie potykali. Kibel jest tak przestrzenny, że w przypadku potrzeby nr 2 najlepiej od razu wchodzić tyłem ze spuszczonymi spodniami


Parę tygodni temu, jak były większe opady śniegu, była w Łodzi jakaś masowa awaria tych Dartów, chyba właśnie z tym śniegiem związana, i żadne pociągi nie odjeżdżały z Fabrycznego, wszystkie dojeżdżały tylko do Widzewa i z niego odjeżdżały. Mnóstwo ludzi spóźniło się wtedy do pracy w Warszawie, bo dojeżdżają codziennie. Przyjechali na Fabryczny, a tu okazało się, że pociąg, owszem, odjeżdża o czasie, ale z Widzewa... Nie sposób zdążyć tramwajami i autobusami... Ludzie byli wściekli, bo pospóźniali się do pracy po parę godzin.
Tak, wiem, brawężę, ale gdy patrzę, jaka kupa forsy na to poszła, a zostało to koncertowo spierdolone, to szlag mnie trafia.
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
A co ty tak dziwisz się ha? Producenci na całym świecie wymyślili sobie, że użytkownicy rożnego hardware i software będą beta-testerami. Pesa jest polską firmą o jakimś doświadczeniu, ale niezbyt dużym w porównaniu z wielkimi koncernami typu Alstom. Testy nowego sprzętu są kosztowne, bo trwają i produkt się wtedy nie sprzedaje. To w połączeniu z nierealnymi terminami dostaw wymuszonymi przez dotacje UE dało taki efekt. PKP i pasażerowie teraz testują wersje beta Dartów w rożnych warunkach, a PESA (mam nadzieję) zbiera doświadczenia i poprawia. Bez zamówień z PKP szanse na produkowanie pociągów o akceptowalnym poziomie technicznym przez polska firmę są żadne. Gorzej jeżeli tak "dofinansowaną" polską firmę kupi wielki koncern i zlikwiduje, bo za duża konkurencja.puch24 pisze:
Tak, wiem, brawężę, ale gdy patrzę, jaka kupa forsy na to poszła, a zostało to koncertowo spierdolone, to szlag mnie trafia.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Jechałem swego czasu Pendolino i jeśli chodzi o miejsca na bagaże, to było chyba jeszcze gorzej niż w Darcie Pesy. Pomimo braku tłoku walizkę podręczną musiałem zostawić tak jak inni przy wejściu. W schowkach nad siedzeniami niewiele mieściło się. I jeszcze ciekawostka, brak możliwości założenia konta u włoskiego narodowego przewoźnika Trentitalia na adres mailowy z końcówką pl. Udalo mi sie dopiera za pomocą gmaila.com.... 

