Gdy w latach 30-tych, tuż przed II WŚ, powstał dziwoląg pod tytułem małoobrazkowa lustrzanka jednoobiektywowa, był to twór co najmniej daleki od doskonałości. Z jednej strony, dzięki celowaniu przez obiektyw, przewyższał dalmierzowce precyzją kadrowania i ustawiania ostrości z teleobiektywami, a przede wszystkim pozwalał na wykonywanie zdjęć makro, z drugiej jednak strony - celowanie patrząc z góry na obraz odwrócony stronami wcale nie było łatwe, wykonywanie zdjęć w pionie - prawie niemożliwe (bo trzeba było patrzeć z boku), ostrzenie na matowanej szybce, z ciemnymi obiektywami - wcale nie łatwe, przed zdjęciem trzeba było ręcznie domknąć przysłonę, a po zdjęciu - lustro podnosiło się i zostawało podniesione, i żeby ponownie zobaczyć obraz, trzeba było naciągnąć mechanizm migawki i lustra. No i do tego wszystkiego nie było obiektywów krótszych niż 50 mm. Co więcej, ze względu na ruchome lustro, jasne 50-tki o budowie Gaussa musiały mieć ogniskową nie krótszą, niż 55-58 mm (stąd Biotar 2/58, znany nam wszystkim jako Helios 44).
Tak więc był to potworek, i mało kto chciał tym fotografować. Dalmierzowce były w większości zastosowań szybsze, wygodniejsze, łatwiejsze w obsłudze, i ogólnie bardziej uniwersalne.
Podobno nieprawdą jest jakoby, bo kilkakrotnie w różnych miejscach czytałem, że Exakta nie była pierwszą lustrzanką jednoobiektywową na film 35 mm. Była, owszem, jedną z najpierwszych, i pierwszą produkowaną seryjnie, ale palmę absolutnego pierwszeństwa dzierży coś innego, prawie nieznanego, i nawet nie pamiętam nazwy. Wydaje mi się, że był to jakiś aparat produkcji angielskiej. Także ludzie radzieccy rościli sobie prawo do pierwszeństwa - ale, po pierwsze, wiadomo, jak to było z tymi ich pierwszeństwami w każdej dziedzinie (Połzunow, Kujbyszew, Ładogin, Jabłoczkow, itd.), a po drugie - był to wyprodukowany w niewielu egzemplarzach aparat raczej doświadczalny niż użytkowy.