Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
- wpk
- wpkx
- Posty: 38945
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
A ja nie wiem, ile mam.
Wiem tylko, że mam serce stanowczo za małe - to częściowo pewnie wrodzone, ale w dużej mierze przez lenistwo i niechęć do jakiegokolwiek sportu czy pracy fizycznej.
Płuca też mam hujowe - wydolność oddechowa poniżej dolnej strefy stanów niskich.
Rezultat - zadyszka po przebiegnięciu kilkunastu metrów.
Wniosek - zapewne z tego powodu umrę, jeśli nie na raka wcześniej oczywiście.
Wiem tylko, że mam serce stanowczo za małe - to częściowo pewnie wrodzone, ale w dużej mierze przez lenistwo i niechęć do jakiegokolwiek sportu czy pracy fizycznej.
Płuca też mam hujowe - wydolność oddechowa poniżej dolnej strefy stanów niskich.
Rezultat - zadyszka po przebiegnięciu kilkunastu metrów.
Wniosek - zapewne z tego powodu umrę, jeśli nie na raka wcześniej oczywiście.
- Owain
- Nasz Czelnik
- Posty: 14733
- Rejestracja: 11.2016
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Może ma dwa serca i dają dwutakt?
Ja miałem otwór międzykomorowy ale się ponoć zarósł. I bez podśmiechujek proszę.
Ja miałem otwór międzykomorowy ale się ponoć zarósł. I bez podśmiechujek proszę.
Sowy nie są tym, czym się wydają...
- wpk
- wpkx
- Posty: 38945
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Czy to potwór, czy nie potwór - najważniejsze, że ma otwór.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Ja mam coś co nazywa się zespół Barlowa (zespół wypadania płatka zastawki mitralnej). Raz mi robili EKG w mojej przychodni i pielęgniarka po zobaczeniu wykresu natychmiast wysłała mnie do lekarza. Nie poszedłem, bo i tak miałem umówioną wizytę za dwa dni. Stwierdziłem, że przeżyję.
Okazało się, że EKG mam typowe dla kobiety i to chyba jeszcze w ciąży. W każdym razie poszedłem już prywatnie do kardiologa, zrobił mi jeszcze USG i wyszło co wyszło. Powiedział też, że ta wada w niczym nie przeszkadza, nawet w wyczynowym uprawianiu sportu. Mam tylko magnez uzupełniać, bo jednym ze skutków tej wady jest szybsze wysikiwanie magnezu.
Robert, mnie te progi nic nie mówią. Mam do Garmina opaskę z pulsometrem, to zakładam jak jadę gdzieś dalej niż do fabryki. Dwa lata temu bujałem się głównie po szosie i średnie tętno zwykle było z takiego wyjazdu 100+ km 140 ud/min. W zeszłym roku jak wróciłem do MTB, to nawet 150 ud/min. Obecnie znowu szosa, bo przez pandemię nie chcę wsiadać do pociągu i teraz średnie to okolice 130 ud/min. Nawet jak w upale dojebałem sobie trasę prawie 150 km, to wyszło 138 ud/min.
Garmin wyświetla w podsumowaniu każdej aktywności czas w strefach i nawet jak na MTB zajeżdżałem się jak koń to głównie moje tętno było w strefie aerobowej i rozgrzewki. Dopiero jak w październiku zeszłego roku w Górach Kaczawskich trochę przegiąłem pałkę i na 35 km zrobiłem prawie 1200 m przewyższenia to większość czasu był próg (46%), a max to 17%. Wtedy też maks. tętno było 216 ud. Tylko jak wjechałem na Górę Szybowcową nad Jelenią Górą, czyli ostanie znaczące wzniesienie wyjazdu, to miałem problem żeby zamówić piwo. I nie chodziło o zadyszkę, oddech uspokoiłem szybko, byłem tak zmęczony, że nie potrafiłem wybrać jakie piwo chcę. Posiedziałem chwilę, pokontemplowałem widoki, wypiłem to piwo i już było dobrze.
Spadek średniego tętna może się też wiązać, ze spadkiem masy. Przez to, że jeżdżę teraz jak pojebany, zrzuciłem już 7 kg od marca.
