aha, i jeszcze ten mały popychacz, który informuje o trybie A.
on wchodzi w dziurkę w bagnecie, z lewej strony zdjęcia na początku poprzedniego mojego wpisu.
M
A
a co do trudności zakładania obiektywów FD, czyli starych z pierścieniem, to w oryginalnych szkłach była sprężyna, przykładało się obiektyw do aparatu, a pierścień cyk! i się obracał, trzeba było tylko dociągnąć. gorzej było z obiektywami innych firm, bo sprężyny nie było. a raz miałem taki transfokator sigmy, który miał ni to nFD, ni to FD, takiego kundelka.
Patrz, nie wiedziałem o tej sprężynie, nie miałem nigdy prawdziwego starego FD.
Bagnet FD był wyzwaniem dla niezależnych producentów obiektywów; te obiektywy, jakie widziałem, miały zwykle dość luźno obracający się pierścień blokujący, czyli coś w rodzaju starego FD bez sprężyny. Chyba żaden producent nie spróbował dokładnie powtórzyć manewru Canona z bagnetem New FD, było to zbyt skomplikowane, co najwyżej wychodziło coś takiego, jak ta Sigma, o której wspominasz.
W każdym razie, FD był technicznym majstersztykiem, w sumie chyba trochę przekombinowanym.
odgrzebałem tę sigmę. więc ona ma pierścień, czyli tak jak FD, ale nie dość, że wygląda on jak obudowa nFD, to jeszcze ma przycisk blokujący ów pierścień w punkcie zapięcia. bez sensu.
mam też zoom tokiny, który ma dwa bolce na zaś na zapas. żaden z kolei nie ma takiej sprężyny jak oryginalne obiektywy FD, która byłaby w stanie samodzielnie i wystarczająco zacisnąć pierścień na aparacie.
w każdym razie mam podobne odczucia co do nFD i firm trzecich. no i że canon przefajnił z tym mocowaniem.
Natomiast bagnet Nikon F był, jak wyczytałem, pierwszym bagnetem lustrzankowym zaprojektowanym od początku tak, by miał przysłonę automatyczną i sprzężenie pierścienia przysłon ze światłomierzem. Mocowania innych firm były "dorabiane", przerabiane - a Nikon miał to od początku, i wymyślono sprzężenie pierścienia przysłon ze światłomierzem nawet jeszcze zanim powstał do Nikona F pryzmat z wewnętrznym pomiarem światła TTL! Od samego początku, praktycznie wraz z premierą Nikona F w 1959 roku, do aparatu dostępny był dodatkowy, nasadkowy światłomierz selenowy, umieszczany na pryzmacie, który, jednakże, sprzęgał się z pierścieniem przysłon i pokrętłem czasów naświetlania w celu przyspieszenia i ułatwienia pracy. W 1962 roku zaprezentowano pryzmat Photomic, który był bardziej zaawansowany, bo oparty o znacznie bardziej czuły fotoopór CdS, nadal mierzący światło poza obiektywem, ale, jak poprzednik, sprzęgający się z pierścieniem przysłony i pokrętłem czasów. Pryzmat ten był o tyle ciekawy, że miał też mleczną szybkę, pozwalającą na pomiar światła padającego, oraz dodatkową tulejkę, ograniczającą pole widzenia, co dawało coś w rodzaju pomiaru punktowego albo odpowiedniego dla teleobiektywów.
Dopiero w roku 1965 wprowadzono wizjer Photomic T, dający w końcu pomiar przez obiektyw, ale, oczywiście, tak, jak poprzednicy, sprzężony z pokrętłem czasów i pierścieniem przysłon.
I właśnie to pierwotne nikonowskie sprzężenie pierścienia przysłon ze światłomierzem jest absolutnym wymysłem szatana, jest bowiem cholernie niepraktyczne i bardzo niewygodne w użyciu - z obecnej perspektywy. W swoim pierwotnym zamierzeniu było bardzo sensowne, tylko prawdopodobnie inżynierowie Nikona na początku nie wybiegli w przyszłość dostatecznie daleko.
