Przy okazji kombatanckich wspomnień o walce z urzędnikami imigracyjnymi przypomniały mi się moje potyczki.
Ostatecznie wizy nigdy nie dostałem, USA podziwiałem jedynie przez rzekę Niagara z kanadyjskiego Niagara Falls.
Znajomi z lepszymi papierami skoczyli sobie nawet przez most po tańsze fajki i filmy Kodaka
samek pisze:Spoko. Damy radę. Rozbijemy mu się pod bramą i urządzimy ostentacyjną imprę
Widzę, że wraca motyw słynnej wycieraczki...
OK, tylko tym razem przywieźcie ze sobą alkohol, żeby Ania wreszcie mogła wypić za dużo.
Bo poprzednio faktycznie się nie dało - goście przyjechali z niczym, a nasz zapas był szczupły - przepraszam i ubolewam.
samek pisze:Spoko. Damy radę. Rozbijemy mu się pod bramą i urządzimy ostentacyjną imprę
Widzę, że wraca motyw słynnej wycieraczki...
OK, tylko tym razem przywieźcie ze sobą alkohol, żeby Ania wreszcie mogła wypić za dużo.
Bo poprzednio faktycznie się nie dało - goście przyjechali z niczym, a nasz zapas był szczupły - przepraszam i ubolewam.
nordenvind pisze:...Ostatecznie wizy nigdy nie dostałem...
Pewnie Greenpoint Ci się marzył. Przyznaj się.
Tyle pięknych miejsc jest tam poza Greenpointem
Od pewnej części rodaków również lepiej trzymać się z daleka.
To były dziwne czasy, 30% mojej klasy licealnej wyjechało na stałe do USA.
Teraz to jest śmieszne, ludzie jeżdżą tam służbowo, turystycznie, na zakupy...