Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
W sumie to od dawna sam mówię, ze co drugi to dziś magister i to już nic nie znaczy.
No ale... chlopaki... no ja pierdolę...
Te ogólnie dostępne komputery nas załątwią na cacy.
Ale widocznie tak być musi.
Ostatnie 100 lat w postępie było absolutnie fascynujące.
Naprawdę chciałbym wiedzieć jak będzie wyglądać świat za kolejne 100 lat.
No ale... chlopaki... no ja pierdolę...
Te ogólnie dostępne komputery nas załątwią na cacy.
Ale widocznie tak być musi.
Ostatnie 100 lat w postępie było absolutnie fascynujące.
Naprawdę chciałbym wiedzieć jak będzie wyglądać świat za kolejne 100 lat.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Ja nie chcę wiedzieć jak będzie wyglądać za 20 lat.
- vid3
- Posty: 8699
- Rejestracja: 07.2017
- Lokalizacja: Miasto robotnicze
- Kontakt:
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Ja uczę młódź w technikum.
Znaczy się w sumie tylko na zastępstwa jak nauczyciel wypadnie albo da sobie na luz.
Ostatnio musiałem wystawić oceny na koniec roku.
Klasa 2 i 3. Technik informatyk.
Pytanie (trudne i tendencyjne): Jakie znasz nośniki informacji?
odp: Cisza.
Podpowiadam ... chcesz zgrać pliki z komputera od kolegi i zapisać na swoim.
Na co skopiujesz te pliki?
odp: Na telefon?
Gdzie jeszcze można przechowywać pliki?
odp: w chmurze?
Pytanie ( znowu tendencyjne i upierdliwe)
Z jakich elementów składa się to (pokazuję palcem) stanowisko komputerowe ?
odp: eee, z monitora, eee ...
Co jeszcze ?
odp: no, ... myszka i klawiatura.
A ta skrzynka pod stołem do czego służy i jak się nazywa ?
odp: sorze, dwójka wystarczy jeszcze matmę muszę zaliczyć.
Znaczy się w sumie tylko na zastępstwa jak nauczyciel wypadnie albo da sobie na luz.
Ostatnio musiałem wystawić oceny na koniec roku.
Klasa 2 i 3. Technik informatyk.
Pytanie (trudne i tendencyjne): Jakie znasz nośniki informacji?
odp: Cisza.
Podpowiadam ... chcesz zgrać pliki z komputera od kolegi i zapisać na swoim.
Na co skopiujesz te pliki?
odp: Na telefon?
Gdzie jeszcze można przechowywać pliki?
odp: w chmurze?
Pytanie ( znowu tendencyjne i upierdliwe)
Z jakich elementów składa się to (pokazuję palcem) stanowisko komputerowe ?
odp: eee, z monitora, eee ...
Co jeszcze ?
odp: no, ... myszka i klawiatura.
A ta skrzynka pod stołem do czego służy i jak się nazywa ?
odp: sorze, dwójka wystarczy jeszcze matmę muszę zaliczyć.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Nie chciałbym pójść za daleko, ale właśnie dlatego demokracja jest do doopy.
Ale i dlatego jest genialna.
Ale i dlatego jest genialna.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Krzysiu, dokładnie!
Studenci informatyki ode mnie dowiadują się o mechanicznych, magnetycznych, optycznych i półprzewodnikowych sposobach magazynowania danych. Ode mnie dowiadują się, które z nich są na co podatne. W dużej mierze bierze się to z zerowej znajomości chemii i fizyki, przynajmniej w zastosowaniach praktycznych.
Muszę im tłumaczyć, że dysk zewnętrzny to nie jest input ani output device, choć oni twierdzą, że jest input, jak zgrywają z dysku na kompa, a output, jak zgrywają z kompa na dysk. Nie ujmując niczego Tobie, który jesteś okazjonalnym nauczycielem w technikum, są to ludzie, którzy mieli lekcje informatyki w podstawówce, w gimnazjum, i w liceum albo technikum.
Moim skromnym zdaniem bierze to swój początek z silnej bezrefleksyjności, braku zastanowienia nad otaczającym światem, i tego, że dzieci, od samego początku, jeszcze przed pójściem do szkoły, ale potem także w szkole, nie są uczone poznawania i rozumienia świata, tylko korzystania z niego i z tego, co on nam daje.