Z różnych powodów przetrwało ono w niemal niezmienionej postaci 18 lat, od 1959 do 1977 roku, a potem było jeszcze stosowane w obiektywach AI i AI-S, dla kompatybilności wstecznej, praktycznie do chwili obecnej. Nie wiem, czy i kiedy Nikon całkowicie zaprzestał produkcji obiektywów MF, z bagnetem AI-S, ale jeszcze kilka lat temu kilka takich obiektywów było dostępnych, nawet figurowały w prospektach. I oczywiście miały także to tradycyjne, bardzo charakterystyczne sprzężenie.
Jak napisałem wyżej, może się ono wydawać dziwaczne i niewygodne z punktu widzenia pomiaru TTL, ale w chwili, gdy zostało opracowane, było bardzo sensowne, a zbudowane zostało w ten a nie inny sposób pod kątem takiego właśnie wykorzystania, jakie pierwotnie założyli projektanci: sprzężenia pierścienia przysłony z zewnętrznym światłomierzem, nakładanym na pryzmat. Jeśli pomyśli się o tym pod tym kątem, okazuje się, że było to bardzo sensowne i w zasadzie jedyne możliwe rozwiązanie, tylko potem czasy się zmieniły... i wymagania.
To jest pierwszy, nasadkowy światłomierz selenowy do Nikona F. Zdjęcie zapożyczone (nie mam własnego).
Uważne oko zauważy nad pierścieniem przysłon suwak, sprzęgający rzeczony pierścień ze światłomierzem, i przekazujący światłomierzowi informację o ustawionej przysłonie.
A tu z kolei (też zdjęcie zapożyczone) widać, z czym na pierścieniu przysłon dany suwak światłomierza sprzęgał się. To widełki, tzw. "królicze uszy" rabbit's ears, pozwalające na pierwszy rzut oka zidentyfikować obiektyw Nikona (albo do Nikona) nawet z dużej odległości.
To najstarsza, pierwotna wersja "króliczych uszu", trójkątnych, z prostymi krawędziami. Były one produkowane krótko, tylko przez kilka lat, i szybko zostały zastąpione półokrągłymi.
Na poniższym zdjęciu widać wszystkie trzy warianty króliczych uszu, stosowanych przez Nikona. Po prawej na pierwszym planie - najstarsze, trójkątne, po lewej - "średnie", półokrągłe, a na drugim planie, z tyłu - wersja ostatnia, stosowana w obiektywach AI i AI-S.
Zdjęcie zapożyczyłem ze strony http://www.throughthefmount.com/article ... years.html
Jak widać, wodzik zamocowany jest na każdym obiektywie tak, że szczelina jest przy liczbie przysłony 5,6, niezależnie od maksymalnej jasności obiektywu.
W ten sposób pierścień przysłony melduje światłomierzowi w wartościach bezwzględnych, na jaką liczbę przysłony jest ustawiony - np. 1,4, 2,8, 5,6 itd. Takiej właśnie informacji potrzebował światłomierz zewnętrzny, mierzący światło poza obiektywem - na jednym pierścieniu ustawiano czułość ASA, drugi sprzęgał się gałką czasów naświetlania, trzecią informacją, potrzebną światłomierzowi, była informacja o nastawionej liczbie przysłony, natomiast światłomierz nie potrzebował informacji o otworze obiektywu, bo nie mierzył światła przez obiektyw.
Wyjaśnia to jednocześnie, dlaczego Nikon zastosował rozwiązanie ze sterczącym na zewnątrz całkiem ostrym i niedogodnym kawałkiem blachy, zamiast zastosować jakiś wodzik wewnątrz bagnetu, np. po przeciwnej stronie dźwigni domykania przysłony automatycznej. Chodziło przecież nie o wprowadzanie wartości przysłony do aparatu (do "wnętrza" aparatu), tylko o sprzęgnięcie pierścienia przysłony z ZEWNĘTRZNYM, bądź co bądź, światłomierzem.
