Oglądalim Bladego Runnera '49. Straszna kupa w pięknym opakowaniu. Zdjęcia, klimat, mistrzostwo świata, wiele kadrów bym se nad łóżkiem powiesił. jeszcze przez pierwsze pół filmu narastająca intrygo-zagadka dawała radę, niestety od pojawienia się Harisonego pojawił się ból zębów i jąder, który pod koniec stał się nieznośny. Zastanawiam się już nie pierwszy raz, czy wszyscy amerykańscy scenarzyści są tak głupi, czy jest to jakieś celowe działanie?
Znam takich, którzy twierdzą, że to najlepszy film jaki oglądali. I to ludzie po czterdziestce. Jak to mówi poeta, "w dupie byli, gówno widzieli". Kupą bym tego nie nazwał, ale nudą miejscami wieje i dobrze usypia. A muzyka, szkoda gadać... Aż mi szkoda reżysera, bo cały czas mu kibicuję.
A, co ...
Obejrzałem sobie właśnie Robin Hooda z 2010 roku z Russellem Crowe w r.g.
Pomimo nieciekawych opinii które wcześniej przeczytałem
podobał mi się bardziej niż Korona Królów.
I w cale nie należę do elyty.
Możesz coś więcej o tym napisać (to dokument, jakiś eksperyment, coś fabularyzowanego), bo dla mnie to zestawienie jest tak dziwne, że aż nie wierzę, że coś takiego powstało? Igiego uwielbiam, a Houellebecqa po prostu nie trawię. Przeczytałem niestety jego kilka bestsellerów i były to stracone godziny.
cz4rnuch pisze: ↑11 sty 2018, 23:44
Możesz coś więcej o tym napisać (to dokument, jakiś eksperyment, coś fabularyzowanego), bo dla mnie to zestawienie jest tak dziwne, że aż nie wierzę, że coś takiego powstało? Igiego uwielbiam, a Houellebecqa po prostu nie trawię. Przeczytałem niestety jego kilka bestsellerów i były to stracone godziny.
Wszystkiego po trochę. Nie znam jego książek ani tego eseju, który stał się podstawą scenariusza, a więc odbieram film jako film, a nie jako ekranizację. Tu jest recenzja, może Ci pomoże zdecydować.