Przypominam, że tytuł wątku brzmi: "Zdobywcy, odkrywcy i marnacja sił i środków".
I podsumowując: ten, kto zginie, kuponów już nie odetnie w żaden sposób, jednak z jego tragedii kupony odcinane są i będą. Przez media. One sił i środków nie marnują i na takich "okazjach" żerują do oporu.
Ech... faktycznie, dupa już boli z tego wszystkiego i niesmak. Debil jestem, że czytam te komentarze w sieci, bo ciśnie mi się cytat z Lema, że póki nie odkrył internetu, nie zadawał sobie sprawy, ile jest głupich ludzi na świecie.
Wkurzają mnie zarówno chwalebne songi na temat Denisa i Adama jak i teksty, że mają krew na rękach, bo nie poszli po kolegę.
Jak wspominałem, wiedza moja jest całkowicie nie poparta doświadczeniem jak i pewnie 99,99% komentujących. Bo nawet przekicanie Orlej czy wejścia w alpach nie pozwalają na oparte na doświadczeniu komentarze o tym, co w Himalajach. A jeszcze zimą?
Przeczytałem natomiast ze 30 książek tzw. górskich, o tematyce himalajskiej, tych z lat 80tych, tych z wypraw w latach 90tych... Dla mnie jest oczywiste, zawsze autorzy-himalaiści to podkreślali, jako swoistą wiedzę notoryjną, że w Himalajach zasady są inne niż w jakichkolwiek innych górach, Alpach na przykład. Ilość tlenu powyżej 6, 7 tysięcy, temperatura itp. są tak ekstremalne, że nawet najlepsi na świecie himalaiści są tylko w stanie przekładać nogę za nogą, tu i ówdzie wbić raki, czekan czy szakala. Czytało się wiele opinii, że taki stopień Hilarego (który nota bene zniknął w wyniku trzęsienia ziemi kilka lat temu) to była taka skałeczka kilkunastometrowa, którą na 2000 m to się pokonywało pierdnięciem. Ale na wysokości 8800 m.n.p.m. była dla wielu mordęgą. Anyway, te zasady wymuszone przez realia stanowiły, że w Himalajach każdy idzie sam, własnym tempem, na tyle ile go stać, bo jakakolwiek próba pomocy drugiemu może zabić i pomagającego, a pomaganemu nie pomoże, jeśli ten nie jest w stanie przekładać nogi za nogą. Oczywiście piszemy tu o wysokościach powyżej tych 6-7 tys.
W tym kontekście dziwią mnie tezy komisji PZA o przypadku na Broad Peaku, że Bielecki rozwalił integralność grupy. Gówno rozwalił. Na takiej wysokości nie ma grupy, idąc granią, kopułą szczytową i tak nikt nikogo nie ubezpiecza, podnoszenie na duchu samą obecnością to mit. We wszystkich tych książkach, opisywanych historiach wejść jest multum sytuacji, gdzie partner dochodzi do swego kolegi na wierzchołek, czy wracając do namiotu, godzinę później. I nikt do nikogo nigdy nie miał pretensji. Bielecki był po prostu najszybszy. Berbeka został z najwolniejszym Kowalskim i stosując zasady gór niższych nic mu nie pomógł, a sam zginął.
Co do Nangi, to dla mnie oczywiste było już w piątek w południe, że po Czapkinsie. Albo inaczej. Jedyną, powtarzam jedyną szansą na uratowanie Tomka byłoby, gdyby był w stanie przebierać nogami. Ela nie miała żadnego celu, nawet gdyby była "tą złą francuską" stulać, gdy mówiła, że Tomek był w tragicznym stanie. Tu nie ma żadnych szans na pomoc. Takie dyrdymały mogą opowiadać ludzie, którzy nie mają za grosz wyobraźni, którym zdaje się, że to jest kwestia podprowadzenia (przeciągnięcia po śniegu) kilkudziesięciu metrów na wysokości 1000 m.n.p.m. Te wszystkie trolle, które pierdolą, że trzeba wrócić po Polaka, bo pewnie żyje, albo żył w niedzielę, świadczą tylko o totalnej tępocie umysłowej i lenistwie w poczytaniu choć kilku faktów o temperaturze i ilości tlenu na 7 tys.
