rbit9n pisze:dokładnie. wyprzedzisz takiego w odległości mniejszej niż 1,5 m, to zaraz do prasy leci, że go ktoś chciał zabić, ale jak on się przeciska między autami na żyletkę, to jest wszystko w porządku. ogólnie mozna powiedzieć zasada punktu widzenia i siedzenia.
To prawda. Bardzo niebezpiecznie jest, gdy przeciskają się po prawej stronie, zza prawego ramienia, gdy stoi się na skrzyżowaniu. Mało który kierowca liczy się z tym, że coś mu wyskoczy zza prawego ramienia... Kilka razy widziałem, gdy taki pedalarz próbował w ten sposób pojechać prosto, a samochód, który w ten sposób omijał, skręcił w prawo... Jak można się domyślić, ich tory przecięły się... Kierowca nie liczył się z tym, że coś mu wyskoczy zza prawego ramienia, a pedalarz nie zauważył, że samochód mruga w prawo...
z zasady kontrapasy są logiczne, pod warunkiem, że nie wyjeżdżasz autem z podporządkowanej.
To także, jak i poprzednie, jest po prostu kwestią czasu, kwestią wyrobienia nawyków u użytkowników dróg. Po prostu ludzie muszą się nauczyć, przyzwyczaić do nowych rozwiązań. Naszym prawodawcom wydaje się, że jak jednego dnia coś zmienią, to od następnego dnia wszyscy zaczną się do tego stosować. A to tak nie działa. Ignorują zupełnie podstawowe zasady psychologii. Ludziom trzeba pozwolić zapoznać się ze zmianami, przyzwyczaić do nich, oswoić z nimi, zrobić kampanie informacyjne, i co jakiś czas to utrwalać nową kampanią. Tak robiono w tzw. cywilizowanych krajach, gdy wprowadzano nowe przepisy drogowe, np. ograniczenia prędkości czy obowiązek używania pasów bezpieczeństwa.
A u nas mówią: Od jutra ma być tak, a kto nie, to dostanie mandat...
Methanoia pisze:Jak to dobrze, że mieszkam w zabitej dechami dziurze.
Rano budzą mnie za oknem żurawie, na działce mam bagno w gratisie od bobrów a na bagnie mają swoje gniazda kaczki i kruki. 600m od domu jest gniazdo bielików.
Przyjeżdżam do Warszawy i to miasto napawa mnie wstrętem.
Mojej Warszawy, tej 30 lat temu już nie ma, jest koryto dla świń, które zjechały się z Polski aby się nażreć a potem wyjechać w Polskę i gdzieś tam wysrać.
Ja jestem Warszawiakiem tylko z urodzenia i po ojcu. Od prawie zawsze mieszkam w Łodzi, ale w Warszawie bywałem często, odwiedzając rodzinę, i czułem się tam swojsko. Mniej więcej do roku 1990. Potem bywałem tam już rzadziej, a od 2000 - bardzo rzadko, a to był właśnie ten czas, gdy Warszawa zaczęła zmieniać się bardzo szybko. I teraz już tej "mojej" starej Warszawy, którą znałem, już nie ma. Gdy już tam jadę, samochodem, to z nawigacją, bo nie znam większości nowych ulic przelotowych. A stare ledwie poznaję.

Czuję się tam po prostu obco. Najśmieszniejsze, że "zniknęły" pewne oczywiste dla mnie punkty orientacyjne. Niedawno wjeżdżałem do Warszawy samochodem, od strony autostrady A2, według nawigacji, i w pewnym momencie skapnąłem się, że po prostu nie wiem, gdzie jestem. Tzn. nawigacja mnie prowadziła, natomiast ja sam straciłem orientację w przestrzeni i nie byłem w stanie określić, w którym miejscu zachodniej Warszawy jestem - czy na wysokości Woli, czy Mokotowa. I zacząłem rozglądać się za najbardziej oczywistym dla mnie punktem orientacyjnym: Pałacem Kultury... i nie mogłem go znaleźć! No, dajcie spokój, jak można nie znaleźć iglicy Pałacu Kultury w Warszawie?! No, okazuje się, że można, bo zasłoniły go inne wieżowce. Dopiero jak przejechałem kawałek dalej, Pałac wyłonił mi się zza jakiegoś nowoczesnego, nieznanego mi zupełnie wysokiego budynku.

I nagle poczułem się bardzo staro i bardzo obco, i nieprzyjemnie. No kurde, kiedyś poruszałem się po Warszawie dość swobodnie, czy to samochodem, czy komunikacją miejską. A teraz? Wszystko się zmieniło, nawet w centrum.

Pora się szykować na tamtą stronę... Tak a propos, ktoś znajomy na FB wrzucił fotkę z ogłoszeniem o kursie tańca dla seniorów 30+... Podłamałem się.
Łódź zmienia się znacznie wolniej, no i stale tu mieszkam, śledzę te zmiany, więc nie są one dla mnie zaskoczeniem. Może dlatego to tak nie boli.