Ostatnio zmieniony 03 mar 2017, 10:30 przez nordenvind, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
tomek_jj pisze:A co ty tak dziwisz się ha? Producenci na całym świecie wymyślili sobie, że użytkownicy rożnego hardware i software będą beta-testerami. Pesa jest polską firmą o jakimś doświadczeniu, ale niezbyt dużym w porównaniu z wielkimi koncernami typu Alstom. Testy nowego sprzętu są kosztowne, bo trwają i produkt się wtedy nie sprzedaje. To w połączeniu z nierealnymi terminami dostaw wymuszonymi przez dotacje UE dało taki efekt. PKP i pasażerowie teraz testują wersje beta Dartów w rożnych warunkach, a PESA (mam nadzieję) zbiera doświadczenia i poprawia. Bez zamówień z PKP szanse na produkowanie pociągów o akceptowalnym poziomie technicznym przez polska firmę są żadne. Gorzej jeżeli tak "dofinansowaną" polską firmę kupi wielki koncern i zlikwiduje, bo za duża konkurencja.puch24 pisze:
Tak, wiem, brawężę, ale gdy patrzę, jaka kupa forsy na to poszła, a zostało to koncertowo spierdolone, to szlag mnie trafia.
Tak, oczywiście zdaję sobie z tego sprawę, i wiem też, że jest ryzyko przejęcia Pesy przez konkurencję.
Klienci są teraz beta-testerami.
Kiedyś czytałem artykuł o tym, w jaki sposób Japończycy przejęli od Niemców rynek sprzętu fotograficznego w latach 60-tych i 70-tych (bo wcześniej, mimo pewnych sukcesów np. Nikona, który został odkryty przez amerykańskich dziennikarzy w okresie wojny koreańskiej, japoński przemysł fotograficzny nie liczył się na świecie, a japońskie aparaty miały ciągle opinię taniego barachła). Otóż Japończycy właśnie postanowili, że klienci będą beta-testerami, tzn. na nich przerzuci się od razu koszty badań i rozwoju. Taki Leitz, na przykład, opracowywał prototyp, który był potem długo testowany, poprawiany, znów testowany, znów poprawiany, i w końcu kierowany do produkcji, gdy został przez zarząd uznany za perfekcyjny. Wizerunek firmy oczywiście na tym nie cierpiał, natomiast cierpiały finanse, bo przez kilka lat ten nowy produkt tylko pochłaniał pieniądze na etapie R&D, a nie zarabiał. I dopiero później te koszty R&D były przerzucane na gotowe, perfekcyjne już wyroby, gdy trafiały do produkcji. Co oczywiście przekładało się na ich cenę.
Japończycy nie mieli takiego kapitału, który mogliby na kilka lat zamrozić w sprzęcie na etapie R&D, licząc na zwrot inwestycji po latach. Produkt musiał zarabiać szybko, od razu. Dlatego przyjęli zupełnie inną politykę. Produkt trafia do sprzedaży gdy jest "good enough", a nie perfekcyjny. Klienci go kupują i w ten sposób firma od razu zarabia. Jeśli okaże się, że produkt ma jakieś wady, to się je naprawi, albo nawet wymieni sprzęt - i tak się to firmie opłaci, a jeśli firma dokona tej naprawy czy wymiany bardzo sprawnie i szybko, to jeszcze klient będzie zadowolony z tak szybkiej obsługi, zamiast złościć się, że sprzęt się zepsuł. I w ten sposób już się to kręci od lat. Dzięki skróceniu cyklu wprowadzania nowych produktów firmy japońskie były też bardziej innowacyjne od niemieckich, i szybciej wprowadzały różne nowinki (nieważne, czy dobre, czy wątpliwe). Niemcy tracili lata na dopracowywanie do perfekcji różnych nowych rozwiązań, a Japończycy po prostu je sprzedawali i od razu na tym zarabiali.
Jedną z dużych japońskich firm, która bardzo długo się temu opierała, był Nikon, który aż do 1979 roku był nastawiony właściwie wyłącznie na rynek profesjonalny i zaawansowany, i w ogóle nie produkował sprzętu dla amatorów czy "pstrkaczy", co znajdowało odbicie w budowie i specyfikacji sprzętu, i w jego cenach. Dopiero w 1979 roku Nikon wprowadził do sprzedaży pierwszą lustrzankę amatorską i serię tańszych obiektywów do niej. Nigdy nie produkował amatorskich aparatów dalmierzowych z niewymiennym obiektywem (w przeciwieństwie np. do Canona, Minolty czy Olympusa), i był raczej konserwatywny, jeśli chodzi o wprowadzanie różnych nowinek - ale jeśli je wprowadzał, to zwykle już były dość dobrze dopracowane. Np. przez lata Nikon był bardzo "oszczędny" w wypuszczaniu zoomów, a jeśli już, to przeważnie były to zoomy o niebyt wielkim przełożeniu, ale za to dobre jakościowo. Przez długi czas Nikon nie wypuszczał żadnych zoomów ze zmiennym otworem względnym - było to dla nich rozwiązanie nie do przyjęcia. Bardzo długo też nie wypuszczał zoomów o dużej krotności, podczas gdy inni producenci mieli już je w ofercie (np. 35-135, 35-200, 28-200, itp.). Pod pewnymi względami więc polityka Nikona bardzo długo przypominała politykę firm niemieckich. Tyle, że w pewnym momencie Nikon zdał sobie chyba sprawę z tego, że nie zarabia tyle, ile by mógł, i że jest postrzegany jako nieco staroświecki. I zainteresował się rynkiem amatorskim. Do tego stopnia, że wypuścił kompakty AF na początku lat 80-tych.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38984
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Na N. w neksowym wątku się ludziom żółć wylała - mimo regulaminu.
Czyli frustracja rośnie i wystarczy słowo.
Czyli frustracja rośnie i wystarczy słowo.
- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14733
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Puchu podjudził, to i się wylało. Nasz kochany koń trojańskiwpk pisze:Na N. w neksowym wątku się ludziom żółć wylała - mimo regulaminu.
Czyli frustracja rośnie i wystarczy słowo.


Dodano po 2 minutach 21 sekundach:
A szczerze mówiąc, to chyba muszę sobie założyć bloga albo jakieś inne forum, bo mnie się też żółć nie ma gdzie wylać, jak widzę, co nas otacza.
Sowy nie są tym, czym się wydają...
- wpk
- wpkx
- Posty: 38984
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Na Nikoniarzach sobie załóż, szczerze.