no_gravity_Carlos pisze: ↑13 gru 2019, 09:16
mysle, za paru kolegow z forum mogloby sie pochwalic z archiwum msw:)
Na przykład ja...
Najpierw z soboty na niedzielę spierdalaliśmy ze strajku studenckiego do domów, a kilka miesięcy później zachciało mi się robić zdjęcia na dworcu kolejowym w Klerykowie (zakaz fotografowania + stan wojenny), więc zgarnęli mnie razem z kumplem, negatywem oraz powiększeniami ze strajku, które miałem przy sobie.
Myślę, że dawno go spalili jak Stopczyk Radomskie.
Ale wcześniej negatyw ów wyciągnęli z Praktiki, po czym wywołali i dopiero w świetle dziennym zobaczyli, że sfotografowałem, o ile pamiętam, następujące tajne obiekty: biegnącą grubą konduktorkę na tle lokomotywy parowej i kumpla, Zenka, na tle torów z pociągiem. Normalnie imperialistyczny szpieg ze mnie, a może i szpieg szoguna.
Powinnam mieć gdzieś zdjęcia z pierwszego miesiąca wojny
Kuzyn brał ślub, dostał pozwolenie na wesele, ale w mieszkaniu i bez możliwości opuszczania lokalu do rana. Było tłoczno, parno i duszno
Do tego stopnia, że babcia panny młodej umarła sobie po cichutku w fotelu postawionym przy piecu, co zauważono po dłuższym czasie. Jeszcze dłużej, bo do rana, czekano na karetkę. Czego już nie zobaczyłam, bowiem moja osobista babcia zarządziła odwrót do domu, mówiąc że przeżyła dwie wojny i w dupie ma godzinę milicyjną i jakieś ZOMO
Mojego kuzyna zgarnęli z ulicy pod domem o godzinie 23.00.01, bo nie zastosował się do godziny milicyjnej, bo tramwaj się trochę spóźnił i nie zdążył na czas do domu. Zwinęli go bezlitośnie i żadne argumenty, że to minutka czy dwie, nie przemawiały. Spędził na dołku całą noc. Ale to było już jakiś czas po 13 grudnia.
Natomiast samego 13 grudnia moja mama miała lecieć z Warszawy w zagraniczną podróż służbową, i umówiłem się, że pojadę z nią pociągiem do Warszawy, odwiozę na lotnisko, wsadzę w samolot, i wracając odwiedzę ojca w Warszawie.
Poszliśmy na postój taksówek, i tam usłyszeliśmy pierwsze niepokojące wieści, następne w pociągu. Mama kazała mi bezwzględnie wracać do domu, wprost zabroniła mi po prostu jazdy do Warszawy, a sama - z kolegami z pracy, z którymi miała jechać - postanowiła jednak jechać do Warszawy, bo przecież nie było nic wiadomo, nie można było nigdzie zadzwonić i niczego się dowiedzieć. Nie wiedzieli, czy mają jechać, czy nie, czy wylecą z Warszawy, czy nie...
W końcu jak dojechali na lotnisko, dowiedzieli się, że wszystkie loty odwołane, granice zamknięte, i mogli tylko wrócić na dworzec i wsiąść w pociąg z powrotem do Łodzi.
Na Sylwestra 1981/2 miałem zaproszenie do znajomych, którzy wystąpili do władz o pozwolenie zorganizowania zgromadzenia, uzyskali je, ale musieli przedstawić pisemną listę gości z dokładnymi danymi personalnymi.