Niektórzy twierdzą, że do tego właśnie dążą wszelkie władze, niezależnie od tego, jakie przebranie przybrały w danym momencie, czy nazywają się demokracją, autokracją, tyranią, nazizmem, stalinizmem, itd. Każda władza, nawet ta, mieniąca się demokratyczną, potrzebuje przede wszystkim tłumu wyrobników do spełniania prostych funkcji w społeczeństwie. Trzeba ich wykształcić na tyle, by umieli obsługiwać maszyny i popychać papierki z biurka na biurko, natomiast najlepiej jest, żeby za dużo nie myśleli samodzielnie, bo diabli wiedzą, co im jeszcze do łbów przyjdzie - np. zachce im się mieć własne zdanie i buntować się? Więc lepiej, by za dużo nie wiedzieli i za dużo nie myśleli, by brali świat takim, jaki im się podaje na oficjalnym talerzu.
W szkole uczy się dzieci jak korzystać z tego, co już jest, co istnieje, co zostało stworzone. Uczy się (z lepszym czy gorszym skutkiem) czytać, pisać, rachować, używać określonych narzędzi , natomiast nie uczy się obserwować, zdobywać wiedzy samodzielnie, samodzielnie myśleć i zadawać pytania.
Nie uczy się przechodzenia od szczegółu do ogółu, czyli np. od obserwacji różnych zjawisk w naturze i tworzenia uogólnień, tylko wszystko od razu podaje się na gotowej patelni, albo wręcz odwrotnie, zaczyna się od uogólnień, a kończy na szczegółowych przypadkach.
Taki sposób uczenia np. przeważa na uczelniach wyższych. Zajęcia z większości przedmiotów na pierwszym roku zaczynają się od wysoce uogólnionych teorii, wykładanych tak po prostu "na wiarę". Student ma usłyszeć, zanotować, zapamiętać i powtórzyć, ale niekoniecznie zrozumieć - bardzo często zresztą zakuwa i nawet zdaje, a nadal nie rozumie, bo tej wysoce wydumanej teorii uczono go w całkowitym oderwaniu od świata rzeczywistego i nie pokazano mu praktycznych implikacji, wynikających z tych teorii.
O tych praktycznych implikacjach student dowiaduje się dwa albo trzy lata później, na zupełnie innych zajęciach... I dopiero wtedy (czasem) zaskakuje, że przecież tłumaczy to ta teoria, której uczył się dwa lata wcześniej, nie wiadomo po co (wtedy nie było wiadomo).
Przy okazji - jeszcze jeden poważny błąd naszego szkolnictwa poniżej wyższego: szkoły podstawowe i średnie uczą, że jest tylko jedna właściwa, prawidłowa odpowiedź na każde pytanie. Nie uczy tego, że na niektóre pytania nie ma odpowiedzi, że są teorie, które pewne sprawy wyjaśniają, ale nie do końca, i że są teorie, tłumaczące to samo zjawisko, ale wręcz sprzeczne ze sobą i wzajemnie się wykluczające, że każda z nich może mieć mocne i słabe punkty, ale żadna nie jest doskonała, że nasza wiedza nie sięgnęła już granic, nie wyjaśniła wszystkiego.
Zimny prysznic dostają potem studenci na uczelniach, gdy nagle dowiadują się, że to, czego uczyli się w szkole przez 12 lat można o kant dupy potłuc, bo naprawdę jest zupełnie inaczej, albo, co gorsza, tak do końca, nikt tego nie wie, i że jest kilka teorii, które tłumaczą to, każda inaczej.
Studenci informatyki ode mnie dowiadują się o mechanicznych, magnetycznych, optycznych i półprzewodnikowych sposobach magazynowania danych. Ode mnie dowiadują się, które z nich są na co podatne. W dużej mierze bierze się to z zerowej znajomości chemii i fizyki, przynajmniej w zastosowaniach praktycznych.
