Pod koniec lat 70 praktycznie wszystkie marki (poza, oczywiście, Zenitem i Prakticą) porzuciły nie mające już perspektyw mocowanie M42. Część (Chinon, Ricoh, Cosina i ich klony) przeszły do obozu Pentaxa K, Pentacon wymyślił mocowanie bagnetowe PB (pozostawiając w produkcji tylko stare modele MTL3 i potem MTL5 i jego modyfikacje) - wymyślił PB głupio, bo nie przewidział budowy aparatu multi-mode z automatycznym sterowaniem przysłoną, i to go zgubiło, Fujica wprowadziła nowoczesny bagnet AX, dający możliwość zbudowania aparatu multi-mode, a Mamiya wymyśliła nowe mocowanie bagnetowe, też dające możliwość w pełni automatycznego sterowania przysłoną, a więc pozwalające zbudować aparat multi-mode. W ten sposób te mniej znaczące firmy wyprzedziły Nikona i obóz Pentaxa K, których bagnety nie przewidywały automatycznego sterowania przysłoną.
Oczywiście na szarym końcu była Konica z jej przestarzałym bagnetem AR, który, nie mając symulatora przysłony, pozwalał tylko na automatykę przysłony. Z nieznanego powodu, jakkolwiek bagnet chyba pozwalał na zbudowanie sensownego aparatu z automatyką programową, model FP-1 miał jedną z najdziwniejszych i najmniej użytecznych automatyk, jakie można sobie wyobrazić.

Mamiya, dla odmiany, zastosowała rozwiązanie bardzo innowacyjne - w większym stopniu postawiła na komunikację elektryczną pomiędzy aparatem a obiektywem. Nie była pierwsza, bo chyba pierwszą marką, która zastosowała elektryczny symulator przysłony w obiektywach była Praktica w modelu LLC i późniejszych serii VLC, PLC i EE, a potem w serii B. Także Fujica w bagnecie AX zastosowała jeden elektryczny styk, służący do komunikowania wartości przysłony maksymalnej. Ale w bagnecie Mamiyi tych styków pojawiły się aż dwa rzędy: aż 11 styków w aparacie u góry bagnetu i 5 styków z boku, przy czym żaden obiektyw nie miał więcej niż 6 styków u góry - 5 z 11 styków w aparacie nie było wykorzystywanych.
Wykorzystywane styki u góry służyły dwóm celom: trzy z nich wprowadzały korektę ekspozycji w przypadku niektórych obiektywów, a trzy z nich sygnalizowały aparatowi ogniskową założonego obiektywu - przekładało się to szybkość migawki, przy której pojawiał się sygnał, ostrzegający o możliwości poruszenia.
Z pięciu kontaktów z boku, cztery z nich służyły do komunikacji ze światłomierzem i sterowania przysłoną przy automatyce przysłony i programowej.
Ostatni z tych pięciu kontaktów występował tylko w obiektywach Sekor-EF (4 modele) i połączony był z wbudowanym w nie koderem odległości, który służył automatyce pracy z lampą błyskową - ustawiona na obiektywie odległość wpływała na naświetlanie z systemową lampą błyskową na zasadzie "Guide Number system". Ciekawostką było to, że obiektywy miały wyłącznik tego kodera - należało go włączać tylko przy fotografowaniu z systemową lampą błyskową.
Było to rozwiązanie chyba podobne nieco do canonowskiej automatyki, stosowanej w nielicznych (chyba też tylko 4) obiektywach FD w latach 70 - tyle, że u Canona wymagało to założenia na przód obiektywu specjalnego pierścienia, zawierającego koder odległości i sprzęgającego się z odpowiednim występem na obiektywie, i łączonego kablem z aparatem i lampą.
(cdn.)