Jednakże z chwilą wprowadzenia pomiaru światła przez obiektyw informacja tylko o ustawionej liczbie przysłony nie była wystarczająca; do pomiaru przez obiektyw potrzebna była informacja albo o nastawionej liczbie przysłony oraz o otworze maksymalnym obiektywu, żeby aparat mógł sobie wyliczyć, o ile stopni (EV) przysłona będzie przymknięta, albo po prostu o różnicy (w EV) pomiędzy otworem maksymalnym a nastawionym. Takiej informacji system Nikona nie mógł przekazać; przekazywał tylko informacje o ustawionej wartości przysłony, konieczne było zatem jeszcze wprowadzenie informacji o maksymalnym otworze przysłony. A tego także system Nikona nie zapewniał.
Konieczne było zatem po prostu ręczne wprowadzanie do aparatu informacji o maksymalnym otworze używanego obiektywu, co było niewygodne i uciążliwe. Przy każdej zmianie obiektywu trzeba było dodatkowo nastawiać otwór maksymalny obiektywu naprzeciw wartości czułości ASA na odpowiedniej skali. Jeśli się o tym zapomniało, światłomierz przekłamywał, bo miał fałszywą informację o otworze obiektywu.
Było to tak uciążliwe i podobno fotografowie tak się na to skarżyli, że Nikon w końcu zmodyfikował ten system, częściowo automatyzując tę czynność. Wymiana obiektywu nadal była jednak dość skomplikowana. Przed zdjęciem albo założeniem obiektywu należy przysłonę ustawić na wartość 5,6. Wówczas dźwignia wodzika w aparacie po zdjęciu obiektywu będzie we właściwej pozycji do sprzęgnięcia się z wodzikiem drugiego obiektywu, w którym też trzeba ustawić wartość 5,6 przed jego założeniem. Dopasowując obiektyw do otworu aparatu trzeba jednocześnie upewnić się, że wodzik symulatora przysłony w aparacie wchodzi w szczelinę "króliczych uszu". Po przekręceniu i zatrzaśnięciu obiektywu trzeba przekręcić pierścień przysłon do oporu na maksymalną wartość (16, 22, 32), a potem w przeciwnym kierunku do oporu do wartości minimalnej (maksymalnego otworu) - 1,4, 2, 2,8 itd. Przekręcenie pierścienia od oporu do oporu powoduje automatyczne ustawienie maksymalnego otworu obiektywu, który można odczytać na małej skali z boku i upewnić się, że ustawiła się prawidłowo. Opis robi może wrażenie dość skomplikowanego; w rzeczywistości nie jest to bardzo uciążliwe, ale niewątpliwie jest bardziej skomplikowane, niż w innych systemach.
Rozwiązanie to przetrwało aż do roku 1977, kiedy to było już zupełnym anachronizmem i ustępowało wszystkim konkurencyjnym. Wszystkie liczące się marki miały już całkowicie automatyczne połączenia bagnetowe; ostatni dołączył Pentax w roku 75 wprowadzając bagnet K. System Nikona był już wyraźnie przestarzały i Nikon ostatecznie wprowadził zupełnie nowe rozwiązanie, tzw. AI - Automatic Maximum Aperture Indexing, czyli automatyczne wprowadzanie maksymalnej wartości przysłony.
Nowe rozwiązanie wykorzystywało obrotowy pierścień symulatora przysłony, umieszczony wokół bagnetu, z odpowiednim zaczepem, zaczepiającym o występ na pierścieniu przysłon obiektywu; ten nowy symulator przysłony, w odróżnieniu od starego, nie przekazuje informacji o bezwzględnej wartości przysłony, tylko o różnicy w EV pomiędzy wartością nastawioną a maksymalną. Królicze uszy stały się niepotrzebne, ale dla zachowania kompatybilności wstecznej Nikon montował je jeszcze w prawie wszystkich obiektywach typu AI i AI-S do samego końca produkcji, i podobnie robiło wielu niezależnych producentów obiektywów - choć oni zrezygnowali z tego wcześniej niż Nikon. Wielu użytkowników demontowało te królicze uszy, jeśli nie były im potrzebne, jeśli nie mieli aparatów starego typu, bo wielu osobom po prostu one przeszkadzały, i w wielu starych obiektywach AI i AI-S, oferowanych obecnie, króliczych uszu brak, bo gdzieś "zaginęły w akcji".
