
Wiecie o co chodzi: kupisz se laptopa, to musisz jeszcze wyskoczyć z kasy na oprogramowanie, poświęcać czas na konserwację (aktualizacje, porządki, itd.). Kupisz se głaskofon - trzeba go sobie urządzić po swojemu, powpisywać. poinstalować, i co jakiś czas spędzić trochę czasu porządkując w nim, itd.
Kupisz se mieszkanie - trzeba za nie płacić i o nie dbać, poświęcać czas na sprzątanie, remonty, itd., nie mówiąc już o pieniądzach.
Kupisz se samochód - nie da się tylko nim jeździć, trzeba jeszcze o niego dbać i ładować w niego kasę, poświęcać czas na czyszczenie, serwisowanie, naprawy, i co tam jeszcze. No i mieć na to forsę, czyli trzeba poświęcić czas i energię na jej zarabianie.
W pewnym momencie stwierdziłem, że chyba 90% mojego czasu, sił i energii (no i zarobionych pieniędzy) idzie właśnie na te cele, w ogóle nie związane z jakimiś tam życiowymi celami, tylko z tymi różnymi sprawami pobocznymi i dodatkowymi. To te różne przedmioty w moim otoczeniu w dużej mierze to na mnie wymuszają. I przestało mi się to podobać.
Trudno mi się zdobyć na jakąś rewolucję, ale chyba będzie niezbędna. Na razie nie mam rozwiązania, ale widzę problem. Chyba trzeba postawić na głowie dotychczasowe priorytety.