Nieopodal naszego bloku, tuż przy torach, żyje sobie biedna rodzina troglodytów. Były pan kolejarz, pośrodku miasta brony, stare opony, traktory, syf - biedni ludzie, nie oceniam. Przechodząc ostatnio zobaczyliśmy psiaka, raptem półrocznego, na krótkim łańcuchu. Na następny dzień przyszliśmy z karmą, z ręcznikiem, który na jeszcze następny dzień został psu zabrany z legowiska. No bo szmata się przyda, a pies niech leży na deskach.
Dzień później, pogadaliśmy z kobitą. Mówi, że urodziło się sześć, pięć utopili, bo ślepe były jeszcze, panie, bo to gady były. Jednego zostawilim, ale mój stary ogon mu urąbał dla zabawy po pijaku. Panie, jak chcecie, bierzcie.
Teraz żenujące dla niektórych tłumaczenie. Ja jeszcze po Zuzce nie mogę, trudno mi. Po drugie, za blisko, bo sto metrów od nas a Dzik tam będzie ciągnął i cierpiał, a jeszcze troglodyta go zobaczy. Po trzecie mamy z żoną taki moment, że może branie Dzika może być nieodpowiedzialne.
Natomiast jestem przekonany, że Dzik jest tak cudowny, że raz dwa znajdziemy dla niego cudowny dom. Dzik ma może z pół roku, wygląda na zdrowego, przebadamy go sami u weta, jest radosny, choć nie zna świata poza łańcuchem. Pani jego właścicielka zapowiedziała, że w zimie się nim zaopiekują. Zamkną w ciemnej kotłowni z kuwetą z piaskiem.
Wiem, że są tu też ludzie z Rzeszy i okolic. Póki co donosimy mu jedzenie, by nie musiał jeść spleśniałego chleba i bierzemy na spacery. Gdy przyjdą mrozy, weźmiemy do domu, jednak z (dla Was słabych) powodów, póki co, nie możemy być dla niego rodziną.
Anyway, szukamy domu dla Dzika:






Dodano po 9 minutach 25 sekundach:
