Z tego nieszczęsnego japońskiego miasteczka starannie posortowane śmieci trafiają do różnych zakładów przetwórczych w całej Japonii. Nie mówili, czy w tych zakładach są jeszcze raz czyszczone i sortowane.
Mieszkańcy wodę zapewne mają "z gór", więc może koszt wody do mycia śmieci nie jest istotny. W ogóle o tym nie mówiono, choć czekałem, że poruszą ten temat, bo u nas koszt wody ma duże znaczenie.
Natomiast sortowanie na 45 kategorii jest upierdliwe, bo nie wydzielają tam po prostu "plastików", ale dzielą je na wiele różnych - np. oddzielają białe tacki styropianowe (takie spod mięsa z supermarketu) od nie-białych, torebki foliowe z zamknięciem strunowym od innych, oddzielają metalowe oczka służące do otwierania puszek od reszty puszki, puszki aluminiowe od puszek stalowych, itd. Kartonowe pojemniki po sokach (zwykle wyłożone od wewnątrz folią metalową) są rozcinane, rozkładane płasko, myte i suszone, oddzielane są plastikowe zakrętki od butelek PET, itd., itp. W punkcie zbioru są wyraźnie oznaczone i opisane pojemniki na różne rodzaje odpadów.
Mnie wydaje się to strasznie upierdliwe i czasochłonne. Oni jakoś się w to wdrożyli. Czy dlatego, że Japończyk zwykle jest zdyscyplinowany? Zapewne tak, ale też towarzyszyła temu akcja informacyjna, a pracownik sortowni i punktu odbioru uprzejmie pomaga w przypadku pomyłek przy sortowaniu zamiast karać czy wydziwiać. Inne zwyczaje, inna kultura.
U nas faktycznie demobilizująco dla ludzi działa widok i tak zsypywanych razem posortowanych przez mieszkańców śmieci...
Poza tym, jest to źle zorganizowane, akcja informacyjna jest żadna, itd.
U mnie w bloku (wieżowcu) są zsypy. W pomieszczeniach zsypowych są wywieszone duże czarne worki na papier, szkło, metal i plastik (zmieszane, bo nie ma miejsca na kilka worków). Do rury zsypowej należy wrzucać śmieci "pozostałe" (mięsne, i wszystko co nie mieści się w pozostałych kategoriach), w zawiązanych workach Foliowa. Natomiast odpady roślinne, podlegające kompostowaniu, należy też w torebkach Foliowa wrzucać do specjalnego pojemnika w pomieszczeniu zsypowym na dole. Niektórym mieszkańcom chce się to robić, niektórym nie chce, bo albo trzeba specjalnie lecieć na dwór tylko z tymi obierkami i innymi takimi, albo pamiętać, żeby je zabrać przy wychodzeniu z domu. Więc całe to sortowanie to tak, no wiecie, rozumiecie... Nie działa do końca. Ostatnio spółdzielnia wywiesiła ogłoszenie przypominające o sortowaniu i grożących karach.
Do tego wszystkiego jeszcze nie ma wydzielonego pojemnika na szkodliwą elektronikę, żarówki, baterie. Gdybym miał na dole w zsypie pojemnik na żarówki i baterie, bo chciałoby mi się tam je znosić, ale gdy muszę pamiętać o ich zabraniu ze sobą, gdy idę do wybranych sklepów, to mi się nie chce, tzn. zapominam... I mam w domu już ze trzy spore pojemniki ze zużytymi bateriami, których ciągle zapominam wyrzucić, no a do zsypu nie chcę, bo nie wolno.
