Koniecznie tylko sprawdźcie wcześniej, czy przez niego nie prowadzi skrót którym ludzie chodzą z rana do pracy!
Bo skończycie jak ja w Kozienicach, gdzie policja zrobiła na mnie prawdziwą obławę!
A było to tak, wracałem z jakiejś swojej szwędaczki po północnej części kraju, albo z jakiegoś festiwalu, nie pamiętam. Utknąłem w Kozienicach, czasy były takie że nie zawsze były całodobowe stacje benzynowe, żeby napoić swojego rumaka. Czasem, jak zapomniałeś dolać wcześniej, trzeba było czekać do rana. No i takie coś mi się przytrafiło.
Polazłem więc na cmentarz, znalazłem całkiem wygodny pomnik, umościłem się na nim po wcześniejszym przeproszeniu/podziękowaniu za gościnę, swojego współlokatora, choć najczęściej gościłem u całej rodziny, bo rodzinne groby są większe, przez co wygodniejsze. Plecak pod głowę, zawinięty w płaszcz, (który już sam w sobie był kawałkiem historii, oryginalny płaszcz niemieckiego Wehrmachtu, kupiony od jakiegoś dziadka na warszawskim bazarku na Kole, miał trzy przestrzeliny na plecach, kochałem ten płaszcz, był chyba ze skóry nosorożca, taka gruba, no i to jego ocieplenie, nawet zimą można było jechać w nim na motorze). Kilka świeczek dookoła, żeby jeszcze przed snem poczytać jakąś książkę, tabletów czy innych samoświecących czytników nie było jeszcze wtedy.
Noc upłynęła spokojnie, jak zawsze w takich miejscach, nikt nie imprezuje, wszyscy leżą spokojnie, idealne sąsiedztwo.
Czasem tylko jakieś małolaty, chcące pokazać jakie są odważne. Ich reakcja, gdy idąc przez cmentarz widziały mnie otoczonego świeczkami, czytającego książkę, możecie sobie wyobrazić

No i nad ranem, jednak zimno się zrobiło jak cholera, nawet płaszcz nie pomagał, więc ustawiłem sobie kilkanaście zebranych zniczy na ławeczce jakie czasem dla zadumy ludzie stawiają na cmentarzach i stanąłem na tej ławeczce, rozpostarłem płaszcz, żeby tego ciepła pod niego napuścić i jakoś do tej 5:30 - 6 rano wytrzymać..
Nie zauważyłem tylko że dwie alejki dalej ludzie z osiedla za cmentarzem, mają skrót do miasta, zamiast obchodzić cmentarz na około, idą alejką kawałek i już są w mieście. Widok jaki ukazał się ich oczom, koleś w długich włosach, cały w czerni, z rozpostartym jak skrzydła do lotu płaszczem stojący nad palącymi się zniczami..co było dalej, opowiadać nie muszę

W końcu, policja po sprawdzeniu że nic na cmentarzu nie zostało zdemolowane, musiała dać wiarę w moją wersję zdarzeń, ostatecznie nawet sami przyznali, że faktycznie, cmentarz to dobre miejsce dla kogoś, kto chce spokojnie przespać noc, bo w takim parku to już różnie być potrafi. Ale poprosili też, abym kolejnym razem, jeżeli takie coś mi się przytrafi, przyszedł do nich na komisariat, jeżeli nawet będą mieli komplet na “dołku” to nawet na podłodze się prześpię, ale nikt ich nie będzie wtedy o świcie z łóżek wyrywał.
Inna, zabawna cmentarna historia, przytrafiła mi się w Węgorzewie, gdzie pojechałem na festiwal, ale dopiero na miejscu się dowiedziałem że go odwołano. Spać w parku nie chciałem, pole namiotowe, jak nie ma festiwalu, też nie jest otwarte, co było robić..
Jest kawałek pod miastem, Cmentarz wojenny Jagerhohe, z zajebistym widokiem na jezioro Święcajty, wspaniałe są wschody słońca widziane z tego miejsca!
No i tam swoje leże sobie zrobiłem, noc była ciemna, że nic nie było widać na wyciągnięcie reki, żadnego księżyca, nawet gwiazdy za bardzo nie świeciły bo pochmurna noc była. Ułożyłem się na ławeczce, bo jak to na cmentarzach wojennych, pomników tam nie ma za wiele.
No I już prawie przysypiam, w tych totalnych ciemnościach, jak słyszę, furtka metalowa skrzypi i ktoś idzie.
Oho, myślę, będzie wesoło.
Dwie ławeczki dalej usiadła sobie parka, wiadomo, dziewczyny bardziej skore do tulenia się w takich miejscach.
No I on zaczyna jej nawijać bajerę, ale takie pierdolił głupoty że się tego słuchać nie dało, że o zaśnięciu nie wspomnę!
W końcu nie wyrobiłem, podniosłem się z tej ławeczki, w tym swoim płaszczu, a wspomnieć trzeba że to cmentarz niemiecko - rosyjski, wyjąłem papierosy i odpalając fajka mówię, chłopie, skończ pierdolić bo tu ludzie chcą spać!
Nigdy więcej nie widziałem, żeby ktoś tak szybko osiągał prędkość przelotową, furtki to chyba nawet nie otwierali, bo nie słyszałem, żeby zazgrzytała

Ale mnie też kara spotkała, za złamanie zasad.
Bo nad ranem, zmarznięty dosyć mocno, zacząłem chodzić dla rozgrzewki dookoła krzyża stojącego na środku, tylko że z zimna chyba, kierunki pomyliłem i zrobiłem 13 rundek w stronę przeciwną do wskazówek zegara.
Jak pierdolnęło deszczem i piorunami! Do samego Płońska mnie ta burza goniła, co przystanąłem gdzieś na kawę czy tankowanie, to już mi jebało żabami na łeb. W Płońsku, w moim zaufanym miejscu pod wiaduktem na trasie, stwierdziłem ze mam dosyć, rozpaliłem skromne ognisko ze starej palety i przeczekałem burzę do rana.
Dobra, dosyć tych wspominek, bo mnie prezes z dyrektorem wyjebiom z tego foruma, za niechrześcijańskie zachowania!
Tak jak kiedyś ksiądz, mało że do gardła mi się nie rzucił, gdy powiedział, zdejm tę skórę młody człowieku… eee ale to już opowieść ocierająca się o pornografię, a pora jeszcze za wczesna.
No I widzisz, drogi Petru, co żeś narobił tym wątkiem?!

Dodano po 12 minutach 53 strzałach znikąd:
Co by rozładować negatywne emocje, dam zdjęcie Dosi, dorabiałem sobie kiedyś dorywczo u miejscowego myśliwego, obcinając drzewka w sadzie owocowym, ale jakoś się temu myśliwemu zapomniało nam wspomnieć, że ma w obejściu oswojonego dzika, wychowanego od malutkiego i łagodnego jak baranek.
Jak nas ta Dosia odwiedziła w tym sadzie, bo przyznać trzeba że kochana była to świnka i uwielbiała jak się ją drapało za uszkiem, o co często dopominała się u każdego dwunogiego osobnika, nie mogła tylko pojąć że osobnik taki, nie uprzedzony o jej istnieniu i łagodnym usposobieniu, będzie mógł spokojnie konkurować w szybkości spieprzania na drzewo, z kotem gonionym przez stado psów!
Rozmazana, ale nadal kochana, Dosia

