Tak właśnie uczyłem się angielskiego bardzo dawno temu.
Wyjechałem po miesięcznym kursie w MPIKu z książką Szkutnika.
Znałem trochę słów z muzyki rockowej....
Codziennie "na siłę" oglądałem TV i czytałem gazety, na początku niewiele z tego rozumiejąc.
Ostatecznie największe postępy poczyniłem z pomocą pracowych kolegów.
Jeden był z Argentyny, bardzo dobrze mówił po angielsku, chociaż wciąż uczęszczał na kursy języka.
Drugi można by powiedzieć natywny spiker, czarny z Trynidadu

Oprócz wszystkich regulaminowych przerw w pracy, zawsze organizowaliśmy sobie dwugodzinną "super przerwę" i tym czasie prowadziliśmy codziennie pogaduszki o dupie Maryni. To mi bardzo dużo dało...jeszcze rok i opanowałbym karaibski zaśpiew
