I znałem takiego blacharza, który w ten sposób zarabiał - czy może dorabiał?
Rzecz w tym, że w pewnym momencie warsztat blacharski zaczął mu kiepsko iść, mimo dobrego wyposażenia, bo miał te wszystkie ramy do naciągania, i komorę lakierniczą i "szuszalniczą", itd., bo w pewnym momencie, gdy firmy ubezpieczeniowe zaczęły ogłaszać szkodę całkowitą przy stosunkowo niewielkich kolizjach, ludzie przestali naprawiać rozbite auta u blacharza. I nagle się okazało, że jak kiedyś czekało się u niego w kolejce na naprawę, to potem miał często pusty warsztat całymi dniami.
I w końcu wymyślił sposób, żeby dorobić trochę: zaczął z Zachodu (gdzieś z Francy, bo tam miał jakiś kontakt) przywozić różne rozbitki, naprawiać je i sprzedawać. Wciągnął w to swojego sąsiada-mechanika i robili to razem - jeden robił blachę, drugi części mechaniczne. Niestety, w zespole zabrakło im elektronika - te nowoczesne samochody są tak nasycone elektroniką, że miewali problemy właśnie z elektroniką w tych naprawianych samochodach. Blachę naprawili, mechanizmy naprawili, a samochodu nadal nie mogli uruchomić.

A co do szkody całkowitej, to wydaje mi się, że jest jakieś rozróżnienie pomiędzy "całkowitą szkodą techniczną", gdy samochód naprawdę jest uszkodzony tak, że jest nienaprawialny, a "całkowitą szkodą ubezpieczeniową" - gdy samochód jest technicznie naprawialny, ale wg ubezpieczyciela jest to nieracjonalne i nieuzasadnione finansowo, bo koszt naprawy jest zbliżony do wartości samochodu przed szkodą, itd. W takim przypadku dowód rejestracyjny nie jest "trwale niszczony", i ludzie potem naprawiają takie samochody własnymi sposobami albo w znajomym warsztacie "po kosztach" itp., i wracają one na drogę, oczywiście po przeglądzie.