Okazało się, że EKG mam typowe dla kobiety i to chyba jeszcze w ciąży. W każdym razie poszedłem już prywatnie do kardiologa, zrobił mi jeszcze USG i wyszło co wyszło. Powiedział też, że ta wada w niczym nie przeszkadza, nawet w wyczynowym uprawianiu sportu. Mam tylko magnez uzupełniać, bo jednym ze skutków tej wady jest szybsze wysikiwanie magnezu.
Robert, mnie te progi nic nie mówią. Mam do Garmina opaskę z pulsometrem, to zakładam jak jadę gdzieś dalej niż do fabryki. Dwa lata temu bujałem się głównie po szosie i średnie tętno zwykle było z takiego wyjazdu 100+ km 140 ud/min. W zeszłym roku jak wróciłem do MTB, to nawet 150 ud/min. Obecnie znowu szosa, bo przez pandemię nie chcę wsiadać do pociągu i teraz średnie to okolice 130 ud/min. Nawet jak w upale dojebałem sobie trasę prawie 150 km, to wyszło 138 ud/min.
Garmin wyświetla w podsumowaniu każdej aktywności czas w strefach i nawet jak na MTB zajeżdżałem się jak koń to głównie moje tętno było w strefie aerobowej i rozgrzewki. Dopiero jak w październiku zeszłego roku w Górach Kaczawskich trochę przegiąłem pałkę i na 35 km zrobiłem prawie 1200 m przewyższenia to większość czasu był próg (46%), a max to 17%. Wtedy też maks. tętno było 216 ud. Tylko jak wjechałem na Górę Szybowcową nad Jelenią Górą, czyli ostanie znaczące wzniesienie wyjazdu, to miałem problem żeby zamówić piwo. I nie chodziło o zadyszkę, oddech uspokoiłem szybko, byłem tak zmęczony, że nie potrafiłem wybrać jakie piwo chcę. Posiedziałem chwilę, pokontemplowałem widoki, wypiłem to piwo i już było dobrze.
Spadek średniego tętna może się też wiązać, ze spadkiem masy. Przez to, że jeżdżę teraz jak pojebany, zrzuciłem już 7 kg od marca.
- cichykot
- Tamarukam
- Posty: 1795
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: zewszont
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
tętno na progu w skrócie to maksymalne tętno jakie jesteś w stanie utrzymać przez 60min.
7kilo też bym chciał zrzucić ale jak się siedzi od marca w domu to raczej ciężko samym bieganiem, bo poza tym to jak kot jem i śpię. tutaj płacą jeszcze 80% pensji do końca października i firma moja zdecydowała ze mój shift jest niepotrzebny. inna sprawa że zwalniają 150osob za miesiąc dwa i okaże się- czuje, ze rozpierdola mi zmianę. a miałem idealnie pracowałem sobota niedziela po12 godzin reszta wolne. płacili jak normalnie pon-piatek. ech... to się już chyba nie wraci przez tego kovida.
7kilo też bym chciał zrzucić ale jak się siedzi od marca w domu to raczej ciężko samym bieganiem, bo poza tym to jak kot jem i śpię. tutaj płacą jeszcze 80% pensji do końca października i firma moja zdecydowała ze mój shift jest niepotrzebny. inna sprawa że zwalniają 150osob za miesiąc dwa i okaże się- czuje, ze rozpierdola mi zmianę. a miałem idealnie pracowałem sobota niedziela po12 godzin reszta wolne. płacili jak normalnie pon-piatek. ech... to się już chyba nie wraci przez tego kovida.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38945
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Self-kardiologi-amatory...
Nosicie te hipsterskie holtery, monitorujecie puls i kilometry, wrzucacie do jakiejś hipsterskiej namiastki Excela... Po co? Czy bez tego jazda rowerem i bieganie już się nie liczą? Korpożycie tego wymaga?
Nosicie te hipsterskie holtery, monitorujecie puls i kilometry, wrzucacie do jakiejś hipsterskiej namiastki Excela... Po co? Czy bez tego jazda rowerem i bieganie już się nie liczą? Korpożycie tego wymaga?