Muszę im tłumaczyć, że dysk zewnętrzny to nie jest input ani output device, choć oni twierdzą, że jest input, jak zgrywają z dysku na kompa, a output, jak zgrywają z kompa na dysk. Nie ujmując niczego Tobie, który jesteś okazjonalnym nauczycielem w technikum, są to ludzie, którzy mieli lekcje informatyki w podstawówce, w gimnazjum, i w liceum albo technikum.
Moim skromnym zdaniem bierze to swój początek z silnej bezrefleksyjności, braku zastanowienia nad otaczającym światem, i tego, że dzieci, od samego początku, jeszcze przed pójściem do szkoły, ale potem także w szkole, nie są uczone poznawania i rozumienia świata, tylko korzystania z niego i z tego, co on nam daje.
Niektórzy twierdzą, że do tego właśnie dążą wszelkie władze, niezależnie od tego, jakie przebranie przybrały w danym momencie, czy nazywają się demokracją, autokracją, tyranią, nazizmem, stalinizmem, itd. Każda władza, nawet ta, mieniąca się demokratyczną, potrzebuje przede wszystkim tłumu wyrobników do spełniania prostych funkcji w społeczeństwie. Trzeba ich wykształcić na tyle, by umieli obsługiwać maszyny i popychać papierki z biurka na biurko, natomiast najlepiej jest, żeby za dużo nie myśleli samodzielnie, bo diabli wiedzą, co im jeszcze do łbów przyjdzie - np. zachce im się mieć własne zdanie i buntować się? Więc lepiej, by za dużo nie wiedzieli i za dużo nie myśleli, by brali świat takim, jaki im się podaje na oficjalnym talerzu.
W szkole uczy się dzieci jak korzystać z tego, co już jest, co istnieje, co zostało stworzone. Uczy się (z lepszym czy gorszym skutkiem) czytać, pisać, rachować, używać określonych narzędzi , natomiast nie uczy się obserwować, zdobywać wiedzy samodzielnie, samodzielnie myśleć i zadawać pytania.
Nie uczy się przechodzenia od szczegółu do ogółu, czyli np. od obserwacji różnych zjawisk w naturze i tworzenia uogólnień, tylko wszystko od razu podaje się na gotowej patelni, albo wręcz odwrotnie, zaczyna się od uogólnień, a kończy na szczegółowych przypadkach.
Taki sposób uczenia np. przeważa na uczelniach wyższych. Zajęcia z większości przedmiotów na pierwszym roku zaczynają się od wysoce uogólnionych teorii, wykładanych tak po prostu "na wiarę". Student ma usłyszeć, zanotować, zapamiętać i powtórzyć, ale niekoniecznie zrozumieć - bardzo często zresztą zakuwa i nawet zdaje, a nadal nie rozumie, bo tej wysoce wydumanej teorii uczono go w całkowitym oderwaniu od świata rzeczywistego i nie pokazano mu praktycznych implikacji, wynikających z tych teorii.
O tych praktycznych implikacjach student dowiaduje się dwa albo trzy lata później, na zupełnie innych zajęciach... I dopiero wtedy (czasem) zaskakuje, że przecież tłumaczy to ta teoria, której uczył się dwa lata wcześniej, nie wiadomo po co (wtedy nie było wiadomo).
Przy okazji - jeszcze jeden poważny błąd naszego szkolnictwa poniżej wyższego: szkoły podstawowe i średnie uczą, że jest tylko jedna właściwa, prawidłowa odpowiedź na każde pytanie. Nie uczy tego, że na niektóre pytania nie ma odpowiedzi, że są teorie, które pewne sprawy wyjaśniają, ale nie do końca, i że są teorie, tłumaczące to samo zjawisko, ale wręcz sprzeczne ze sobą i wzajemnie się wykluczające, że każda z nich może mieć mocne i słabe punkty, ale żadna nie jest doskonała, że nasza wiedza nie sięgnęła już granic, nie wyjaśniła wszystkiego.