System AI, czyli indeksacji maksymalnej wartości przysłony, to jednak nie był tylko ten nowy symulator przysłony, ale, jak sama nazwa wskazuje, system w pełni automatycznego przekazywania do aparatu informacji o maksymalnym otworze obiektywu (w odróżnieniu od systemu z króliczymi uszami, który wymagał ręcznego wprowadzania maksymalnego otworu obiektywu). Na bagnecie obiektywów umieszczono występ, którego położenie jest inne dla różnych wartości maksymalnego otworu obiektywu. Początkowo nie było żadnych aparatów, które z tego korzystały, i niezależni producenci obiektywów, prawdopodobnie nie wiedząc, do czego to służy, początkowo nie umieszczali go w swoich obiektywach. Dlatego trafiają się niezależne obiektywy do Nikona z końca lat 70-tych, które nie mają "pełnego" bagnetu AI, mają tylko nowy symulator przysłony, natomiast nie przekazują do aparatu informacji o otworze maksymalnym. To ogranicza funkcjonalność niektórych aparatów.
W każdym razie, o ile system króliczych uszu może z obecnej perspektywy wydawać się zaprojektowany bezsensownie i niewygodnie, w chwili, gdy powstawał, był bardzo sensowny i zaprojektowany pod kątem potrzeb - sprzężenia z nasadkowym światłomierzem. Szkoda tylko trochę, że inżynierowie Nikona nie okazali się odrobinę bardziej dalekowzroczni.
Ciekawostką jest to, że Nikon, wprowadzając system AI, postanowił nie pozostawić na lodzie dotychczasowych użytkowników swoich aparatów i obiektywów.
O ile aparatów nie można było zmodyfikować tak, by miały system AI (ale obiektywy nadal miały królicze uszy, więc można było używać nowych obiektywów ze starymi aparatami), to stare obiektywy, które nie miały AI, można było fabrycznie zmodyfikować tak, by miały "częściowe AI". Prawie do wszystkich obiektywów z mocowaniem F, jakie w ogóle wyprodukowano, wyprodukowano też nowe pierścienie przysłon, wyposażone w odpowiedni występ symulatora. Stary obiektyw bez AI (tzw. pre-AI) można było wysłać do fabrycznego serwisu w celu przeprowadzenia (odpłatnej) modyfikacji, która w zasadzie polegała na wymianie pierścienia przysłon na nowy. Niestety, nie było możliwości wprowadzenia pełnej modyfikacji tak, by obiektyw zapewniał także indeksację maksymalnej wartości przysłony - więc takie obiektywy "mod-AI", poddane fabrycznej modyfikacji, nie były jednak pełnoprawnymi obiektywami AI. Funkcjonowały tak, jak te wczesne obiektywy AI niezależnych producentów, bez automatycznej indeksacji maksymalnego otworu obiektywu. Czy raczej, te obiektywy producentów niezależnych funkcjonowały tak, jak nikonowskie obiektywy "mod-AI".
Modyfikację do częściowego AI przeprowadzało też wiele warsztatów niezależnych, a od biedy można to było nawet zrobić samemu, za pomocą pilnika. Nie było to może ładne i eleganckie, ale wystarczająco skuteczne. Ja sobie w taki dość partacki sposób zmodyfikowałem do niepełnego AI kilka starych obiektywów Vivitara.
Ważne jest to, że starych obiektywów pre-AI (non-AI) nie można zamontować w większości nowych korpusów Nikona, bez ryzyka uszkodzenia wodzika symulatora w aparacie.
Aby umożliwić używanie starych obiektywów w nowszych korpusach AI, w niektórych wczesnych modelach aparatów AI wprowadzono odchylany wodzik symulatora - pozwalało to zamontować obiektyw, ale ograniczało pomiar światła do pomiaru przy przysłonie roboczej. Taki odchylany wodzik miały m. in. Nikony FM, FE, F3, F4, a w F5 można było to zamontować za dopłatą. Także cyfrowy Df ma odchylany ten wodzik - to element kampanii reklamowej, w której do Df zakładano najstarsze obiektywy Nikona.
PS. "Jak będę chciał i humor miał" to porobię jakieś zdjęcia i wrzucę, coby nie była to tylko sucha lektura.