- cichykot
- Tamarukam
- Posty: 1795
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: zewszont
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
ja lubię powalczyć sam ze sobą.
jakbym miał biegać jak ten gej w typie jogging to bym wolał zosttać alkoholikiem

jakbym miał biegać jak ten gej w typie jogging to bym wolał zosttać alkoholikiem


- wpk
- wpkx
- Posty: 38945
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Wg mnie permanentne monitorowanie się holterem w trybie sport to żywcem geying. 

Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Ja od 23 marca też pracuję z chaty, ale przynajmniej płacą, jak płacili. Mam więcej czasu na rower. Jak normalnie kończyłem o 16, ok. 35 minut dojazdu rowerem do chaty i to był koniec aktywności tego dnia. W weekendy jak tylko pogoda pozawalała to jeździłem dalej i dłużej. Choć zwykle tylko w sobotę, niedziela była na regenerację, czyt. opierdalanie się.
Teraz o 16 wyłączam firmowego kompa i na rower, krótkie strzały 50-60 km. W weekend nadal dłuższe trasy. Przez co jak kiedyś przejechałem w tygodniu 250 km, to był dobry tydzień. Teraz ponad 300 tygodniowo robię bez problemu, zeszły tydzień udało się przejechać ciut ponad 400 km. Raz, na początku lipca zrobiłem ponad 500 km. Teraz mam urlop, zatem do końca miesiąca mogę jeździć jak chcę i jak pozwala pogoda.
Jedno co jeszcze zmieniło się, to podjadanie słodyczy w pracy. Pracuję w dziale gdzie mam 12 koleżanek i 5 kolegów, zatem przynajmniej raz w tygodniu jakieś ciasto czy inne słodkości. Od końca maja do początku września prawie co tydzień wypadały czyjeś urodziny. Niestety moja silna wola jest za słaba, aby się oprzeć. Teraz się skończyło i w sumie dobrze, nie mam pojęcia też kiedy wracamy do biura. Na razie co tydzień tylko dostaję mejla o kolejnym tygodniu zdalnej pracy.
Woytku, dla mnie rower to nadal nawijanie kilometrów, ale podobnie jak Robert czasem lubię sprawdzić sam siebie. Nie ma szans, żebym np. przesiadł się na trenażer czy jakiś inny spining. Ta cała telemetria to tylko przy okazji, a nie cel sam w sobie.
Teraz o 16 wyłączam firmowego kompa i na rower, krótkie strzały 50-60 km. W weekend nadal dłuższe trasy. Przez co jak kiedyś przejechałem w tygodniu 250 km, to był dobry tydzień. Teraz ponad 300 tygodniowo robię bez problemu, zeszły tydzień udało się przejechać ciut ponad 400 km. Raz, na początku lipca zrobiłem ponad 500 km. Teraz mam urlop, zatem do końca miesiąca mogę jeździć jak chcę i jak pozwala pogoda.
Jedno co jeszcze zmieniło się, to podjadanie słodyczy w pracy. Pracuję w dziale gdzie mam 12 koleżanek i 5 kolegów, zatem przynajmniej raz w tygodniu jakieś ciasto czy inne słodkości. Od końca maja do początku września prawie co tydzień wypadały czyjeś urodziny. Niestety moja silna wola jest za słaba, aby się oprzeć. Teraz się skończyło i w sumie dobrze, nie mam pojęcia też kiedy wracamy do biura. Na razie co tydzień tylko dostaję mejla o kolejnym tygodniu zdalnej pracy.
Woytku, dla mnie rower to nadal nawijanie kilometrów, ale podobnie jak Robert czasem lubię sprawdzić sam siebie. Nie ma szans, żebym np. przesiadł się na trenażer czy jakiś inny spining. Ta cała telemetria to tylko przy okazji, a nie cel sam w sobie.
- wpk
- wpkx
- Posty: 38945
- Rejestracja: 10.2016
- Lokalizacja: Nad Wigołąbką
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Tomku, jestem o tym przekonany, jednak informacje statystyczne, które udostępniasz, powodują taki właśnie mój komentarz. 