Zimny prysznic dostają potem studenci na uczelniach, gdy nagle dowiadują się, że to, czego uczyli się w szkole przez 12 lat można o kant dupy potłuc, bo naprawdę jest zupełnie inaczej, albo, co gorsza, tak do końca, nikt tego nie wie, i że jest kilka teorii, które tłumaczą to, każda inaczej.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
No to zaczynam pisać C1+ z angielskiego w CVzdyboo pisze: ↑06 cze 2019, 11:54Niestety Jasiu, ale poziom angielskiego to jest jakiś dramat. Kilka miesięcy temu prowadziłem rekrutację. Znajomość angielskiego wymagana, głównie na piśmie. Można nawet mieć blokadę w głowie, że choć się dobrze zna język, to nie ma opcji odezwania się.samek pisze:Czy to jest średni poziom znajomości języka w tym wieku?
Naprawdę spodziewałem się, że współczesna młodzież po prostu gada, a nie męczy jak np. ja.
Dawałem do przeczytania i przetłumaczenia lub opowiedzenia władnymi słowy dwa akapity z tekstu, który sam kiedyś napisałem. Tłumaczyłem w nim rzeczy trudne lajkonikom. Starałem się pisać prosto. Zresztą nie uważam, że jakoś szczególnie dobrze umiem angielski. Film obejrzę, pogadam, ale książki nie przeczytam.
I co? Ponad dwadzieścia rozmów i trzy osoby były OK. Wszyscy młodzi, mlodsi ode mnie. Angielski pewnie mieli już w szkole podstawowej. W CV poziom B2 czy inny średniozaawansowany, dobry, bardzo dobry itd. Jedna babka, starsza miała odwagę napisać, że się uczy i nie bardzo jeszcze umie. Niestety, to co już się nauczyła, było za mało.

- rbit9n
- Ribitibi
- Posty: 9548
- Rejestracja: 11.2016
- Lokalizacja: Kolonia pod Rzeszowem - Za Torem
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
nie no, jak ma się wymagania, to trzeba pisać, że minimum FCE wymagany.
nie, nie tobie ja służę, ja służę bzdurze!
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
To jest niestety prawda, informacja podana przez zainteresowanego na wiarę na ogół jest nic nie warta.
Trzeba zdawać jeden z uznanych egzaminów międzynarodowych.
Trzeba zdawać jeden z uznanych egzaminów międzynarodowych.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Teraz bezrobocie małe więc leserów trza do pracy zachęcac a nie rzucać kłody pod nogi. Na takie fce się obrażą i nikt się na rozmowie nie pojawi.
Re: Kolejny, cholerny/psioniczny dzień...
Dzisiaj wieczorem córkowa piesa luzem biegająca po parku oddaliła się i znikła.
Wszystko przez petardę która wystrzelił obok jakiś młodzieniec. Telefon " ojciec ratuj",
ja w dryndę i zanim dojechałem Morka znalazła się. Przybiegła pod klatkę schodową i
leżąc czekała na właścicielkę. Całe szczęście, bo z parku jest jakieś 700m do mieszkania
i dosyć ruchliwa droga przez którą trzeba przejść. No byłoby wszystko w porządku gdyby nie zyebana
sąsiadka, właścicielka piesa doniczkowego, emerytowana uczycielka, która zrobiła wielką chryję, że pies
sampopas leży... Na nic się zdały tłumaczenia o wyjątkowości sytuacji ( córka zawsze wychodzi z psem na smyczy)...
Kiedy zabrakło jej argumentów wyzwała córkę od gówniar i oznajmiła, że zadzwoni do "organów ścigania"....
Polska, to piękna kraj...
Wszystko przez petardę która wystrzelił obok jakiś młodzieniec. Telefon " ojciec ratuj",
ja w dryndę i zanim dojechałem Morka znalazła się. Przybiegła pod klatkę schodową i
leżąc czekała na właścicielkę. Całe szczęście, bo z parku jest jakieś 700m do mieszkania
i dosyć ruchliwa droga przez którą trzeba przejść. No byłoby wszystko w porządku gdyby nie zyebana
sąsiadka, właścicielka piesa doniczkowego, emerytowana uczycielka, która zrobiła wielką chryję, że pies
sampopas leży... Na nic się zdały tłumaczenia o wyjątkowości sytuacji ( córka zawsze wychodzi z psem na smyczy)...
Kiedy zabrakło jej argumentów wyzwała córkę od gówniar i oznajmiła, że zadzwoni do "organów ścigania"....
Polska, to piękna kraj...