Osobiście uważam, że chłopaki wiedzieli, że idą (lecą) tylko po Eli, ale nie mówią tego wprost, bo debile i hejterzy by ich zagryźli. Bo dla Zenka z kanapy z piwem z Bierdy to powinni przespać się w śniegu godzinkę, przekazać Eli pozostałej dwójce oraz pokicać kolejne 1000 metrów. Potem mieliby (i tak już pewnie martwego) Tomka wziąć na plecy? Albo dotknąć jezusowym "wstań i idź"?
No to tyle w temacie akcji "ratunkowej". No jeszcze mnie do szału doprowadza, że się pisze, że to jacyś ratownicy byli. Tak. Bielecki i Urubko to Pakistańczycy, którzy żyją w chatce na 3000 m cały rok i biorą za to 1000$/m-c, należą to himalajskiej grupy GOPR.
Myślę, że jednak uratowali życie Eli, bo ona była w stanie zejść tylko do Gniazda Orłów, niżej, po ściance, nie obsłużyłaby już szakali (takie małe czekany lodowe). To więcej niż pewne, że uratowali jej życie.
A co do organizacji wyprawy Tomka i Eli. Wiele troglodytów powtarza, że byli nieprzygotowani. Że niby co było nieprzygotowane. Zaplecze? Ubezpieczenia? Wolne żarty, żaden ubezpieczyciel nie ubezpieczyłby takiej wyprawy albo koszt takiego ubezpieczenia znacznie przerósłby ich możliwości finansowe. Styl alpejski jest jak najbardziej możliwy, ale.. latem. Tak mi się wydaje, z tych wszystkich relacji zimowe włażenie na 8tysięczniki wypruwa tyle sił, że nawet gdyby Czapkins nie zachorował, odmroziłby się, utknęliby schodząc na Gnieździe Orłów, bez sił na pokonanie ściany. W tym więc aspekcie uważam, że faktycznie, styl wyprawy nie był dostosowany do zimowych warunków. Owszem, byli zimowi zdobywcy w stylu alpejskim, ale jednak lekko bardziej doświadczeni.
No i ostatnie, czy Czapkins powinien mieć takie halo z Nangą, siódmy raz, mając trójkę dzieci. Osobiście, jechał po bandzie w sposób straszny, nieodpowiedzialny w stosunku do tych, których zostawił w domu. Ale to już indywidualna sprawa każdego i jego rodziny. Wybrał co wybrał.
Generalnie niesmak mam straszny, bo to takie zdarzenie, które faktycznie media podchwyciły, bo BOHATEROWIE, bo kurwa dziennikarskie podpuszczajace tytuły, a dlaczego nie poszli po kolegę? A może Eli kłamała? A może Tomka pobiło Yeti? Za kilka dni ucichnie, Mateusz będzie mógł spokojnie otworzyć lodówkę, tylko pozostanie niesmak po polskiej bezdennej głupocie, nienawiści, małostkowości, wyśmiewaniu z poziomu kanapy, mędrkowaniu i tym całym gównie, które teraz dotyczy Nangi a za chwilę będzie dotyczyć pożaru w Pcimu Dolnym czy nagrody World Press Foto.
Owain pisze: ↑29 sty 2018, 15:09
...Bo nawet przekicanie Orlej czy wejścia w alpach nie pozwalają na oparte na doświadczeniu komentarze o tym, co w Himalajach. A jeszcze zimą?...
Skoro Cię to tak pasjonuje, to zerknij sobie na osiągnięcia zimowe w Himalajach w kontrze do Karakorum.
Daty zdobycia zimą, osoby. No statystyki.
Teraz już i tak jest to inne, ale bardzo zabawnie to wyglądało w okolicach pyskówek po zdarzeniach na Broad Peak.